Fri
16
Dec
2011
Jarosław Kaczyński straszy cię, że wróci do władzy. Paczka papierosów tym, że umrzesz na raka, butelka wódki marskością wątroby. Kościół diabłem, piekłem i zbiórką na remont kaplicy. Były wicepremier trzecia falą recesji gospodarczej, która ma przyjść nieuchronnie. Kura, która lezie, dziobie i gdacze – tym że uosabia ptasią grypę, prosie przyrumienione na ruszcie włośnicą, gulasz wołowy chorobą Creutzfeldta-Jakoba. Nie pójdziesz do szpitala – umrzesz. Pójdziesz, to tym bardziej. Czeka tam na ciebie żółtaczka, paciorkowiec, sepsa, strajk lekarzy, pielęgniarek. Telewizja straszy również nieodzownym w chorobie wydatkiem na łapówkę. Radio narastającym bandytyzmem i zbliżającymi się mrozami. Jedziesz – szosa ściele się krzyżami, oznaczającymi czyjąś śmierć. Leżysz – z powodu pokoju najczęściej teraz umiera się we własnym łóżku. Patrzysz w niebo – dziura ozonowa. Patrzysz w dół- olbrzymie złoża metanu zagrażające naszej egzystencji. Nie kupisz voltarenu, wykończy cię kręgosłup, avenocu załatwią cię hemoroidy. Masz żonę – taka osoba, jeśli nie zdradza męża, to choruje na nowy samochód. Masz dzieci – zagrażają im pedofile, pijani kierowcy i pogiertychowa, prokatolicka szkoła. Pracujesz – mogą cię wyrzucić. Wyrzucą – strach przed bezrobociem. Będąc zdrowym można zachorować, będąc bogatym stracić, zakochanym doznać zawodu. Żywnością można się zatruć, ale i picie bez zakąski nie jest zdrowe. Młodych straszą starością, starych – naporem młodych, kobiety – upośledzeniem społecznym, mężczyzn – seksualnym, umysłowym i narastającym feminizmem.Przeciętnego człowieka straszą tylko trochę, ale za to stale i wszystkim.
Czyż wobec tego nie lepiej wybrać się na długi spacer brzegiem morza planując podczas niego menu na Święta? :)
Sun
11
Dec
2011
Społeczeństwo polskie jest i będzie podzielone. Trwale, czyli za zawsze. Na Ciemnogród i Jasnogród, na nacjonalistów, wyznawców USA i Europejczyków, na lewicę, centrum, prawicę, na radykalnych i umiarkowanych. Nie zamierzam się kumplować z Ciemnogrodem, z nacjonalistami, wyznawcami Coca-coli i radykalną prawicą. Żyjemy w kraju przepraszalskich, gdzie uważa się, że to magiczne słowo, jakim jest słowo "przepraszam" potrafi dać zadośćuczynienie za wszystkie przykrości i upokorzenia, straty spowodowane nasza lekkomyślnością, bądź zazdrością.Doktrynerzy kłamią mówiąc, że żyjemy w wirtualnym świecie. Nasze auta, żony, forsa, żarcie, mieszkania, dzieci i interesy są realne, wręcz naturalistyczne. Kierowanie władzą wykonawczą i ustawodawczą to nie rola konferansjera speca od taktu, wdzięku, gadania, uwodzenia, łagodzenia, czarowania i podbijania.Wszyscy przeceniają telewizję i internet jako instrument rządzenia. Namiastką rządzenia bywają czasami zagraniczne podróże. To dla wielu narkotyk, bo wyzwala na chwilę od wewnętrznych kłopotów, zapewnia obcowanie ze współbogami, przynosi iluzję podnoszenia swojego prestiżu. Można podać łapę jakiemuś prezydentowi, ale długa jest lista tych, którym nic to nie pomogło. W żadnej materii.Polska wyznaje zasadę moralną i prawną, że terroryzm organizacji skrajnych nie może usprawiedliwiać terroryzmu państwowego. I bardzo słusznie, tylko zasad takich powinno się przestrzegać wszędzie. Zasadę tę odnosi się np. do represji stalinowskich wobec powojennego podziemia zbrojnego albo do hitlerowskich pacyfikacji będących odwetem na całej ludności polskiej za poczynania partyzantów. Dlaczego wobec tego nasz rząd nie uznaje Izraela za państwo terrorystyczne? Przecież jego rząd i armia stosuje masowy odwet za operacje straceńców-zabójców.Izrael powstał w toku lokalnej wojny dwóch społeczności: żydowskiej i arabskiej, które wzajemnie odmawiały sobie prawa do stworzenia w Palestynie własnych państw, jak tego chciał ONZ. Później Izrael prowadził już tylko wojny napastnicze kierując się prawem silniejszego. Obecny dramat i wciąż napięta sytuacja polityczna jest skutkiem półwiekowego nadużywania siły w imię polityki niedopuszczania do powstania niepodległej Palestyny Arabskiej. Przy pełnym poparciu USA. Ameryka zaś nic nam (poza Jałtą) złego nie zrobiła, Polska nigdy nie była jej ofiarą, jej Wietnamem, Panamą, Gwatemalą, Nikaraguą, Irakiem, dlatego tez tak wielu z pożądaniem spogląda w jej kierunku. Nawet jej rakiety wycelowane onegdaj w CSMW im. wiceadmirała Józefa Unruga w Ustce nie zmieniają tego faktu. Marzy o unii z USA niezależnie co by to miało dla nas oznaczać.Inaczej mówiąc według tych wizji Polska dla Europy ma być tym, czym amerykańska baza Guantanamo dla Kuby. Dalekowzroczność takiego wyboru nie sięga otóż czasów, kiedy świat zespolony przeciw imperialnemu hegemonowi zacznie takie bazy likwidować.Odnoszę wrażenie, że niektórzy politycy, dziennikarze i krewcy krzykacze po prostu rozdeptują ludzki rozum.
Tue
06
Dec
2011
Pewien incydent( nie, nie wpłynął on na moje życie, ale jakieś tam piętno w mej psychice pozostawił, jak zresztą wszystko co mój mozg jest w stanie wyłapać z otoczenia), który miał niedawno
miejsce sprowokował mnie do skierowania mych myśli w dość ekscentrycznym, jak na dzisiejsze jeszcze czasy kierunku. Gdy podoba mi się kobieta, to nie wiem, czy dlatego, że ładnie pachnie,
pięknie wygląda, pięknie się porusza, ma super ciuchy, jest elokwentna, a może tylko dlatego, ze przyjechała fajną bryką. Moje zdanie na mój własny o niej pogląd zaczyna się krystalizować po
czasie, kiedy pogadam z nią osobiście,przez telefon, net, dostanę list, zdjęcie, zidentyfikuję markę perfum, a w końcu obejrzę jej wyciąg z konta,dowód rejestracyjny auta i poznam miejsce
zameldowania, jak i zamieszkania.Jeszcze do niedawna nieznana firma Abyss Creation z Los Angeles wyprodukowała lalkę pozbawioną niektórych cech ludzkich, która przez to stała się lepsza niż żywa
kobieta. Lalka zasadniczo służy do "korzystania", ale nie ma wiele wspólnego z pompowanymi manekinami dostępnymi za kilkaset złotych. Jeden z pierwszych użytkowników tej zabawki zwanej przez
twórców realdoll (prawdziwa lalka) tak wyraża swoją wdzięczność: "najlepszy seks, jaki mi się przytrafił. Przysięgam na Boga. Ta zabawka jest lepsza niż żywa kobieta. Jest fantastyczna. Kocham
ją. Moja żona nie jest tak dobra. Jeżeli kłamię, Panie Boże pozbaw mnie zdolności kredytowej. Mogę poddać się badaniu na wykrywaczu kłamstw lub przysiąc na moje dzieci. Spełniłem swoje pożądanie
i jestem z tego dumny." :)Ciało jej wykonano z gumy silikonowej podobnej do tej używanej w hollywoodzkich filmach dla efektów różnego rodzaju, w tym specjalnych, bardzo odpornej na gięcie i
ścieranie. W najnowszych generacjach użyto specjalnej formuły silikonu nasączonego nieszkodliwym olejem, który wypełnia przestrzeń między molekularną. Dzięki temu ciało jest realistyczne w dotyku
i bardziej elastyczne. Można je tatuować, kolczykować, ondulować, malować, kąpać, przykrywać kocem elektrycznym, a także zabawiać się z nią w basenie, gdyż jest wodoodporna oraz wytrzymała na
upały dochodzące do 100 stopni. Występuje w 15 modelach o wzroście od 160 do 180 cm i masie od 40 do 70 kg. Można tez zamówić indywidualny wzór z oryginalnym wyrazem twarzy, kolor peruki, cery i
oczu. Myślę, że wyidealizowane sztuczne babeczki, zdrowe, wiecznie młode i aseptyczne, staną się zagrożeniem dla prostytucji oraz ciągnących się za nią chorób wenerycznych. Ludzie w
jakikolwiek sposób upośledzeni, nieśmiali lub ociężali umysłowo będą wreszcie mieli możliwość normalnego życia seksualnego. Pod warunkiem, że dokona się umasowienie tego wynalazku – co na razie
nie jest możliwe przy cenie 8500 dolarów sztuka (Ceny zaczynają się na około 6.500 zł.,natomiast niektóre modele kosztują ponad 10.000 USD.)....:)
p.s. Czy ktoś może pochwalić się idealnie wyglądającą partnerką, która się nie zestarzeje, nie zaśmierdnie, nie miewa menstruacji i bólów głowy, do tego nie narzeka, nie piętrzy wymagań, nie
profanuje sportowych wydarzeń i jest relatywnie, czyli dość tania w utrzymaniu???? Nikt nie może!!!! No własnie .... ;))Więcej o tym wynalazku:
http://www.realdoll.com/
http://en.wikipedia.org/wiki/RealDoll
Sun
04
Dec
2011
Radzę, aby wśród życzeń świątecznych i Noworocznych znalazło się koniecznie: oby nadchodzący rok był tylko niewiele gorszy od upływającego.Ustka nabiera rozpędu nie w inwestycjach, planach na przyszłość co do rozbudowy miasta a w podwyżkach szykowanych na przyszły rok. Jest po wyborach samorządowych, więc wygrani mają sposobność zapisać się w dziejach Ustki. Co, że podwyżki są mało popularne? Kto będzie o tym pamiętał po latach? Tak więc idą w gorę podatki, opłata za wodę i ścieki, oraz oplata klimatyczna.
Ta ostatnia, oczywiście, nie bije bezpośrednio w mieszkańców, ale gdy wczasowiczom przyjdzie zapłacić większą o 30 % opłatę od luksusowego, usteckiego klimatu, to może się okazać, że turystów będzie o 30, 40 procent mniej. Tutaj, chyba, nie chodzi o to aby ilość przeradzała się w jakość, prawda? Jest coś takiego jak teoria krzywej Laffera, zgodnie z którą kolejne wzrosty stawek opodatkowania powodują coraz mniejsze przyrosty przychodów, aż do chwili kiedy dalszy wzrost stawki spowoduje całkowity spadek wartości przychodów z danego podatku. Rachunek jest prosty.
Poza tym dochodzi kwestia ściągalności. Może lepiej byłoby popracować, wypracować jakiś mechanizm aby część rzeczonego nie "ginęła w tłumie"? Warto też pamiętać, że przyrost wpływów do kasy miasta nie zawsze wiąże się z podwyżkami podatków, a bywa, nawet często związana z podniesieniem atrakcyjności uzdrowiska, zapewnieniem pożądanej infrastruktury i przez to zwiększenie ilości napływających kuracjuszy i wczasowiczów.
Thu
01
Dec
2011
Nie będzie browaru w Ustce za to będzie w Darłowie. Skoro miasto odmówiło inwestorowi sprzedania terenów w porcie a dzisiaj są andrzejki, staropolski obyczaj wróżebny, to Ustczanie potrzebujący procentowych płynów z uwagi na pogłębiający się kryzys i nierozsądną odmowę urzędników miejskich muszą coraz częściej sięgać po produkty własnej roboty. Domowe pędzenie wódki to także, nie zawsze uświadomiony, patriotyczny odruch. Jeszcze dwieście lat temu wolni Polacy mogli wódkę pędzić, piwo i wino też, chyba że zazdrosny szlachcic im tego zabraniał. Monopol państwa, jak i prohibicja to wymysł zagraniczny. Po powstaniu styczniowym ruski carat dążąc do totalnego zdławienia polskiego ducha narodowego zakaz na nasze społeczeństwo nałożył. Przy pomocy proruskich sługusów i osób nierzadko pochodzenia żydowskiego pilnowano aby zakaz nie był łamany. Co zaowocowało słynnym w świecie, podskórnym polskim antysemityzmem i zamiłowaniem do konspiracji. Dzisiaj moraliści ronią krokodyle łzy z rozpaczy nad sondażowymi badaniami, z których wynika, iż większość studentów i młodej inteligencji za nic mają normy moralne i prawne, etykę zawodową. Marzą jedynie o tym, aby dać się skorumpować, wejść nawet w nielegalne interesy, pracować dla grup towarzyskich zwanych mafią. W razie wpadki zawsze można próbować tłumaczyć się okolicznościami łagodzącymi, że pędzili gorzałkę z pobudek patriotyczno-koleżeńskich. Nasze państwo patrzy na piractwo poprzez XIX-wieczny monopol spirytusowy, tytoniowy itp. Jednak obecnie mafie coraz częściej i lepiej zarabiają nie na przemycie alkoholi, lecz myśli. Na podróbkach wytworów intelektu. Cieknące informacjami łącza są zyskowniejsze niż doświadczenia Al Capone, czyli rurki-wężownice kapiące spirytusem.
Wszystkim Andrzejom- na zdrowie! :)
Tue
29
Nov
2011
Światem powinni rządzić zjadacze bigosu, gęsi, kaczek, śledzi, kaszanki, golonki i salcesonu. Nie wiadomo dlaczego czerpie się ze USA bez wyboru, nawet obyczaje, więc na przyjęciach oficjalnych podają u nas łykowatego indyka polanego kompotem z puszki. Bary nazywają jakoś dziwnie, tak nie po polsku. I to w kraju, gdzie elyta zawsze ucztowała smakując produktów ze świniobicia i samogonu.
Przy ulicy Darłowskiej w Ustce znajduje się jeden z wielu barów mieście, Boston Bar. Nazwa Boston Bar została wybrana przez właścicieli z sentymentu do miasta, w którym spędzili kilka lat swojego życia ciułając i odkładając każdy grosz na założenie własnego biznesu po powrocie do Polski. Nie zaczyna się jednak ta opowieść w Bostonie w stanie Massachusets a już po ich powrocie, w mieście Ustka. Na temat tego baru wybuchają w różnych miejscach realnego i wirtualnego świata co rusz ożywione dyskusje. I oto mechanizm jest wciąż taki sam: fanatycy, z mózgami rozmiękczonymi nienawiścią, podrzucają byle co, na ogół łgarstwo. Po czym, wbrew wszelkim regułom i wbrew zasadom życia publicznego, a z obrazą sensu, odzywa się cała orkiestra kolesi. W głowie przeciętnego obywatela jego zdolności myślowe przerabia się na wieloskładnikową pizze. Przeciętny Kowalski to wierzy, to nie wierzy, ale jest przekonany, iż problem ewentualnej brudnej toalety w barze, czy też sraczki po zjedzonym daniu, specjalności zakładu, jest teraz sprawą najdonioślejszą i bulwersującą. Z każdego g*wna, które podrzuci zawistny sąsiad, niezadowolony pracownik, rozczarowany klient czyni sie wybuch jądrowy. W rezultacie, zniszczona zostaje przez takich pierdzieli wszelka zdolność ludzi do pojmowania i stopniowania ważności dziejących się wydarzeń w mieście. Pępkiem życia staja się w Ustce okoliczności podawania bigosu w Bostonie. Ta orkiestra, hucząc, przerabia społeczeństwo w zbiór idiotów. Mali kłamcy, z małego miasta, sprawiają, że unicestwia się w ludzkich głowach obraz realnego bytowania społeczności całej i zastępuje go światem udawanym.
Niełatwe życie mają nuworysze w Ustce. Ta mała społeczność dokładnie wie, widzi i pilnuje, aby przypadkiem nikt spośród nich nie wybił się nawet ociupinkę wyżej. Nie ważne jaką pracę dla osiągnięcia tego celu wykona, jak bardzo się natrudzi,ile wyrzeczeń sobie narzuci. A przecież rynek, gust konsumenta, konkurencja są wystarczającymi narzędziami, aby zweryfikować stawiane zarzuty. I tego najlepiej się trzymać, nastawiając się na weryfikację rzeczywistości poprzez własne doświadczenia. Organoleptycznie również ;)
Tue
29
Nov
2011
Różni są Ustczanie: przyjezdni i prawdziwi, brudni i domyci, pedały i dziwkarze, bogaci i penerzy, mówiący rynsztokową gwarą i zdrowaśkami, blondynki i brodaci, depilujący się i taksówkarze.Jedno jest tylko co ich łączy- wszyscy są wrogami dalszej, pogłębiającej się prowincjonalizacji Ustki. Jednak każdy widzi walkę z tym zjawiskiem inaczej, inne też działania uważa za priorytetowe, te najważniejsze. Bywam na różnych, lokalnych forach gdzie pisze się o Ustce i jej sprawach. Forach prowincjonalnej gazety również i mimo tego, że moja wrażliwość moralna nie jest większa niż głazu na łaskotki, to poczułem wyrzuty sumienia tego organu wewnętrznego, którego nie znajdzie się w żadnym atlasie anatomicznym. Żal mi się zrobiło użytkownika Kazika, posiadającego funkcje moderowania na tym forum. Jaki to musi być biedny, zahukany w rzeczywistym życiu człowiek, przywalony ogromem obowiązków życiowych, niedowartościowany chłopczyk, którego poczynania na forum świadczą, że jest osobą, która nie ma umiejetności stanięcia obok siebie samego i popatrzenia z dystansu na siebie. Nie ma autorytetów moralnych, bo sam dla siebie jest alfą i omegą. Myślę, ze takich ludzi jak on pełno jest w policyjnych i psychiatrycznych kartotekach, bo jak inaczej wytłumaczyć fotografie w awatarze przypominającą "sprawiedliwego" ziejącego czerwonym spojrzeniem i posiadającego w sygnaturce motto: "In civitate libera lingua mensque liberae esse debent"( W wolnym państwie język i myśl powinny być wolne) a tępiącego z maniakalnym uporem wszelkie przejawy wolnej dyskusji będącej nie po jego lub piśmidła linii poglądowej, jak nie objawami schizofrenii? Łącząc się zapewne z Cejrowskim w umiłowaniu prostej moralności Dzikiego Zachodu, przypominającym z aprobatą, że tam, złapanych na gorącym uczynku, koniokradów wieszano natychmiast, na forum kasuje z upodobaniem wpisy podając bzdurne powody swej ingerencji. Powołując się na skopiowane z internetu zasady netykiety blokuje, zniechęca bywalców do wypowiadania się, przedstawiania swego zdania w wielu drażliwych dla regionu, dla Ustki również, sprawach.Sprawcami nagłego zdziczenia pojęć naprawdę nie są bandyci. Przypadki takie jak ten wyzwalają potencjał agresji i ciemnoty, który drzemał w małym Kaziu. Dziś kasowanie postów dla forumowiczów, jutro samosądy dla aferzystów, pojutrze dla homoseksualistów, potem dla bogaczy i postkomuny oraz wszystkich, przeciw którym daje się podjudzić frustratów o kwadratowych łbach. Wiem, że jest tam więcej "porządkowych" i jeżeli wszyscy są tacy jak Kazik, bądź gorsi, to Ozyrysie miej w opiece tamto miejsce i tych, którzy naprawdę chcą wnieść swą "cegiełkę" w polepszenie wizerunku regionu, czy też Ustki.
Sun
27
Nov
2011
Już niedługo zaroi się promenada, molo, plaża, stylowe uliczki Ustki nowym rodzajem turystów. Będą to turyści- emigranci zjeżdżający w swe rodzinne strony spędzić Święta w gronie najbliższych, w otoczeniu tak miłym dla wspomnień. Mając możliwość i wybór wyjazdu w egzotyczne kraje po raz kolejny, jak bociany, czy tez jaskółki wrócą do swych "gniazd". Od wejścia Polski do Unii Europejskiej polscy emigranci przysłali do kraju łącznie ponad 112 mld zł. Szacuje się, że niewiele mniej wwieziono do kraju w tak zwanej "skarpecie". Pieniądze te służą stabilizacji całego systemu bankowego w Polsce. Euro, funty, czy dolary są wymieniane na złotówki, dzięki temu łatwiej zwalczać jest inflację, polski pieniądz nie tak szybko traci na wartości. Dzięki pieniądzom przysyłanym przez tych, którzy pracują, żyją za granicą, poprawia się jakość życia w kraju. Ciekawe tylko, jak długo jeszcze...niedoceniani, często wyśmiewani przez elity partyjne w Polsce będą lokować swe uciułane oszczędności w Polsce?Wielu rodaków poza krajem żyje z dnia na dzień, wykonują najgorsze prace, nic nie oszczędzają, zarabiają tylko tyle, żeby przetrwać. Ale co jakiś czas biorą tygodniówkę, bądź dwie i jadą z nią do Polski. Przez siedem dni szaleją, wszystko wydają, pozwalając zarobić rodzimym branżom usług rozrywkowych, rzemieślnikom, po czym wracają do swojego, nadzwyczaj skromnego bytowania. I odpowiada im to, bo twierdzą, że jeśli mają biedować, wolą to robić w fajniejszym niż rodowite otoczeniu, gdzie mogą w dodatku liczyć na jakąś możliwość poprawy losu, której w Polsce nie będą mieć nigdy. A w kraju przez kilka tygodni w roku chcą żyć pełną gębą, bawić się i nie szczypać z każdym groszem, zadając szyku, kultywując szkołę lansu i balansu. To właśnie za sprawą polskich wakacji i okresów świątecznych emigrantów zarobkowych tak dobrze radzą sobie u nas firmy autobusowe i tanie linie lotnicze.Jednak to własne mieszkanie stanowi główny cel Polaków pracujących za granicą a chcących wrócić w przyszłości do kraju, co cieszy niezmiernie developerów na równi z biurami obsługującymi rynek wtórny. Pieniądze na ten i inne cele są przesyłane do banków, ludzie mają tam depozyty. Za sprawą środków z zagranicy w kraju rośnie popyt konsumpcyjny, co napędza koniunkturę w wielu dziedzinach, napędza popytu wewnętrzny. Dzisiaj to bardzo ważne, bo polska gospodarka znalazła się w trudnej sytuacji podobnie do gospodarek wielu państw europejskich.To z pewnością nie pomoże w bezbolesnym pokonaniu kryzysu, ale bez tych pieniędzy polski deficyt wyniósłby już prawie 21 mld euro, ze wszystkimi negatywnymi tego konsekwencjami.Bądźmy więc dla nich gościnni, nie tylko w Ustce...
Thu
24
Nov
2011
Jak wszystkim poza ambasadorem Rosji, Białorusi i kilku krajów pomniejszych wiadomo, Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska nr 4 jest mocarstwowym pępkiem świata.Krajem szczęśliwości, bogactwa i inwestycji wszelkich. Naszą ropą naftową i gazem zalewamy Arabię Saudyjską, Kuwejt i inne Państwa Bliskiego Wschodu, czysto polskiej myśli technologicznej samochody, statki i samoloty najnowszej generacji podbijają Japonię, Koreę i Chiny, piastowskie komputery, sprzęt RTV i AGD, oraz oprogramowania stanowią marzenie USA. Elektronika i badania kosmiczne od Matki Boskiej Częstochowskiej dystansują Chiny, Rosjanie zdechliby bez polskiego kawioru, ziemniaków i koniaku. Połowa cywilizowanego Świata nie chce pójść spać bez bajek dyrektora Rydzyka. I tylko krew mnie zalewa, gdy kolejne rządy tłumaczą zamrożenie poziomu najniższej krajowej tym, że Polak i tak sobie poradzi. Pytam się: jak? Jak, legalnie, nie okradając państwa, innych obywateli można sobie poradzić w obecnych czasach z pensją 1032 zł. netto? No i oczywiście nie wegetując.... Dla mnie jest to ewidentne zachęcanie do grabieży. Do różnego rodzaju przekrętów, korupcji, patologicznych zjawisk do walki z którymi powołano, i nadal myśli się o tworzeniu, wiele organów państwowych.... Tak koło się zamyka i tylko natura, ta piękna, nieskalana ręką człowieka, niezależna od niego potrafi czasami przyjść w sukurs nam a to wysypem grzybów, a to obrodzeniem jagód, turystami czasami :)
Dobranoc ;)
Wed
23
Nov
2011
Było przed godziną 23.00 gdy wybrałem się na spacer. Na wysokości O.W. Azoty zszedłem na plażę i natychmiast poczułem czego zapomniałem zabrać a raczej ubrać. Tak ostro wiatr zaciął od morza. Niedoskonałości w mej garderobie, jak zwykle, wynagrodził mi widok jaki rozciągał się przede mną. Morze, niespotykanie spokojne o tej porze roku wydawało z siebie jedynie cichutki pomruk. Na czystym niebie widoczne gwiazdy konkurowały w rozjaśnianiu otoczenia z ustecką latarnią a ja mimo lekkiego chłodu na wysokości nóg czułem się wspaniale, prawie szczęśliwym. Bo co więcej do szczęścia człowiekowi potrzeba poza zdrowiem, sytością i przepięknym, nocnym krajobrazem roztaczającym się przed oczami? A czymże jest to opiewane i stawiane przez poetów za cel szczęście? Na pewno każdy ma swoją teorię, swoje zdanie na ten temat.
Władysław Tatarkiewicz, wszechstronny naukowiec i filozof, wyróżnia cztery rodzaje szczęścia:
1. szczęście jako „wybitnie dodatnie wydarzenia”;
2. szczęście jako „wybitnie dodatnie przeżycia” wpływające na bieg życia człowieka;
3. szczęście jako „posiadanie największej miary dóbr dostępnej człowiekowi” – chodzi tutaj o dobra materialne, które podnoszą status naszego życia i dobra psychiczne ;
4. szczęście jako zadowolenie z życia –chodzi tutaj o całościowy bilans szczęścia w życiu danej osoby. Jeśli jest więcej w dotychczasowym życiu chwil, zajść pozytywnych, to można powiedzieć, że życie takiej jednostki było szczęśliwe.
Tatarkiewicz pokusił się nawet o sformułowanie definicji życia szczęśliwego. I tak według Władka życie szczęśliwe, to "życie dające trwałe, pełne i uzasadnione zadowolenie". Enigmatycznie brzmi, prawda?A czy my mówiąc, że jesteśmy szczęśliwi bierzemy pod uwagę cale swoje życie, czy tez poddajemy się nastrojom chwili, mirażom życia? Władysław Tatarkiewicz dzieli pojęcie szczęścia na subiektywne i obiektywne. Myślę, że samemu jest trudno obiektywnie ocenić nasz poziom wewnętrznego zadowolenia. Zawistnym sąsiadom jeszcze trudniej.
Dla Demokryta szczęście to tyle co dobre samopoczucie lub dobry stan duszy, natomiast Sokrates i Platon wysunęli pogląd, że szczęśliwym jest ten, kto w swoim życiu posiada dobra rozumiane jako cnoty. Dobra były rozumiane przez nich jako "rzeczy dobre i piękne", więc były to dobra nie tylko materialne, ale i duchowe.Arystoteles szczęściem nazywał posiadanie togo co najcenniejsze. Kryterium oceny cenności był sam człowiek. Jeśli najcenniejsza była dla niego wiedza, to szczęśliwym był ten, który ją posiadł, jeżeli najcenniejsze były dukaty, to....wiadomo ;)
Wszyscy znamienici filozofowie swoje wywody kończą wnioskiem, że sprecyzowana definicja szczęścia jest nieosiągalna. Chyba, że mogą ją sprecyzować goście zaproszeni na kolacje w usteckiej restauracji Syrenka zorganizowaną przez Magdę Gessler. Porównując menu podane podczas uroczystości z domowym jedzeniem. Ciekawe, które zasłużyłoby na to zaszczytne miano? :)
Wed
16
Nov
2011
Właśnie zakończono projektowanie rzeźby, która stanie przy promenadzie w Ustce, a dokładnie w parku uzdrowiskowym niedaleko pensjonatu Dajana. Ma to być ławeczka z siedząca na niej Ireną Kwiatkowską, wielką polską aktorką, która często odwiedzała Ustkę i wolnym miejscem dla chcących odpocząć w jej towarzystwie osób. Władze powołały trzyosobową komisję, która wybrała projekt. Autorem projektu jest Piotr Garstka, rzeźbiarz i współwłaściciel odlewni w Szymanowie koło Śremu. I tutaj nastąpił wielki krzyk: jak to, bez mieszkańców Ustki wybrano pomnik, taką "maszkarę"(chodzi o projekt)? Ja tam nie wiem, ale wydaje mi się, że jeżeli miasto poczyna jakąś inwestycje, zamiast pieniądze przeznaczyć na pączki w tłusty czwartek, to może równię zadecydować jak ma owa inwestycja wyglądać. Oczywiście obowiązują zawsze kryteria dobrego smaku, ale czy naprawdę można coś zarzucić modelowi tego pomnika? Planuje się, ze Pani Irenka Kwiatkowska zagości w Ustce na stałe już wiosną, a przy naszej jednej z głównych wad narodowych, jaką jest awanturnictwo, czyli "bicie piany" pomnik miałby szansę stanąć w następnym dwudziestoleciu. Uwielbiałem oglądać filmowe i teatralne wcielenia Ireny Kwiatkowskiej, wtedy gdy była piękną dziewczyną i gdy dostojnie, z klasą się starzała.. Zagrała ponad sto ról teatralnych, 20 filmowych i telewizyjnych. Zawiodła mnie tylko raz i to nie w odgrywanej roli, ale w życiu. Dla mnie Pani Irenka z pomnika ma wiele podobieństw z "oryginałem w mojej pamięci". Te same policzki, broda, nos....no i ta skromność, bo przecież Pani Irena Kwiatkowska, mimo wielkiej sławy, pozostała do końca osoba skromną, wręcz nieśmiałą...Zresztą osadźcie sami....
Tue
15
Nov
2011
Tyle stolic, ile stolców! Elitarne słowo "stolica" pochodzi od równie dworskiego słowa "stolec", czyli.....nie! Nie chodzi tutaj o odpadowe produkty procesu trawienia, tak zwaną "kupę", ale o tron monarszy. Być może złośliwości losu zawdzięcza "stolec" drugie znaczenie, w którym został monarszym sedesem, czy też własnie produktem defekacji. Poczucie stołeczności wiąże się z estymą, dostojeństwem, splendorem, siłą i autorytetem. Mówiąc wprost - to szczęście być mieszkańcem stolicy. Kobietki, choćby nawet okazywały mieszkańcom stolicy początkową pogardę, nadal na stołeczność lecą jak muchy na lep. Faceci mimo, że podchodzą z rezerwą do "tych ze stolicy", to wyczuwa się u nich pewien respekt. Może czasami jest to udawany szacunek, ale nie bądźmy aż tak drobiazgowi.W każdym bądź razie władze wielu miast (w tym i pomorskich )dostrzegły te zależności i w kampaniach reklamowych wypełniają zapotrzebowanie na stołeczność swych mieszkańców czyniąc ich obywatelami stolic. I tak: Morską Stolicą Polski mieni się Puck - co jest o tyle logiczne, że właśnie w Pucku odbyły się w 1920 r. pierwsze zaślubiny Polski z morzem. Kołobrzeg mieni się tytułem Stolicy Nadmorskich Uzdrowisk. Morze ma wybrzeże, a stolicą tego polskiego wybrzeża, po uważaniu władz tej metropolii - dwie ulice na krzyż - jest Łeba. Łeba jest podwójną stolicą, ponieważ jej mieszkańcy w 1998 r. ogłosili miasto stolicą Księstwa Łebskiego. Skoro Polska leży nad morzem, to musi być i Pomorze. Pomorze mamy w Polsce wyłącznie Zachodnie, nie ma w Polsce Pomorza Wschodniego, środkowego również nie ma. Latem stolicą Pomorza Zachodniego stają się Międzyzdroje. Ustka skromnie mieni się Letnią Stolicą Polski. Mielno zachwalane jako polska Ibiza - to Stolica Polskiej Młodzieży. Kuźnica jest Stolicą Polskich Rybaków. Szczecin pozostał przy tytule nadanym mu przez ministra Jacka Piechotę i jest Stolicą Śledzia. Wejherowo to Duchowa Stolica Kaszub. Sopot zwie się Letnią Imprezową Stolicą Polski. A miasto Hel na Helu jest Stolicą Sportów Wodnych, Jastarnia to Wakacyjna Stolica Polski. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie będące główną organizacją reprezentującą Kaszubów uznaje za stolicę Kaszub – Gdańsk. Gdynia istnieje jako Stolica Polskiego Armwrestlingu. Odbywają się tam rokrocznie pod patronatem prezydenta Gdyni Mistrzostwa Polski w Armwrestlingu, czyli siłowaniu na ręce, Stolica Żeglarstwa Morskiego i na czas rozgrywek Euroligi Siatkarskiej Siatkarska Stolica Polski.I takim to sposobem większość mieszkańców Pomorza jest mieszkańcami stolicy, czy tez stolic-stolców, jak ktoś woli ;)
Czy jest to tylko nazwa, za którą nie podążają inwestycje mające na celu podniesienie rangi miejscowości, czy też własnie jest to mobilizująca nobilitacja do jeszcze większych starań nad rozwojem danego miasta oceńcie sami. Ustka z prowincjonalnego miasteczka w ciągu kilku lat przeistoczyła się w tętniący życiem kurort z urokliwą ulicą Marynarki Polskiej ciągnącą się zgodnie z zakrętami wymuszonymi przez rozlewiska rzeki Słupi i przepiękną promenadą, mogący być z powodzeniem wizytówką Pomorza.
Sun
13
Nov
2011
Mam pewien kłopot ze świętowaniem tych wszystkich świąt niepodległościowych, rocznicowych przez Polskę. Pomijam już przejawy agresywnej gry politycznej stosowanej przy ich obchodach i nie chcę przez to powiedzieć, że Polacy są rozkochanymi w trupach hipokrytami z kompleksem Chrystusa narodów. To byłby stereotyp, taka opinia powierzchowna i krzywdząca, zwłaszcza niektórych. Porozmawiajmy o konkretach. Polacy są aspołeczni. Według "Diagnozy społecznej" prof. Janusza Czapińskiego, Polska niezmiennie okazuje się krajem o najniższym w Europie kapitale społecznym. To jest taka niewymierna wartość dotycząca wspólnotowości: troski o dobro wspólne, gotowości do działania wspólnie z innymi i na rzecz wspólnoty, otwarcia na innych. Jej pierwszym wyznacznikiem charakterystycznym dla społeczeństwa obywatelskiego jest skłonność do zrzeszania się. Tylko 13 procent Polaków należy do jakiejś ruchu, organizacji, partii, stowarzyszenia czy innego związku ludzi wolnych chcących działać razem ku wspólnemu pożytkowi, wyznaczonemu celowi. Innym przykładem kapitału społecznego jest to, w jakim stopniu obchodzi nas cokolwiek poza naszym własnym interesem. 56 procent Polaków nie widzi nic złego w niepłaceniu podatków, a 58 procent w oszukiwaniu państwa na cle. Inny wyznacznik to poziom zaufania do ludzi: tylko 13,4 (wg badań Czapińskiego) Polaków uważa, że ludziom generalnie można wierzyć. To lokuje nas na ostatnim albo przedostatnim miejscu w Europie, gdzie średnia ufnych wynosi 32 procent, a rekord należy do Danii - 67,3. ( w rankingu ONZ Dania zajęła drugie miejsce w świecie pod względem jakości życia). Kapitał społeczny, w tym szczególnie wskaźnik zaufania do innych o czym Czapiński wspomina non stop przekłada się w wymierny sposób na rozwój, także gospodarczy. Jeśli sobie nie ufamy, trudniejsze i droższe jest robienie interesów, rosną koszty transakcyjne, bo trzeba stosować bezlik zabezpieczeń. To, o czym Czapiński nie wspomina , bo nie wypada, to fakt, iż owa nieufność nie jest tak całkiem bez racji. Polacy są niekoniecznie uczciwi. Gdy zapytamy Polaka, jakimi zasadami kieruje się w codziennym życiu, odpowie przede wszystkim, że "uczciwością" (76procent), a dopiero potem, że "miłością rodzinną" (72procent). Ale gdy w tym samym badaniu (CBOS z czerwca 2010 r.) poproszono ankietowanych, żeby wybrali jedną jedyną "najważniejszą cechę", to "miłość rodzinną" wybrało 42 procent, a "uczciwość" 2 razy mniej. W trzecim zaś pytaniu rodacy wypowiadali się o wartościach, które nadają życiu sens: i znów "szczęście rodzinne" miało 84 %, "zachowanie dobrego zdrowia" 74%, a "uczciwe życie" tylko 23 procent. Toteż nie dziwne, że gdy rodak staje wobec wyboru między uczciwością i interesem swojej rodziny, bez wahania wybiera to drugie. To zjawisko, nazwane przez badacza z Harvardu Edwarda C. Banfielda "amoralnym familizmem", zostało w socjologii opisane w latach 50 ubiegłego wieku na przykładzie ubogiego południa Włoch, gdzie ciężkie warunki życia i wroga kapryśna natura sprawiały, iż każdy obywatel troszczył się tylko o swoją rodzinę, a każdego innego postrzegał jako wroga w walce o byt. W związku z tym jeśli pojawia się okazja, żeby go dymnąć albo spuścić do kanału, to należy z niej korzystać bez wahania. Zjawisko to przekłada się w prosty sposób na szanse rozwoju i inwestycja w edukację, z której jesteśmy tak dumni, nic nie pomoże, co wykazał na tym samym przykładzie 30 lat później Robert Putnam. Rządzona przez gorzej wykształcone elity lokalne północ Włoch okazała się znacznie zamożniejsza od południa, albowiem na północy ludzie skłonni byli współdziałać z innymi dla dobra wspólnego. Polacy są leniwi. To inna prawda, która wynika z cytowanych wyżej badań. Pracowitość mieści się gdzieś na szarym końcu wartości i zasad, którymi kierujemy się w życiu. Oczywiście, w tym samym pytaniu, w którym wszyscy deklarują się jako uczciwi, 2/3Polaków oznajmia też, że są pracowici, ale gdy pytano o ogólne wartości nadające życiu sens, "pracę zawodową" wymieniło tylko 18 procent ankietowanych mniej niż "spokój". Zapytany o jedną najważniejszą cechę, którą ceni u ludzi "pracowitość" wymienił co dziesiąty Polak. Polacy biją słabszych. Ponieważ zbiorowo ostatnią okazję do bicia słabszych mieliśmy przy okazji interwencji w Cezchoslowacji(operacja "Dunaj"), obecnie dumny i bitny Polak tłucze głównie żonę i dzieci. W zeszłym roku policja odnotowała 134 tysiące ofiar przemocy domowej, z czego 82 tysięcy kobiet i 40 tysięcy dzieci i młodzieży. Pozostałe 12 tysięcy to faceci. Musieli być słabowici. Jaki procent wypadków jest zgłaszanych na policję, nikt nie wie, ale zdecydowanie niewielki, skoro większość uważa domową brutalność za mieszczącą się w normie cywilizacyjnej. Według badań OBOP połowa rodaków sądzi, że kary fizycznesą usprawiedliwione czasami, a 13 procent,że zawsze, gdy rodzice uznają je za stosowne. 5 procent rodziców przyznało, że zdarzyło im się pobić dziecko tak, żeby spowodować uraz fizyczny. Interesujące wyniki przynosi także "Eurobarometr" z 2010 r. na temat poparcia dla bicia żon jako sposobu na rozwiązywanie domowych konfliktów. Wprawdzie aż 80 procent Polaków (o 4 mniej niż Europejczyków) uważa ogólnie, że przemoc wobec kobiet jest nie do przyjęcia i zawsze powinna być karana, ale gdy przechodzimy do konkretów, to już nie jest tak miło. W Europie 85 procent pytanych uważa przemoc fizycznąi przemoc seksualną za sprawę "bardzo poważną". W Polsce przemoc fizyczna szczerze oburza 72 procent pytanych, a seksualna już tylko 69 procent, bo w końcu baba jest od "prania, gotowania i d*py dawania". Zjawisko nazwane eufemistycznie "ograniczoną swobodą", czyli odebranie kobiecie wolności oburza 70 procent Europejczyków, natomiast tylko co drugiego Polaka. Co nas prowadzi do kolejnej narodowej cnoty. Polacy są seksistami. Ze zdaniem "Zadaniem męża jest zarabianie pieniędzy, a zadaniem żony dbanie o dom i rodzinę" zgadza się 62 procent Polaków. Na prawo od nas jest tylko Portugalia. Jesteśmy także hipokrytami: choć 41 procent Polaków (pytanych przez CBOS) popiera partnerski model rodziny, w którym małżonkowie po równo dzielą się zarabianiem na dom i prowadzeniem domu, to realizuje go tylko 21 procent. Prawie 50 procent realizuje system tradycyjny (czyli kobieta siedzi w domu i niańczy dzieci) albo tzw. "mieszany". Ten ostatni polega na tym, że kobieta zapiernicza i w pracy, i w domu. Polacy są ksenofobami. I w tej dziedzinie także hipokrytami. Zapytani: " Czy jest możliwe, że ktoś czuje się związany jednocześnie z dwoma krajami, ma dwie ojczyzny?", 71 procent dziarsko mówi "tak". Ale gdy zapytamy: "Czy osoby mieszkające na stałe w Polsce, które nie są Polakami, powinny jak najszybciej przyjąć polską kulturę i język jako własne?", również najczęściej usłyszymy "tak"(46procent). A 56 procent uważa, że "dobrze jest, kiedy w jednym państwie mieszkają ludzie jednej narodowości". Gdy zapytamy: "Co jest konieczne, aby uznać kogoś za Polaka?", 69 procent głosi wyrozumiale, że chodzi o to, aby "on sam czuł się Polakiem", a tylko 14 procent, że musi być katolikiem. Ale kiedy zapytamy ostrożnie: "Niektórzy ludzie twierdzą, że niżej wymienione rzeczy są ważne, aby uznać kogoś za prawdziwego Polaka. Inni twierdzą, że te rzeczy nie są ważne?", rychło okaże się, że papizm jest warunkiem polskości dla 3/4rodaków, w tym dla 43,3 procent "bardzo ważnym". Polacy są kretynami. W słynnej i kontrowersyjnej książce "Iloraz inteligencji i bogactwo narodów" wydanej w 2002 r. autorzy: Richard Lynn, profesor psychologii z Ulsteru, i Tatu Vanhanen, profesor nauk politycznych z Tampere w Finlandii przeanalizowali przeciętny IQ różnych narodów, porównując je do średniej brytyjskiej, której nadali wartość 100. Okazało się, że Polacy mają 92, o 18 mniej niż Japończycy, o około 10 mniej niż większość nacji starej Europy, mało tego: mniej nawet niż Rumuni (94), nie wspominając już o Czechach i Słowakach (98). I te braki mają swoje konsekwencje. Według badań przeprowadzonych na początku dekady przez UNESCO, 77 procent Polaków ma kłopoty ze zrozumieniem tekstu czytanego, a tylko 2 procent można uznać za sprawnych językowo. Badania przeprowadzone przez Instytut Kultury i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej mówią, że "kontakt przynajmniej z jedną książką w ciągu roku" miało jedynie 38 procent Polaków. To dane z 2008 r., ale następne pewnie będą gorsze, bo od 1992 r. czytelnictwo stale spada. W roku 2008 mniej niż co czwarty Polak kupił choć jedną książkę" a 40 proc. z tych zakupów to podręczniki i pomoce szkolne. Polacy są bigotami. Wprawdzie połowa deklaruje odważnie, że nie ma nic złego w pożyciu przed ślubem, ale na tym się kończy nasza tolerancja seksualna. Niewierność małżeńska jest "zawsze niewłaściwa" zdaniem 63 procent Polaków (na prawo od nas jest w UE tylko Portugalia), a stosunki homoseksualne zdaniem 59 procent (w homofobii wyprzedzają nas tylko Węgrzy). Polacy są zamordystami. Nad takie bzdety jak demokracja, wolność jednostki i swobodny rozwój przedkładają porządek. Autorytaryzm bada się poprzez różne podchwytliwe pytania, typu: "Najważniejszą rzeczą, której trzeba nauczyć dzieci, jest posłuszeństwo wobec rodziców?". Albo: "Zawsze powinno się okazywać szacunek tym, którzy sprawują władzę?". Albo: "Każdy dobry kierownik, aby uzyskać uznanie i posłuch, powinien być surowy i wymagający?". Na większość z takich pytań 2/3Polaków odpowiada pozytywnie. Polacy mają świra. W badaniach nad skłonnością do paranoi politycznej wyszło, że ponad połowa wierzy w potężne siły spiskujące przeciw Polsce i w to, że tak naprawdę wcale nie rządzi rząd, tylko jakieś tajne siły manipulujące pod jego płaszczykiem. Polacy mają mentalność Kalego. To zjawisko demonstruje się na wiele sposobów, ale jeden szczególnie przypadł mi do gustu. Otóż istnieje coś takiego, jak teoria dominacji społecznej autorstwa amerykańskich psychologów Jima Sidaniusa i Felicji Pratto. Mówi ona mniej więcej tyle, że dla zachowania porządku społecznego ludzie są gotowi zaakceptować wyższość jednych nad drugimi. Bada się to metodą uzyskania reakcji na 4 stwierdzenia: "Niektórzy ludzie są więcej warci od innych"; "W idealnym świecie wszystkie narody powinny być sobie równe"; "Niektóre grupy społeczne nie zasługują na szacunek"; "Powinniśmy dążyć do tego, aby dochody wszystkich ludzi były w miarę wyrównane". U Sidaniusa i Pratto, a także licznych badaczy, którzy korzystali z opracowanej przez nich skali, wynik był prosty: badani myśleli albo egalitarnie, albo dyskryminująco. Albo uważali, że ludzie i narody są równe, zasługują na równy szacunek i równe dochody, albo opowiadali się za tworzeniem i kultywowaniem nierówności. W "Diagnozie społecznej" natomiast wyszła na jaw zupełnie niezwykła, unikatowo polska tendencja: nie wszyscy zasługują na szacunek i niektórzy są więcej warci od innych, ale narody powinny być równoprawne, a dochody spłaszczone. "Wynika to przypuszczalnie stąd, że więksi rygoryści moralni i zwolennicy ostrych podziałów społecznych mają nieco silniejsze zarazem przeświadczenie o krzywdzie Polaków i własnej krzywdzie ekonomicznej i w związku z tym silniej domagają się równego traktowania wszystkich narodów, w tym Polski, i niwelowania różnic dochodowych, czyli wyższych dochodów własnych", stwierdza Czapiński i ta koncepcja mnie absolutnie przekonuje. Wywyższanie się jest słuszne, gdy to my się wywyższamy, ale należy je bezwzględnie zwalczać, gdy inni wywyższają się ponad nas. Nic dodać, nic ująć. Co to ja jeszcze chciałem? A, wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się kolejnych hucznych i mniej chuligańskich (miejmy nadzieję) obchodów rocznic.
Wychodzi na to, że Polska w zasadzie byłaby całkiem fajnym krajem, gdyby nie mieszkali w niej Polacy;)
Kali
Sat
12
Nov
2011
Raptem, gwałtem zniknęła z mojego życia a miała być zawsze...Miała dbać o mnie, pilnować abym nie robił niczego wbrew sobie, odeszła, cholera, poszła sobie...I co z tego, że nie z własnej woli, że walczyła gdy na walkę już było za późno, że jej strach, ból, niemoc, chęć życia widoczny w Jej oczach na zawsze wrył się w mą pamieć....? To boli, mówią, że to dobrze, bo ból duszy to oznaka człowieczeństwa.... Nie ma jej, a są dni, że tak bardzo jej potrzebuję, potrzebuję jej zawsze- nie ma jej.... Jak wskrzesić w tym Świecie bestialskim, brutalnie sprawiedliwym, miłości mej obiekt, gdy samemu każdego dnia się o śmierć ociera? Wspomnienia? Te są żywe, pulsują we mnie i dają obraz na tyle realny, że widzę ją, widzę dokładnie...I taką gdy miałem zaledwie sześć latek i gdy ją żegnałem....Nie! Nie pożegnałem jej, nie pożegnałem, bo nie miała mnie zostawiać, nie miała mej zgody na to....Do tej pory jej nie ma! Miała być taka piękna, dostojna, dystyngowana....
Madonno moja, miłości matczynej pełna, we wspomnienia jak w obraz pięknie wprawiona!!!! Gdzie teraz jesteś, w czyich wspomnieniach tak żywa jak u mnie jeszcze, bo przecież tylko dzięki nim jesteś! Wspomnienia, pamieć, cześć, żałoba, żal, rozpacz czynią Cię tutaj obecną ze wszystkim co Cię kochali i czcili. Dla których byłaś córką, matką, żoną, babcią, siostrą, ciocią, koleżanką, znajomą, sąsiadką....Gdzie teraz Cie szukać, w czyich wspomnieniach byłaś, jesteś, będziesz? Przywiodłaś mnie na ten Świat, wprowadziłaś weń jak umiałaś najlepiej i zabrano Cię bez mej, Twej i innych zgody? Dlaczego? Przecież to jeszcze nie czas był na rozstania, nie czas na żałobę, na tęsknotę i łzy! Nie czas.... Miałaś odpoczywać, zwiedzać, odwiedzać, pamiętasz? Ale nie tam, nie "drugą stronę"!!!lPamiętasz jak kładłem głowę na Twych udach w czasie oglądania telewizji? Czułem się wtedy tak dobrze i bezpiecznie... Pamiętasz nasze spacery po usteckim molo i promenadzie? Jak oddawałaś mi swoją kurtkę, bo ja zsiniały cały szczękałem z zimna na całą Ustkę? Miałem wtedy osiem lat...
Pamiętasz "Antygonę" Sofoklesa, gdzie matka Hajmona przepełniona ogromnym bólem i cierpieniem po stracie syna, nie mogąc sobie poradzić z tak ogromna stratą podąża za nim? Wole taki scenariusz, łatwiej odejść samemu niż być zostawionym....A teraz muszę trwać, abyś i Ty żyła!
W mej głowie i sercu....
Fri
11
Nov
2011
Czy początek obchodów Święta Niepodległości już 10 listopada, jak miało to miejsce w Ustce, ma zapowiadać całoroczne obchody rocznicowe przez złaknionych igrzysk notabli w przyszłości? Dla mnie jest co najmniej dziwnym to, że mając do dyspozycji dzień wolny świętuje się nie tego dnia a innego. Przecież po to ustanowiono dzień wolny od pracy, aby wszyscy chętni mogli wziąć udział w tym spektaklu osobiście a nie tylko poznać szczegóły z doniesień medialnych. Uroczysty capstrzyk przy pomniku Państwa Podziemnego gdzie spotkały się władze Ustki razem z żołnierzami z Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej powinien być, jako główna uroczystość święta Niepodległości właśnie w ten dzień! W żaden inny.
I chociaż Polska nie wygląda na niebezpieczną, mimo tego, że wszechpolacy wrzeszczą o wysyłaniu pedałów do gazu, to przecież ich nie wysyłają. Nikt jeszcze publicznie nie pali książek, nie urządza marszów z pochodniami, nie wyłapuje Żydów, nie zamyka ich w gettach. A jednak coś wisi w powietrzu... Ci, którzy przez ostatnie kilkanaście lat zdążyli się przyzwyczaić do wolności, czują mrowienie na plecach. Ograniczenie prawa do manifestacji było pierwszym sygnałem ostrzegawczym. Przywrócenie tego prawa odebrano jako wielki triumf demokracji. Władza się ugięła – mówiono i pisano. Ugięła chcąc pokazać swe demokratyczne oblicze, które sprytnie wykorzystane przez różnych pseudo ideologów może w przyszłości nawet zachwiać naszym ustrojem, obalić funkcjonujący mechanizm państwowy. Dzisiaj w Warszawie mieliśmy próbkę możliwości kilkunastotysięcznej, zorganizowanej grupy. To nie działo się w dalekiej Grecji, to zafundowano nam zupełnie pod nosem, w stolicy. Wyobraźmy sobie taką grupę kilkusettysięczną... Pamiętacie rozruchy po zabójstwie Przemka Czai 10 stycznia 1998 roku w Słupsku? Mało kto z uczestników tamtych zajść "dymił" wtedy z jakichkolwiek innych powodów jak wzięcie udziału w bijatyce z policją. Dzisiaj było podobnie. Ludzie, młodzi ludzie widoczni na zdjęciach, filmach a biorący udział w tych zajściach w Warszawie niewiele mogliby powiedzieć na temat samej rocznicy, powodu zorganizowania "Marszu Niepodległości" . Oni chcieli się pokazać, zamanifestować swą siłę i determinację w dążeniu do celu. Jaki to cel? Pozostawiam to bez komentarza.... Czy to już przyszła do nas czwarta RP? Dobrze się z nią czujecie? Nie obawiacie się jej funkcjonariuszy, obywateli? Nie musicie odpowiadać, jeśli boicie się, że będzie to użyte przeciwko Wam. Co tam... Byle tylko granic nie zamknęli!
P.S. Jednomyślność to cel dyktatur, zdolność do porozumienia to cnota demokracji, która nie zakłada i nie oczekuje rezygnacji z własnych przekonań. I rządzący i opozycja mają tu do odegrania bardzo ważną rolę - nie chodzi bowiem o sztuczną jedność, ale o zdolność do współpracy pomimo różnic - mówił prezydent Bronisław Komorowski. Pięknie! Tylko wolnomyśliciel i humanista Stanisław Lem mawiał już dużo wcześniej, że dzięki naszej narodowej ociężałej mentalności Polska i tak jest cywilizacyjnym zadupiem, które tak naprawdę nie liczy się w świecie...I to, niestety, jest prawda....nacjonalizm w pokazanej dzisiaj formie jest dla Polski zagrożeniem... poważnym zagrożeniem Przepraszam za politykierstwo, ale musiałem to skomentować....
Thu
10
Nov
2011
Niejednokrotnie o tym myślałem, często się nad tym zastanawiałem i...nie potrafie dać sobie, a tym bardziej innym jednoznacznej odpowiedzi na, zdawałoby się proste, dziecinne pytanie. A żeby było jeszcze trudniej, to mnie samego bardzo ono intryguje i dał bym wiele, aby znaleźć na nie jednoznaczną, nie podlegającą kontrowersjom odpowiedź. Żyjąc w czasach, gdzie materializm jest przewodnią filozofią istnienia, a kapitalizm jego sensem warto czasem zastanowić się nad tym wszystkim. To znaczy nad życiem, powodami jakie kierują naszymi krokami takimi a nie innymi, motywami naszych życiowych wyborów. Wiem, tyle jest problemów na świecie: recesja, wynaturzenia globalizmu, zanikanie puszczy amazońskiej, głód, terroryzm i deficyt wody w Afryce, a ja szukam sensu, w zdawałoby się na pierwszy rzut oka, w bezsensie, czy też nonsensie. Co się stanie, gdy jakiegoś dnia znajdę na te pytania odpowiedz? Spełniony siądę na laurach, czy będę szukał kolejnych zagadek? O ile uda się znaleźć odpowiedzi...Swego czasu miałem dobrego kumpla, którego poznałem w jednej z osad dla bezdomnych. Kiedyś był kierownikiem w kopalni węgla kamiennego. Inteligentny,z poczuciem humoru, normalny facet posiadający pracę, dom, rodzinę (żona plus córka). Jakimi motywami się kierował wychodząc z domu na obiad do restauracji i nie wracając do niego już nigdy? Dlaczego niektórzy z nas są w stanie dokonać tak dramatycznego wręcz w swym życiu przewrotu? Diametralnie odmienić swe życie i to wcale nie na lepsze według ogólnie przyjętych zasad oceny? Dlaczego potrafimy zrezygnować z całego dorobku swego życia i pójść na niepewny garnuszek losu? Czym się kierują tacy ludzie? Czy tylko chęcią zrzucenia z siebie kieratu obowiązków względem społeczeństwa, rodziny? Czy aby na pewno chęcią pójścia na łatwiznę, a może ponownie rzucają wyzwanie przygodzie, losowi? Może chcą wszystko zacząć od nowa, lepiej wykorzystać resztę życia? Przynajmniej spróbować?Ja nie znam na te pytania odpowiedzi, mimo tego, że z mym znajomym sporo wódki przedyskutowaliśmy, a nasze rejsy pomiędzy słupskimi a usteckimi lokalami na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Niektóre tematy naszych polemik również :)
(Jego pamięci to poświęcam)
Tue
08
Nov
2011
Gęś różni się od indyka tym, że jest naszym tradycyjnym daniem, trochę zapomnianym,ale nie oznacza to, że mniej smacznym. 5 i 6 listopada w oddalonym od Ustki o 17 kilometrów Swołowie odbyło się po raz czwarty Święto Gęsi. Pod hasłem "Na świętego Marcina najlepsza pomorska gęsina" Koła Gospodyń Wiejskich promowały gęsinę jak i produkty z niej nawiązując do jesiennego zwyczaju bicia gęsi w okolicach dnia św. Marcina. Gęsi były bardzo popularnym i powszechnym zwierzęciem hodowanym na Pomorzu, jak i w całej Polsce. Przygotowywano z nich wiele wspaniałych dań, a także przetworów na zimę. Sam gęsi smalec nadaje się wspaniale do przechowywania w nim mięsa. Metoda ta pochodzi z czasów, kiedy nikomu nie śniło się jeszcze o chłodziarkach. Gęsi smalec jest bowiem naturalnym środkiem konserwującym. Nie ma w nim wody: to czysty tłuszcz, w którym naturalne procesy jełczenia zachodzą znacznie wolniej.Gęś pieczona, gotowana, smażona, faszerowana, wędzona, w bigosie, zupie, smalcu, pasztecie no i wreszcie czernina była udostępniona do skosztowania. Specjały te zawładnęły przez dwa dni zabytkową zagrodą Albrechta w Swołowie. Była to cześć ogólnopolskiej promocji mięsa gęsiego nie tylko wśród konsumentów, ale również restauratorów. Organizatorzy przez to przedsięwzięcie chcą doprowadzić do powstania mapy restauracji i punktów gastronomicznych w Polsce serwujących gęsinę. Fajnie, że promuje się powrót do polskiej tradycji spożywania gęsiny, ponieważ polska gęś owsiana to prawdziwa arystokracja wśród drobiu.Na pewno większości z nas przypadną do gustu wątróbki gęsie delikatnie podsmażone na oliwie, po wcześniejszej, krótkiej marynacie, pyszna jest gęś pieczona, nafaszerowana skórkami z jabłek zapiekanymi w karmelu, rosół, pasztet z gęsi, zupa z brukwi, tatar z gęsi i szyjka gęsia nadziewana. Rewelacyjnie też smakuje gęś z duszonymi jabłkami, kiszoną i czerwoną kapustą, suszonymi śliwkami, pomarańczami i konserwowanymi w syropie brzoskwiniami.W przypadku pieczonej gęsi dobrze jednak wiedzieć, że przy odgrzewaniu, będzie stawać się coraz twardsza, więc najlepiej zjadać ją całą prosto po wyjęciu z gęsiarki czy brytfanny.
Warto o tym wszystkim pamiętać, gdy będziemy stali w kolejce po sprawunki na świąteczny stół. Zwłaszcza po drób.
Smacznego! :)
Wypada nadmienić, że Stowarzyszenie Turystyczno- Sportowe "Ustka", Ośrodek Sportu i Rekreacji w Ustce oraz Lokalna Organizacja Turystyczna "Ustka" zorganizowały wycieczkę pieszą i rowerową na wyżerkę w Swołowie. Połączono tym sposobem przyjemne z pożytecznym dając możliwość natychmiastowego pozbycia się nagromadzonych w organizmie kalorii podczas festynu. Brawo za pomysł! :)
Sun
06
Nov
2011
Siedząc sobie na skarpie piasku, wymodelowanej przez morze, usteckiej plaży przyglądałem się z zaciekawieniem butelce, która tańczyła na brzegu swoisty taniec popychana na brzegu siłą inercji fali i cofająca się po wpływem siły ciężkości.Było ciepłe popołudnie, prawie bezchmurne niebo, wiał lekki wiaterek, mewy tradycyjnie rozkrzyczane w pogoni za okruchami z ludzkiego stołu i majestatycznie kiwające głowami, trzepiące skrzydłami łabędzie stojące na brzegu. To wszystko, dawało mi obraz cykliczności, czyli pozwoliło mi na cofniecie się myślami do czasów, gdy nie istniał jeszcze szlak bursztynowy,do starożytnych filozofów. Już Arystoteles znalazł wytłumaczenie powiedzenia, że wszystko kołem się toczy. Zaś butelka toczyła się falą, ale tak samo jak za Homera występowało pojecie "powracających" lat, tak samo pitagorejczycy wierzyli w reinkarnacje, czyli byli przekonani, że ludzie powracają do życia w takiej samej postaci jakiej istniały wcześniej. Z cyklicznego pojęcia czasu bierze się też przekonanie o powtarzalności wydarzeń historycznych. Tak sadzono o idei Wielkiego Roku, w którym to ciała niebieskie powracają na swoje stare pozycje a historia i wydarzenia na Ziemi potoczą się od nowa. Według teorii Platona cykl taki miał trwać 26 tysięcy lat, stąd też pojawia się teoria czterech faz historii świata, która to obecna(żelazna), jako ta najgorsza, ma w rezultacie zapewnić nam powrót do złotej, skoro to cykliczne ujmowanie dziejów miało być prawdziwe. Tak wiec tak jak butelka w mikrokosmosie tak Hitler, Stalin, Dzierżyński by czekali na swoją kolej w cyklicznym biegu czasu do....no właśnie, do czego? Rypnęło się raz od Stalina do Hitlera, od Pinocheta do Chomeiniego, od Pol Pota do Mao. Przegrał mianowicie taki pomysł, że świat, państwo, gminę, miasto, ludzi trzeba wpierw obmyślić, a potem zrobić. To jest właśnie w polityce wizja, misja i etos. Takie ambicje dają dziś nieznośne rezultaty, nawet wtedy, kiedy tylko pisze się powieści, nie zawsze z happy endem. Program gospodarczy to coś innego niż misja z etosem. Jest to plan ingerowania naprawczego w realnie kształtujące się stosunki usteckiego establishmentu, a to dla osiągania poprawek, które dane stronnictwo uważa za pożyteczne. Może chodzić o pożytek ogółu lub części ludzi, których interesy się wyraża. Cóż to jest ta wizja naprawcza, której notable nie przedstawiają lub mówią o niej tylko w zarysach? Jakiś miraż, oleodruk, imperium, bractwo krwi, RWPG-bis, druga Japonia, federacja Wschodu, szczęście powszechne, wspólnota religijna, enklawa komputerów i robotów? Proszę, wybierzcie sobie sami i odpowiedzcie. Jeżeli zaś spuścić na to wszystko wodę, pozostaje cały czas ta butelka, co konkretnie przewala się pod wpływem fal na moich oczach i przypomina o równouprawnieniu kobiet, inwestycjach, prywatyzacji, kulturze, sztuce, bezrobociu... przypomina cyklicznie....
Sat
05
Nov
2011
Podczas naszej ostatniej rozmowy wspomniałeś,że brak Ci bieżących wieści z Ustki ,postanowiłam sprawić Tobie przyjemność i napisać kilka słów,
Dzisiaj będzie o usteckiej kulturze. Oczywiście ma na myśli kulturę która jest dostępna dla wszystkich a dostęp do niej, to zadanie między innymi Miejskiego Domu Kultury. Dzisiejszy wieczór był jednym z tych kiedy każdy mógł w życiu kulturalnym miasta uczestniczyć. Ale po kolei..... do szacownych murów domu kultury dzisiaj na godzinę 18 zaproszenie otrzymali wszyscy mieszkańcy miasta, oczywiście zawiadomienia o imprezie dużo wcześniej zostały umieszczone w wielu punktach Ustki.
Tytuł imprezy „ Wystawa powarsztatowa „Vedic Art „ a zapraszał Ustecki Klub Plastyka.
Na wystawie prezentowano część prac malarskich uczestniczek warsztatów 12 pań, panowie nie zdecydowali się na udział.
Sat
05
Nov
2011
Donoszę Tobie, że chociaż dzisiaj 4 listopad 2011 roku, to dzień w Ustce był cudownie słoneczny i ciepły. Jesień mamiła swymi kolorami gdy wybrałyśmy się do Modlinka na popołudniowy spacer. Słońce rozświetlało liście które miały barwy od żółcieni,przez jasne brązy aż po czerwień ,promienie słońca rozświetlały przestrzeń między drzewami a te tworzyły cienie. Moja wyprawa do Modlinka to poznawanie nowych miejsc w okolicach Ustki, muszę powiedzieć,że zafascynowało mnie to miejsce swoją głuszą, dziczą krajobrazu, wybojami polnej drogi oraz pięknym lasem. Ścieżka biegnąca wśród leśnych drzew do brzegu morza, to teren urozmaicony,z dolinkami, wzniesieniami i różnorodnym zalesieniem . Obszary z drzewami liściastymi to przecudowny dywan w brązowym kolorze,miejscami poszycie lasu zmieniało się w zielony kolor..to krzewinki borówek porastały duże obszary leśne. Idąc ścieżką znalazłyśmy kilka kurek ,widziałyśmy opieńki,piękna pogoda, dość wysokie temperatury nie zahamowały wzrostu.
... piszę teraz Tobie... że dzień wstał słoneczny, a las w pięknych barwach... cisza wśród drzew ,nie ma juz odglosów ptaków... słychać było tylko krzyk mew znad
Baltyku... a Klify orzechowskie są teraz przepiękne...
Zobacz jak też ta jesień tutaj wygląda ( z pewnością masz ją w pamięci z czasów przeszłych ).
Thu
03
Nov
2011
Niestety w dzisiejszych” cyberczasach „można bardzo łatwo paść ofiarą cyberprzestępstwa w necie. Narażeni na to niebezpieczeństwo są wszyscy, ci z dalekich krain i my z Polski, a nawet z Ustki. Nie od dzisiaj w Ustce na części plaży przy latarni można korzystać z darmowego Internetu, co stwarza nieograniczone możliwości , ale również narażeni jesteśmy na zagrożenia płynące z tego udogodnienia. Powiązani jesteśmy za pomocą Internetu wszyscy ze sobą, odpowiedzialni za czyny, za to co udostępnimy w sieci na swój i naszych bliskich temat.
Zestaw metod używanych przez cyberprzestępcę mających na celu manipulację ludźmi, aby wykonywane przez nich czynności pozwoliły na uzyskanie tajnych informacji to Socjotechnika. W przeciwieństwie do zwykłego oszustwa, socjotechnik używa podstępu do zbierania informacji, uzyskania dostępu do systemu komputerowego; najczęściej nie mając fizycznego kontaktu ze swoją „ofiarą”.
Kolejną metodą cyberprzestępców jest Pretexting polegający na kreowaniu i użyciu wymyślonego scenariusza (pretekstu), aby przekonać swoją ofiarę do udostępnienia informacji albo wykonania określonych czynności; najczęściej dokonywany jest poprzez telefon. Jest czymś więcej niż tylko zwykłym kłamstwem, wymaga bowiem wcześniejszego wyszukania i zdobycia odpowiednich informacji (np. daty urodzenia, nr PESEL), które pozwolą cyberprzestępcy zdobycie zaufania u swojej ofiary, a następnie wykorzystaniu jego danych.
Komputerowi oszuści często podają się za inne osoby, aby wyłudzić od swoich ofiar cenne dane. Cracker może dla przykładu podać się za administratora banku i przesłać ofiarom adres swojej strony, która łudząco przypomina stronę banku internetowego. Dzięki opanowaniu inżynierii socjalnej oszust wie, że przeciętny użytkownik nigdy nie sprawdza, czy strona jego banku jest oznaczona kłódką symbolizującą nawiązanie bezpiecznego połączenia. Nieostrożni klienci pozostawiają internetowemu złodziejowi swoje dane, które ten może wykorzystać do oczyszczenia ich kont z pieniędzy, na tym polega Phishing…....kolejny sposób na wyłudzenie potrzebnych informacji.
Na pewno niejedno z was otrzymuje na swoja pocztę e-maile z informacją o wygranej kilku milionów dolarów ,otrzymania spadku lub odszkodowania....
Albo przykład z mojego e-maila :
„Hello,
You have just been enlisted as one of our winners in the UNcompensation of $820,000usd, you are required to send us your personaldetails for confirmation:Name:Address:phone number:PLEASE COMPOSE NEW AND SEND email: smrjerry01@yahoo.co.ukAs instructed by Mr. David Cameron the United Kingdom prime minister afterthe last G20 meeting that was held in United Kingdom, making you one ofthe beneficiaries.thank you.”
Ja dziennie na swojej skrzynce mam po kilkanaście takich e-maili To jest właśnie jedna z metod na wyciągnięcie istotnych informacji takich jak numer karty kredytowej, podstawowych danych personalnych...
Do tego zwracajcie uwagę na:
- witryny zbierające lub udostępniające informacje o użytkownikach,
- dostawców usług internetowych i pracodawców śledzących odwiedzane przez Ciebie strony,
- złośliwe oprogramowanie śledzące naciskane klawisze w zamian za bezpłatne emotikony,
- operacje monitorowania prowadzone przez tajne służby,
- osoby stojące za Tobą obserwujące monitor i klawiaturę.
Więc, zanim komukolwiek udostępnimy nasze dane po stokroć się zastanówmy....analizujmy sytuację, by później nie okazało się że i my padliśmy ofiarą takiego przestępstwa, albo, co gorsze, że wpakowaliśmy w jakąś kabałę naszych bliskich :(
Bądźmy czujni i zawtórujmy za przykładem hiszpańskich bojowników: No pasaran !! Tutaj żaden oszust się nie pożywi ;)
brzoskwinka
Wed
02
Nov
2011
Każdy z nas postrzega ten świat inaczej i jest w tym coś fascynującego. Niektórzy podziwiają, to czego inni nie widza, odbierają wrażenia oczyma, węchem i słuchem i to jest tym niezwykle. Patrząc na te same krajobrazy możemy je widzieć i odbierać inaczej.... nie koniecznie wzrokowo .. może nas zafascynować dźwięk jaki do nas dociera ,czy tez zapach.
W Dzień Zaduszny do odbierania wrażeń zaangażowałam dwa zmysły – wzroku i węchu.
Ustecki cmentarz jak i miejsca pamięci rozświetlały palące się znicze, płomyki palących się knotów
świeciły żółtymi ognikami rozświetlając kolorowe osłony. Spacerując alejkami unosił się zapach roztapianego wosku oraz mgiełka dymu. To magiczne chwile w tym dniu,gdy płonie tysiące światełek.
Wed
02
Nov
2011
Komentując różnego rodzaju nagonki w mas mediach , w miejscach publicznych a i czasami prywatnych na ludzi o innej orientacji seksualnej, uważam, że niedopuszczalne jest powielanie, czy też wzmacnianie istniejących stereotypów i przedstawianie osób homoseksualnych wyłącznie w kategorii ich seksualizmu. Należy się rozprawić z postrzeganiem lesbijek, jako „męskich”, zaniedbanych kobiet i wizerunkiem gejów sprowadzonym wyłącznie do wyestetyzowanych przesadnie mężczyzn. To zwykli ludzie – czasem mijamy kogoś takiego w tramwaju, kupujemy od niego truskawki, tańczymy obok w dyskotece. Czasem go boli palec, głowa, a czasem choruje na wrzody żołądka. Wychowują oni też dzieci, najczęściej swoje (nie rozumiem, skąd się bierze przekonanie, że jak na to pozwoli prawo to homoseksualiści rzucą się na biedne sierotki) drżąc, czy przypadek losowy nie spowoduje tragedii niewinnych dzieci. Wyobraźcie sobie dziecko wychowane przez mamę i ciocię. Mama umiera, a ciocia którą zna i kocha, która je wychowuje od urodzenia, nie ma prawa opieki i dziecko idzie do domu dziecka. Nie spotkaliście nikogo wychowanego przez np. mamę i babcię (dwie kobiety), albo tatę i wujka (dwóch facetów)? A w rodzinach wielopokoleniowych? Kilku wujków w jednym pokoju obok komuś zniszczyło życie? Przecież to nagminne w naszych czasach przykłady. Nie jesteśmy przez to bardziej, albo mniej normalnym społeczeństwem...Przecież nikt zdrowy umysłowo (homo- czy hetero) nie uprawia seksu przy dzieciach!Gdyby ktoś chciał poznać ewolucyjny sens homoseksualizmu – polecam książki Richarda Dowkinsa. Zachowania homoseksualne świetnie się mieszczą w teorii fenotypu rozszerzonego :)W świetle teorii etologicznych i psychologicznych wszyscy jesteśmy biseksualni – bycie hetero- albo homo nie jest cechą zero-jedynkową, tylko ciągłą. Dlatego ostrzegam: uważaj! I Ty możesz być homo.Według prawa sprawa jest równie prosta: wszyscy ludzie powinni mieć taki sam dostęp do wolności czynienia tego, co mogą robić inni (czyli np. do miłości, seksu, wspólnego dziedziczenia, wychowania dzieci itp.).Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne podtrzymuje stanowisko z 1973 roku, że homoseksualizm nie jest jednostką chorobową w obliczu pojawiających się głosów kwestionujących powyższą tezę, które opierają się na założeniu, że homoseksualizm może zostać "wyleczony". Podstawą tego typu przekonań nie są rzetelne badania naukowe przeprowadzane przez kompetentnych specjalistów, lecz przekonania religijne lub polityczne nie respektujące praw obywatelskich osób homoseksualnych.W przypadku zalegalizowania związków homoseksualnych tak naprawdę chodzi o prawne uporządkowanie tego, co już jest – wiele par homoseksualnych mieszka razem i wychowuje dzieci, tylko wciąż nie jest to skodyfikowane – nie mają na przykład prawa opieki nad dzieckiem (które wychowują i tak) w przypadku śmierci partnera/partnerki.Według badań nie ma znaczącej różnicy w szansach na zdrowe dzieciństwo między dziećmi wychowywanymi w rodzinie pełnej (gdzie patologia się panoszy tak, czy siak), a dziećmi wychowanymi przez samotną matkę, dwie matki, czy dwóch ojców. Wszystko zależy od tego, kim są rodzice w sensie dojrzałości do bycia rodzicem. Ostracyzm z jakim spotykają się w Polsce pary homoseksualne może spowodować tylko, że się będą bardziej starać być dobrymi rodzicami.A większość z nas? No cóż, jesteśmy homofobiczni, ksenofobiczni, w ogóle fobiczni (lękowi)– boimy się wszystkiego, co nowe. Najczęściej bierze się to z niewiedzy, lenistwa umysłowego i stereotypów, którymi się posługujemy. Wystarczy sobie uświadomić, że w XXI wieku w środku Europy matki wciąż, nagminnie umieszczają w wózkach przedmioty mające chronić dzieci przed złymi urokami...Temat ten jest niezmiennie od lat dla mnie bardzo ciekawy, bo dotyczy tego, jak bezwiednie uczymy siebie i innych uprzedzeń i stereotypów. Sprzyja temu funkcjonowanie naszego społeczeństwa: patriarchalny system dominacji i kontroli oraz podporządkowania. Różne poziomy (osobisty, interpersonalny, instytucjonalny i kulturowy) na których funkcjonują uprzedzenia (np. homofobia) są ze sobą powiązane i współoddziaływują na siebie, wzmacniając się.
Oto niektóre przepisy, które wyznaczają granice tych uprzedzeń:
Art.1. Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka:
Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Wolni – to znaczy mogą czynić z własnym życiem to, co zechcą, pod warunkiem, ze nie zagraża to życiu, zdrowiu lub dobru innych ludzi.
Art. 47 Konstytucji RP:
Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz decydowania o swoim życiu osobistym.
I nie mam co ukrywać, że jestem z nich dumna, jako CZŁOWIEK.
A jak to wygląda na co dzień ? Wystarczy trochę pospacerować po ulicach miast, miasteczek, czy też wsi. Posłuchać rozmów na usteckim molo w ciepłe, jesienne popołudnie, czy tez poserfować w
internecie. W większości miejsc jest dyktowane jak się powinno żyć, z kim się można zadawać a z kim nie. Czytałam kiedyś jak zmieszano dziewczynę z błotem tylko dlatego że
odważyła się wyjść za Afrykańczyka, a co gorsza urodziła kolorowe dzieci. Napisano(dosłownie), że ma je uprać bo szmaty do podłogi są czystsze. Myślę że jednak większość ludzi ma
Artykuły Konstytucji RP bardzo głęboko w poważaniu, a mam nadzieję że doczekam się czasów kiedy człowiek nie będzie dzielony na lepszego i gorszego za kolor skóry ,orientację seksualną lub
przynależność religijną i modle się, aby to nie było tylko utopią.
Kati
Mon
31
Oct
2011
Czwarta rano. Ciemno a jednak w poświacie świateł idący portowym bulwarem, przemykający się cicho, skuleni, przemykający się cichaczem, aby jak najszybciej schronić się przed jesiennym chłodem, chcąc, czy nie chcąc widzą zarys stoczni. Za PRL-u dumę Ustczan, teraz walczący o przetrwanie jeden z większych zakładów w Ustce. Ponownie przed stocznią pojawiła się szansa na lepsze jutro. Na normalna egzystencję, gdzie stoczniowcy nie będą musieli z obawa zerkać w przyszłość. Wreszcie jest szansa, że ustecka stocznia zacznie produkcje czegoś więcej jak tylko lodzi różnego typu z laminatu. Zacznie produkować stalowe podzespoły statków. Obecnie wykonuje już części kadłubów statków mających obsługiwać platformy wiertnicze, które po przetransportowaniu do Gdyni drogą morską zostają poskładane w jedną całość w stoczni Nauta. W tym roku wykonano ich prawdopodobnie pięć. Nie liczyłem, ale dzięki kontraktowi około stu stoczniowców wciąż ma zatrudnienie na terenach zakładu, który przed upadkiem zatrudniał około 1500 osób. Czy to nie ironia losu, że w Ustce jednak nie wszyscy są zadowoleni z faktu, iż na postoczniowych terenach portu nadal trwa działalność przemysłowa? Lokatorzy pobliskich apartamentów skarżą się na hałasy(sic!).Teraz jawi się w bliżej jeszcze nie określonej perspektywie szansa na powstanie floty Jerzego Malka(największy ustecki biznesmen) do obsługi farm łososiowych u wybrzeży Szkocji i Norwegii, a wiec przewozu surowca w postaci łososi do przetwórni koło Ustki. Według portalu wyborcza.biz, w Ustce powstawałyby segmenty tych jednostek, które następnie miałyby być łączone w Gdyni. Ta sama zasada co w przypadku teraz wykonywanych podzespołów. Planuje się wybudowanie pięciu takich statków do przewozu żywych łososi. W przyszłości może więcej.Współpracownicy Jerzego Malka twierdzą, że jest przynajmniej kilka pomysłów na wykorzystanie potencjału stoczni(miedzy innymi budowa domów na wodzie, tak zwanych houseboatów), ale niech to będzie jednak profil pokrewny jeśli już nie stoczniowy. Ustce się należy dobry gospodarz, tak samo jak i przemysł związany z jej położeniem geograficznym, jej predyspozycjami, jak i tradycją.
Sun
30
Oct
2011
Na brzegu basenu leżał zwiędły liść, musiał wpaść przez okno, mały listek z drzewa, którego nazwy sobie nie przypominam, patrzę na niego, napawam się tym tak osobliwym znakiem przemijalności,
która przejmuje nas grozą, a bez której wszak nie byłoby piękna.
[Hermann Hesse — Kuracjusz (Porządek dnia)]
Przemijanie to temat trudny, często pomijany, a mimo to obecny w naszym życiu przez cały czas, od narodzin aż do śmierci, ba, nawet po naszej śmierci nie pozbędziemy się wątku przemijania,
ponieważ nasze zwłoki nadal są poddawane jego działaniu. Mało tego, jedno pokolenie odchodzi, nadchodzi drugie, więc jest to proces bardzo rozległy i złożony. W takim razie możemy mówić o
przemijaniu jednego człowieka, jak również o przemijaniu dziejowym. Ale czym jest to przemijanie? Jaka jest jego istota? Co to za zjawisko? Cieszymy się na myśl, że przeminie postać tego świata,
a przyjdzie kolejna, inna, ciekawsza, bo może i nie lepsza. Podobnie jak rodząca marzy o chwili, kiedy usłyszy głos swojego dziecka i skończą się jej bóle, podobnie jak marynarz nie może się
doczekać końca męczącego rejsu. Przemijająca postać tego świata ustąpi miejsca jego postaci ostatecznej.... Przemijanie to jedno z podstawowych pojęć filozoficznych. Przemija młodość,
bezpowrotnie mijają chwile szczęśliwe, no i te bardziej okrutne i to napawa nas albo smutkiem,albo też nadzieją. W przemijaniu jest coś optymistycznego, gdyż "czas goi rany", wspomnieniami
rekompensuje nam to, co straciliśmy. W codziennym życiu towarzyszy nam pośpiech, rzadko znajdujemy czas na refleksję nad życiem i jego przemijaniem. Wczasy w Ustce, spacer brzegiem morza,
wydmami, laskiem nadmorskim, promenadą daje nam szansę na ogarnięcie tego wszystkiego, co na co dzień wymyka nam się z rąk, przecieka przez palce. Warto zastanowić się, czy potrafimy docenić to,
co mamy, zanim czas sprawi, że cenimy to, co mieliśmy. Każdego z nas życie jest wartością. To od nas zależy, jak je przeżyjemy. Czy umiemy określić nasze cele życiowe, priorytety? Czy wystarczy
nam determinacji w dążeniu do ich realizacji, na ile będziemy potrafili wyrzec się przyjemności w codziennych obowiązkach mając tak ważny cel do osiągnięcia? Jaką przyjęliśmy hierarchię wartości?
Stefan Kisielewski powiedział: "Czas to bogactwo, którego nie można zaoszczędzić, trzeba je wydawać". Ja od siebie dodam: umiejętnie wydawać. Czesław Miłosz w wieku 57 lat napisał następujące
słowa:
Tak mało powiedziałem.
Krótkie dni.
Krótkie dni,
Krótkie noce,
Krótkie lata.
Tak mało powiedziałem,
Nie zdążyłem.
Serce moje zmęczyło się
Zachwytem,
Rozpaczą,
Gorliwością,
Nadzieją.
Paszcza lewiatana
Zamykała się na mnie.
Nagi leżałem na brzegach
Bezludnych wysp.
Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata.
I teraz nie wiem
Co było prawdziwe.
( "Tak mało",Berkeley, 1969 r.)
Na co musimy się odważyć w naszym życiu, z czym nie zwlekać, aby nie powiedzieć kiedyś tak jak Miłosz i wielu innych: Nie zdążyłem? Jeśli człowiek ma pasje życiowe, jasno określone cele, to
ciągle odczuwa niedosyt i obawia się, że nie zdąży ze wszystkim, nie zrealizuje się w swym życiu. Towarzyszy mu ciągła obawa, że nie zdąży wszystkich swoich planów zrealizować. Życie niesie wiele
niespodzianek. Nie wiemy, jakim czasem dysponujemy. Przypomina to trochę hazard. Grę o swe marzenia, cele, plany, ich realizacje...Tak przemijają pokolenia, epoki, cywilizacje całe. Świat się
przeobraża od chwili powstania. Bez zatrzymania. Musimy zdawać sobie z tego sprawę, i z tego, że zmieniając rzeczywistość, korzystamy z dorobku minionych pokoleń, a z naszych dokonań będą
korzystać nasi następcy. Jeśli tylko pozwolimy,aby nadal Świat istniał i przemieniał się swoim rytmem, a my byśmy przemijali równolegle do niego.Natura człowieka jest taka, że często jest w
stanie zrozumieć jaką wartość miało dla niego coś, dopiero wtedy gdy to przeminęło. Taką wartością jest młodość, której nie da się zatrzymać, ale można ją przeżyć wykorzystując maksymalnie
wszystko to co daje nam los, co daje życie w obecnych czasach. Każda chwila, każdy dzień przemija bezpowrotnie. Mamy tylko jedno życie, jeżeli nie wierzymy w reinkarnację. To my jesteśmy kowalami
swojego losu, narratorami swych powieści życiowych, autorami. Recenzentem jest czas. Czas i przemijanie, są ściśle ze sobą powiązane i nam towarzyszą przez całe nasze życie.
"Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie zna sposobu, aby go wskrzesić" (Albert Einstein).
I tylko monotonny odgłos fal wylegających na ustecką plażę złudnie stara się nas przekonać o tym, że trwać będzie wiecznie....
Sat
29
Oct
2011
Dzisiaj poranną porą poszedłem, poszedłem na długi spacer.Nie musiałem liczyć czasu, spoglądać na zegarek, o zmianie onego pamiętam,to dopiero jutro. Wdychając świeży zapach sosnowej żywicy, przesiąknięty usteckim jodem zastanawiałem się nad tym,co zaprząta mój umysł najczęściej. Wiem, że nic nie wiem mawiał już zwalczający relatywizm sofistów Sokrates i nie pozostaje nam nic innego jak tylko przyznać rację wielkiemu myślicielowi starożytności, gdyż niezaprzeczalnym faktem jest, iż im więcej wiedzy przyswoi sobie nasz mózg, to o ile pominiemy przypadki intelektualnego narcyzmu i samozachwytu, to w tym większym stopniu uzmysławiamy sobie, jak fragmentaryczna, niekompletna jest nasza wiedza. Gdy tylko dźwięk jakiś zasłyszany dawniej lub zapach kiedyś odczuwany przypominają się naszej pamięci i zaczynają istnieć zarazem w naszej subiektywnej teraźniejszości i będzie z nami obecny w przyszłości, wówczas trwała i zwykle ukryta istota rzeczy natychmiast zostaje wyzwolona i nasze prawdziwe ja budzi się i ożywa w jednej chwili. O tym jak istotną rolę odgrywa umiejętność kojarzenia, zapamiętywania niech świadczy fakt, iż każdego roku blisko 10 procent informacji przyswojonej ulega nieubłaganie dezaktualizacji, jest zastępowana nowymi doznaniami, doświadczeniami a ogół wiedzy ludzkiej rośnie w takim tempie, o jakim nie przyszło nawet marzyć wielkim myślicielom epok minionych, których zresztą w czasach im współczesnych imponująca wiedza, obecnie nie może się równać z zasobem informacji wymaganym na każdym kroku od każdego ucznia szkoły podstawowej. Usteckiej również. Jesteśmy cały czas bombardowani masą skondensowanych informacji, które prawie natychmiast przechodzą w stan uśpienia jako niepotrzebne, bądź też już nieaktualne. A jednak te najważniejsze nasze przeżycia tak głęboko potrafią wryć się w nasza pamięć, ugruntować, że wystarczy tylko odrobina podobnego tchnienia czegokolwiek, aby nasz mozg natychmiast powrócił do tych czasów, tych chwil nam drogich. Ja posiadam wiele takich "zajawek" i niewiele, naprawdę odrobina podobieństwa potrzeba jest aby TAM być znów. Wspomnienia....zawsze uświadomią nam ile czasu w swym życiu straciliśmy, przetrwoniliśmy, a ile wykorzystaliśmy w sposob nam godny...
Thu
27
Oct
2011
Na Ławicy Słupskiej w nocy z 30 na 31 stycznia 1945 i z 9 na 10 lutego 1945, radziecka łódź podwodna " S-13 " dowodzona przez kapitana 3 rangi Aleksandra Iwanowicza Marinesko zatopiła dwa niemieckie, zmilitaryzowane transportowce Kriegsmarine wiozące razem około 15 tys. ludzi: 12 tys. uchodźców i 3 tys. żołnierzy, marynarzy i dygnitarzy nazistowskich z Prus Wschodnich i Pomorza Gdańskiego . Były to M/S "Wilhelm Gustloff " oraz S/S "Steuben " . Okręty eskorty zdołały uratować tylko nielicznych szczęśliwców.21 stycznia 1945 r. Karl Dönitz, naczelny dowódca Kriegsmarine(ostatni naczelny dowódca Wehrmachtu i prezydent III Rzeszy) wydał rozkaz rozpoczęcia operacji "Hannibal" polegającej na ewakuacji personelu szkolnych flotylli okrętów podwodnych z Gdyni i Piławy. Zadanie to miało wykonać kilka statków, wśród których były "Wilhelm Gustloff" oraz "General von Steuben". Statki te miały ewakuować od końca stycznia 1945 r. do początku lutego cały personel 2 Szkolnego Dywizjonu Okrętów Podwodnych oraz jego wyposażenie. Powodem tej ewakuacji były szybkie postępy armii radzieckiej.Od maja 1939 roku "Wilhelma Gustloffa" pływał na linii Niemcy - Hiszpania, transportując m.in. osławiony Legion Condor, walczący po stronie hiszpańskich faszystów. Na początku wojny podzielił los innych wielkich statków pasażerskich i został przebudowany na statek szpitalny. Kapitan statku Friedrich Petersen 20 stycznia 1945 r. wydał rozkaz przygotowania statku do ewakuacji z Gdańska. 30 stycznia 1945 r. "Gustloff" wypływa w swoją ostatnią podróż. Według oficjalnej listy na pokładzie statku podczas ewakuacji z Gdańska znajdowało się 918 marynarzy i wykładowców szkoły broni podwodnej, 373 kobiet ze służby pomocniczej Kriegsmarine oraz kilka tysięcy uciekinierów z Prus Wschodnich. Po wypłynięciu poza półwysep Helski Gustloff został trafiony trzema torpedami wystrzelonymi z radzieckiej łodzi podwodnej " S-13 ". Statek pogrążał się w wodzie przez 63 minuty, płynąc cały czas siłą inercji. Utonęło wówczas, według najnowszych badań, ponad 10000 ludzi (podaje się również liczbę 9343 ofiar), uratowano zaś 838 rozbitków, a według innych źródeł 1252. Do połowy lutego zwłoki ofiar katastrofy wyrzucane były jeszcze przez morze na okoliczne plaże.W połowie lat 50-tych Polska Ratownictwo Okrętowe podjęła nieudaną próbę podniesienia "Gustloffa". Wrak spoczywa na głębokości 48 m.Mimo zatopienia "Wilhelma Gustloffa" ewakuacja z Gdyni i Piławy nie została wstrzymana. 9 lutego 1945 r. port w Piławie opuścił transportowiec wojska "Steuben". Był on pięknym dwukominowym "pasażerem" zbudowanym w 1923 r. przez stocznię w Szczecinie. Wieczorem 9 lutego konwój ruszył z prędkością 12 węzłów w kierunku otwartego morza, portem docelowym miało być Świnoujście. Tymczasem na północny zachód od Rozewia patrol pełnił osławiony już radziecki okręt podwodny "S 13" . Okręt ten po zatopieniu statku "Wilhelm Gustloff", nie atakowany przez niemieckie okręty spokojnie wyczekiwał na kolejną ofiarę. Około godz. 20.15 wachta obserwacyjna znajdująca się na kiosku "S 13" zaobserwowała łunę na horyzoncie. Okręt podwodny w zanurzeniu skierował się natychmiast kursem na zbliżenie. Około północy "S 13" wynurzył się i zaobserwował 3 statki. Kapitan Marinesku wydał rozkaz zanurzenia i zajęcia dogodnej pozycji do strzału. O 00.50 okręt zajął odpowiednią pozycję do przeprowadzenia skutecznego ataku. Odpalono dwie torpedy. Obie były celne. Pierwsza trafiła w dziób na wysokości mostka, druga w śródokręcie w rejonie pomieszczeń kotłów. "Steuben" natychmiast zaczął płonąć i powoli pogrążać się w otchłani zimnego morza. Dwie minuty po trafieniu torped "Steubenem" wstrząsnęły kolejne eksplozje. To wybuchły gorące kotły. Kilkanaście minut później "Steuben" pogrążył się całkowicie pod wodą, a wraz z nim na dno poszło 3608 jego pasażerów. Okręty eskorty uratowały tylko 659 ludzi.S/s STEUBEN należący przed wybuchem II wojny światowej do najbardziej luksusowych statków pasażerskich na świecie znalazł swój kres na głębokości 71,5 m.
Wed
26
Oct
2011
Łatwiej znaleźć nocleg w Ustce, niż prawdziwego komunistę w Polsce. Polska jest to kraj, gdzie byty symboliczne-niematerialne, np.: sztandary, pojęcia, duchy i etosy górują nad bytami realnymi, materialnymi. Dla przykładu: fabryki, politycy, szosy, szpitale, budynki komunalne, to wszystko jest w ruinie. Patriotyzm, wiara, duch historii, przeczucia, pamięć itp. tworzą tkankę kraju i rację życia lokatorów kraju zwanego Polską. Byty realne obowiązane są ustępować z drogi abstraktom. Tośmy sobie, kuźwa, pofilozofowali chwilę, a teraz czas na konkrety! Ja jestem bytem materialnym: materii mam pod ubraniem troche, a i materializm reprezentuję dość wybujały. Uważam za logiczne to, że symbiozie duchów przeszkadza istnienie materialnej wątpliwości. Proszę bardzo niech spółkują duchy czyste tylko ze sobą. Sam na sam.Pęd do dematerializacji składowych części życia Polski cechuje politykę na wyższych także piętrach. Prawica za każdym razem głosi, że wygra wybory i zdobędzie władzę dlatego, że hetmani jej duch antykomunizmu. Komunizmu nigdy w Polsce nie było. Ponieważ antykomunizm bez komunizmu jest tym samym, co antysemityzm bez Żydów, albo wodowstręt bez wody, więc mohery tworzą sztuczny byt pod nazwą "komuna". Twierdzą, że ona trwa i się panoszy, tropią ją, śledzą i opisują. Wytykają swymi paluchami, wznoszą okrzyki protestu i modlą się w intencji pokonania zła.Inne ważące byty eteryczne to np. zagrożenie Polski przez obce wywiady. Polską krainę duchów zaludniają i inne złudzenia: mistyka ekologiczna, zagrożenie ducha religii przez rząd i prasę, "krzyżomania", podobnie ducha rodziny i energii rozrodczej. Nawet bezrobocie w znacznej części zostało stworzone przez biurokratyczne fantazje, bo bezrobotnym niejednokrotnie jest ten, kto zarejestrował się w tym charakterze, aby swe pobory z tytułu pracy na czarno uzupełnić państwowym zasiłkiem. Najogólniej rzecz biorąc, władza prawicy i kleru oznacza wyzwalanie ducha narodu z materii, która go jeszcze więzi. Wyjątkiem byłyby godne zachowania pomniki materialne: budynki kościołów, plebanii i seminariów, a także kościelny park samochodowy o powierzchni większej, niż wszystkie inne parki Narodowe w kraju.....A kraina wody, wiatru i piasku odwiedzana jest co roku przez tysiące turystów, zamiłowanych w pięknie i zmienności jego wyglądu, zainteresowanych poznaniem fauny i flory kształtującej się od setek tysięcy lat nadmorskiego krajobrazu. Słowiński Park Narodowy został utworzony dla zachowania w niezmienionym stanie systemu jezior przymorskich, bagien, torfowisk, łąk, nadmorskich borów, i lasów, a przede wszystkim wydmowego pasa mierzei z unikatowymi w Europie wydmami ruchomymi. To także byt materialny ;)
Tue
25
Oct
2011
Państwo wcale nie musi być tak bestialskie i nieczułe, jak niektórzy jego obywatele. Kiedy już staje się takie, stwarza klimat, w którym rośnie liczba ludzi skłonnych przewyższyć swe państwo w bezwzględności. To telewizja i prasa stworzyły modę na wieści o zabijających innych i się nawzajem gówniarzach i teraz same tej modzie ulegają, tworząc wrażenie, złudzenie, że obecne nastolatki są bardziej krwiożercze niż w dawnych czasach. Siła przekazu, siła mediów jest przeogromna. Kształtowała się już w czasach, kiedy na ekranie spuszczał się nie Clinton na pannę Lewinsky, tylko spuszczała się stal z pieców martenowskich w Nowej Hucie. To one kreują wizerunek bezwzględnego kraju bezwzględnych ludzi.A przecież życie jest piękne! Każdy z nas może mieć swoją małą Ojczyznę,swoja Ustkę, promenadę, plażę, smażoną rybkę albo swój Amsterdam, trawkę, kokę, hasz,dobry alkohol, szybki szmal, gorące dziewczyny. Nie pchaj się zatem na afisz, w tryby historii, żyj i szczyj spokojnie a kolorowo. Inaczej cię skasują, wymażą z pamięci świata, i i tak nikt tego nie zauważy, boś szary człek...Pył, drobna istota, jakich setki tysięcy, miliony przemierzają świat w poszukiwaniu swego miejsca.Takie życie... brachu, takie jest to zasrane nasze życie....
Sat
22
Oct
2011
Teraz, gdy przyszły wraz ze zmianą pory roku do Ustki urokliwe, ale jakże straszliwe sztormy, wichry, ulewy nie pozbawione pięknych akcentów naszej swojskiej natury, ja myślami czasami błądzę już
hen do przodu. W Wielki Piątek katolicka gospodyni karpia lub inna rybkę lokuje w galarecie. Jeżeli niezjedzoną część ryby chowa do lodówki i podaje na Wigilię, to znaczy, że uprawia kuchenną
politykę ekonomiczno-historyczną. Przeciętny Polak nie chce wiedzieć, że dzieje Polski nie były wcale wyjątkowe, mniej tragiczne niż np. ziem ukraińskich, rumuńskich, słowackich czy
bałkańskich. Martyrologia wcale więc nas nie wyróżnia. Historia sąsiednich narodów była niekiedy bardziej pogmatwana i dramatyczna. Na "zachodzie" produkuje się dziś książki o wiele głębiej i
szerzej rozprawiające się z polskimi mitami. Dzieła te są w Polsce tłumaczone, ale, pozbawione wzięcia i rozgłosu (z wiadomych przyczyn), nie istnieją w szerokim obiegu ocen,
mysli...przedstawiają one m.in. prawdę o niepolskości dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mówią o tym, że w XVIII i XIX w. tamtejsza szlachta tyle była polską, co rosyjska francuską.
Ziemiaństwo polskie przyczyniło się zaś do rerusinizacji i schłopienia 80-procentowej większości polskich szlachciców na kresach. Ochoczo też kolaborowało z rosyjskim zaborcą przeciw swym
uboższym braciom – szlachcie. Rosyjskie państwo służyło polskiej elicie szlacheckiej za instrument do maltretowania ruskich chłopów, czyli 95 proc. ludności tych ziem, wliczając w to niegdyś
spolonizowaną biedotę szlachecką. Wnerwia mnie tez szukanie "winy" u innych, bo co mnie obchodzi Amerykanin, Rosjanin, czy ... Chińczyk? Oczywiście z każdym z nich mogę sie wódki napić,
zaśpiewać "Dumkę", ale interesuje mnie wyłącznie mój rodak, bo razem z nim wytwarzam "dobro", które sklada sie na ksztalt, obraz kraju, mej Oczyzny... :)
Ps. Każdego roku w okresie zimowym media dbają, abyśmy żyli w ciągłym strachu przed wybuchem epidemii. Wbrew oczekiwaniom nie zabiła nas dotąd ani ptasia grypa, ani SARS, ani choroba wściekłych
krów, ani tak lubiana przez brukowce sepsa. Tradycyjna grypa też nie dała rady „ zdziesiątkować” naszego narodu....co tym razem będzie na topie? Ile osób tej zimy umrze z wychłodzenia organizmu?
Będzie kolejny, mało chwalebny rekord? Usteckie schronisko dla bezdomnych i w tym roku przygotowuje się na zimowe odwiedziny większej ilości bezdomnych. Latem z noclegowni korzystają również
bezdomni z innych regionów Polski, którym lekarze zalecili kurację nad morzem.Ale to już inny temat. ;)
Fri
21
Oct
2011
Umarł król, niech żyje król! Znów zatryumfowała siła przekazu mas mediów nad zdrowym rozsądkiem ludzi. Po raz kolejny interesy państw zachodnich wzięły górę nad hasłami, które przyświecały ideom tworzenia się demokracji na świecie, takimi jak: wolność, suwerenność, samostanowienie. Po Jugosławii, Iraku przyszła kolej na Libię. Okrzyknięto zbrodniarzem dyktatora(to prawda-był dyktatorem), który z biednego, pokolonialnego kraju stworzył prężenie działające, niezależne państwo z niesamowicie rozwiniętym programem socjalnym, prężną infrastrukturą jak na afrykański kraj. Nie wiem po raz który Europa wraz z USA wykorzystały stary, kolonialny sposób podburzania zwaśnionych plemion do ingerowania w sprawy innego kraju tak dalece, że na rękach osób odpowiedzialnych za ostatnie wydarzenia w Libii, podżegających do walk bratobójczych jest krew. Dużo krwi a będzie jej znacznie więcej, ponieważ samo zabicie Muammara Kaddafiego niczego w tym kraju nie zmieni. Spowoduje jedynie rozprężenie i chaos, który jak to zwykle bywa w takich sytuacjach wykorzysta imperializm państw biorących udział w tej haniebnej rozróbie.Dzięki dochodom płynącym z bogatych złóż ropy naftowej Libia stała się krajem niezależnym od Zachodu. Miliardy dolarów uzyskanych z ropy wydano na szkoły, drogi, domy, szpitale, rozwój rolnictwa oraz broń i popieranie ruchów narodowowyzwoleńczych. Kaddafi w 1970 roku zlikwidował w swoim kraju amerykańskie i brytyjskie bazy wojskowe, wydalił włoskie i żydowskie organizacje narodowe, a w 1973 dokonał nacjonalizacji przemysłu naftowego należącego do zachodnich inwestorów. Prowadził bardzo aktywną politykę zagraniczną, wymierzoną przeciwko wpływom Stanów Zjednoczonych i Izraela oraz wspieraniem Organizacji Wyzwolenia Palestyny, przez co był oskarżany o wspieranie islamskiego terroryzmu. Wielokrotnie zabiegał o utworzenie ścisłej federacji państw północnoafrykańskich i bliskowschodnich. Proponował zawarcie unii m.in. Sudanowi, Egiptowi, Syrii oraz Malcie. W wyniku pogarszających się stosunków z Egiptem nawiązał współpracę z ZSRR, ale w zimnej wojnie pozostawał neutralny, wiążąc się z Ruchem Państw Niezaangażowanych. Gdyby Kadafi na początku nie obalił starego systemu Libia do dziś utrzymywałaby się ze sprzedaży złomu, jako miało to miejsce przed laty. Wówczas Koczownicze plemiona zbierały to co zostawiła Armia Roomla i Moontgomerego podczas II wojny światowej. To był istotny element PKB Libii jeszcze w latach 60. Wiecie jak wyglądał do tej pory standard życia w Libii? Otóż najniższe wynagrodzenie w tym kraju to 600 dolarów, powtarzam najniższe!! Libijczycy nie płacili za prąd, szkoły były bezpłątne , służba zdrowia zatrudniająca Polaków , Włochów, Brytyjczyków też była bezpłatna. Litr paliwa kosztował w przeliczeniu 40 groszy polskich. Ceny innych artykułów były porównywalne do cen w Polsce, może nieco niższe. Mógłbym tak wymieniać bez końca, ale powiem wam jedno: wielu z nas uważa się za eurpejczyków , podczas gdy standard życia Libijczyków jest na europejskim poziomie , moze nawet nieco wyższym, Polacy zaś często żyją jak wyrobnicy. Gdy do władzy w Libii dorwą się Ci , którzy dziś rękami 16 do 25 letnich prymitywnych chłopaków robią ten przewrót w Libii to w niedługim czasie i oni Libijczycy będą musieli , jak my Polacy jezdzić za chlebem na zmywaki w Europie! Przeciętny Polak, nie mieszkaniec aglomeracji szcześliwy jest jak nabędzie sobie starego Opla. Libijczycy już w latach 70 i 80 zostawiali nowe auta na pewryferiach Trypolisu bo nie wiedzil ,że nalezy zmieniac olej i zajeżdzali auta na amen. Nie martwili się jednak kupowali kolejne nowe aby wozić Volvo czy Nissanem czy Datsunem swoje kozy. To nader częsty widok wówczas w Libii. Polak wówczas , za Gierka marzył o małym Fiacie.Jedno jest oczywiste Kadafi nie mógł mieć za sojuszników Europy zachodniej ani Ameryki wszak to własnie dzieki temu że ich wyrzucił ze swojego kraju ten kraj jest dziś tak bogaty. Tego faktu mu nikt nigdy nie zapomniał. Nacjonalizacji i utraty złóz ropy, która stała się z dnia na dzień własnością Libijczyków.... Dziś to własnie rękami nieświadomych ludzi Ameryka, byli kolonizatorzy tych terenów i Izrael usiłują dostac się do najbardziej energetycznych złóż ropy w Afryce i przygotowac się do ostatecznego starcia o wpływy na bliskim wschodzie z Iranem
."(...)- Libijczycy żyli jak pączek w maśle - wspomina Cezary Filipowicz, był wiceprezes Orlenu, który w latach 80. pracował w Libii. Trzy czwarte żywności Libia importuje, ale i tak była bardzo
tania, ponieważ rząd dotował jej ceny. Na ulicach Trypolisu było mnóstwo samochodów, bo rząd importował limuzyny sprzedawane potem urzędnikom państwowym za ułamek ceny. Za jedną dziesiątą można
było kupić sprzęt elektroniczny z importu, a tysiące Libijczyków dzięki rządowym stypendiom studiowało na uczelniach w Egipcie, państwach byłego bloku wschodniego, a czasem i na renomowanych
uczelniach na Zachodzie (jeden z synów Kaddafiego Saif al-Islam ukończył słynną London School of Economics). - Libijczycy dostawali od rządu po 500 dol. na wakacje i były ich tłumy na Malcie, bo
tam mogli jeździć bez wiz - mówił Filipowicz.
W kasie Libii było pełno petrodolarów, ale w kraju brakowało rąk do pracy. I Libia stała się mekką, gdzie pracę mieli nie tylko specjaliści z zachodniej branży naftowej, ale także pielęgniarki z
Bułgarii czy dziesiątki tysięcy Egipcjan, Palestyńczyków, a ostatnio także Turków pracujących przy wielkich budowach. Libia była też głównym partnerem PRL w świecie arabskim i w tym czasie
tysiące Polaków budowało tam fabryki i drogi. A imponujących inwestycji w Libii nie brakowało.
Najbardziej spektakularny był projekt budowy systemu rurociągów z głębi Sahary na wybrzeże kraju, gdzie wody gruntowe były już tak bardzo przesiąknięte morską wodą, że nie nadawały się do picia.
Budowa tego systemu irygacyjnego pochłonęła ponad 25 mld dol. Układano go z rur o średnicy 4 m produkowanych w hucie specjalnie w tym celu zbudowanej w Libii przez Włochów w imponującym tempie
około 1 km wodociągu dziennie.(...)"
Wed
19
Oct
2011
Po takim tytule większość czytających zapewne domyśla się, o czym może być ten artykulik. Tak, będzie również o seksie. Skoro jednak zawężyłam zakres wiekowy od... 40 lat wzwyż, to może zacznijmy od tego, że wbrew niektórym opiniom badania podejmowane z różnych perspektyw potwierdzają, że przeciętnie satysfakcja z pożycia w wieku średnim wzrasta, osiągając najwyższy poziom od początku istnienia związku między dwojgiem ludzi. Powodem takiego stanu rzeczy jest najprawdopodobniej uwolnienie od wielu pełnionych do tej pory ról (np. opieka nad dziećmi, które zaczynają opuszczać dom). Z drugiej jednak strony, pary w wieku średnim mogą przejawiać mniejszą liczbę pozytywnych interakcji: mniej fizycznych oznak czułości, mniej szczerych wyznań lub zaangażowania, wsparcia moralnego i pomocy, wsparcia materialnego i tolerancji dla mniej przyjemnych cech drugiej osoby, czyli wszystko to, co C. Swensen nazwał „skalą miłości”. Zachowanie swoistej równowagi pomiędzy tą skalą a współistniejącymi problemami (wychowywanie dzieci, prace domowe, dbałość osobista i wygląd, zarządzanie finansami, rozwiązywanie problemów i podejmowanie decyzji, stosunki z krewnymi i wyrazy czułości) określa poziom zadowolenia z pożycia, który z racji naturalnie mniejszej ilości problemów w wieku średnim jest... wyższy. Jednak mowa tu jest o związkach, których ścieżki rozwojowe mogą mieć różne kierunki, w tym... rozstanie... Ponadto z biegiem lat wzrasta różnorodność cech indywidualnych, jedni są zdrowi, inni nie, niektórzy osiągnęli swój cel zawodowy, a inni nie. Wzorców tych wszystkich zmian nie ma i najprawdopodobniej jeszcze długo nie będzie. Wpływ na ścieżkę, którą kroczy dorosły, może mieć wiele czynników, takich jak np. pochodzenie jednostki, osobowość, kryzysy i stres.
A jak się ma do tego seksualność człowieka? Może zacznijmy od funkcji seksu, którymi są: przyjemność, łączenie się w pary i pielęgnowanie intymności, potwierdzanie kobiecości i męskości, podtrzymywanie samooceny, zdobywanie władzy lub dominacji, wyrażanie wrogości, zmniejszanie leku lub napięcia, podejmowanie ryzyka, osiąganie korzyści materialnych. Co nadaje przeżyciu szczególną, seksualną jakość? Mnie najbardziej odpowiada tu porównanie z zachowaniem w czasie jedzenia. Głodna osoba doświadcza subiektywnego stanu, który nazywamy apetytem, a ten z kolei wzrasta, gdy zobaczymy pożywienie lub poczujemy jego zapach. W kontekście seksualnym to, co przeżywamy jako seksualny apetyt lub pożądanie, co nas seksualnie pobudza jest skomplikowanym połączeniem wielu procesów, w tym poznawczych, społecznych (przyswojone myśli, wzorce zachowania seksualnego i wewnętrzne wyobrażenia), neurofizjologicznych (uświadomiona reakcja na stan pobudzenia) i... nastroju – to wszystko stanowi o poziomie zainteresowania seksem lub pożądania u człowieka. Wiek średni nie oznacza przecież braku zainteresowania tą jakże ważną stroną naszego życia. Tym bardziej, że seksualność kobiet i mężczyzn pod wieloma względami jest... podobna (różnice są znaczące w fizjologii seksualnej, kobiety wykazują większą podatność na naciski społeczne, interpersonalne, jak również... rola hormonów w seksualności kobiet jest mniej oczywista niż u mężczyzn). Z biegiem lat coraz lepiej umiemy ocenić nasze szanse na działanie w tej materii, a prawdopodobieństwo powtórzenia się danego zachowania wiąże się z sukcesem w spełnieniu emocjonalnych potrzeb, niezależnie od tego, czy powoduje to pozytywne czy negatywne emocje, czy mieści się w normach społecznych grupy, która ma największy wpływ na daną osobę. Toteż korzystajmy, Drodzy Średniacy, z tego, co nam dała Matka Natura, bo niezgłębiona jest jej mądrość, bo to nie tylko ponad 100 pozycji Kamasutry, więc i tutaj może czekać na Was nie jedna ciekawa niespodzianka. Wszak wszystko wskazuje na to, że ta sfera naszego życia nadal może być źródłem przyjemności i satysfakcji. Co bardziej pruderyjnym jednostkom proponuję solidny post – jak dostatecznie zgłodnieją, to sami zapragną tej jedynej w swoim rodzaju, wspaniałej... uczty... ;))
Wykorzystano w opracowaniu:- Bee Helen, Psychologia rozwoju człowieka, Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2004,
- Bancroft John, Motywacja i zachowania seksualne, oprac. „Emocje i motywacja” pod red. Parkinson B, Colman A. M., Zysk I S-ka Wydawnictwo, 1999,
- obserwacje i... doświadczenia własne. ;)
Donata Fraś
Wed
19
Oct
2011
Za sobą mamy lato pełne różnorakich przygód i okres histerii, że narasta bandytyzm, a więc i rozważań na temat przyczyn istnienia bandytów. Za bezpośrednich winowajców uznawano na ogół policję i telewizję. Media katolickie dorzucaly też ateizm, który skłania do lekceważenia przykazań. Obecnie przez kraj przewala się histeria związana z wyborami parlamentarnymi i z nieprawidłowościami w ich przeprowadzeniu. Polacy cierpią udrękę moralną, którą mu zadaje pogląd, że kto żyw, kradnie, a kto dużo kradnie, ten żyje dobrze, czyli niemoralnie. Autorytety moralne są jak deficyt budżetowy: wielkie i nikt nie zwraca na nie uwagi. Mężczyźni z lubością od wieków zajmujący się damskimi biustami (czyli większość istniejących od historii po teraźniejszość samców) i tego lata zachęcało kobiety do obnażania cycków. Pretekstem tym razem nie bylo ich oswobadzanie, czyli demonstracja wolności kobiet, nie była uroda piersi, ich kształt ani wygoda właścicielek. Moda też nie. Faceci wymyślili uzasadnienie obyczajowo bezpieczne: topless stanowi protest przeciw złej pogodzie, natomiast zapewnienie sobie słonecznej w dni upalne. Nawet dewotka ma prawo chcieć innej pogody, niż Bóg daje. Krytyka panującej pogody nie godzi także w budowę kapitalizmu ani w niezłomną, braterska przyjaźń polsko-amerykańską. Gdy zła pogoda koncentruje niezadowolenie społeczne,korzystają faceci a bardzo to odpowiada warstwie rządzącej i klasie panującej, no i wszystkim będącym w tym czasie na wczasach w Ustce:))))
Tue
18
Oct
2011
Mamy jesień, tradycyjny czas wykopków, obfitujący jeszcze niedawno w grupowe, przymusowe wyjazdy w plenery PGR-owskie. Wiecie, co? Miało to swój urok, a jak jeszcze co zaradniejszy nauczyciel zorganizował ognisko z pieczonymi ziemniakami, to już była bajka. I o tym, właśnie, dzisiaj chciałem napisac. O ziemniakach i najlepszych sposobach ich pieczenia, smażenia, duszenia będąc w plenerze. Mmm, już mi ślinka poleciała na sama myśl o takich prosto z żaru wyciągniętych, niezawijanych w żadne folie kartofelkach. Takie sa najsmaczniejsze, najlepszy mają smak, aromat. To nic, że są trochę suche. W koncu „siedziały” tyle czasu przykryte kołderką z popiołu. Nastepne w moim rankingu ziemniakow są plasterki pieczone na tacy z folli, takie lekko przypieczone z ciemnobrązową otoczką. Tylko aby takie ziemniaki otrzymać, muszą być wcześniej obgotowane. W folie wkladam „pyrki” tylko wtedy,gdy pośpiech nie pozwala na nagromadzenie odpowiedniej ilości popiołu i żaru, a więc nie ma jak bulw odpowiednio zabezpieczyc w naturalny sposób przed niszczycielkim ogniem. Podstawowy plus tak przyrządzonych kartofli, to ich soczystość, natomiast wcale nie czuć ich ogniskiem. W folii można przygotowywac ziemniaki na wiele sposobow. Można zawijac ziemniaki mlode, stare, obrane lub w mundurkach, ale dobrze jest zawsze dodac odrobine masla lub oliwy. Do potraw z grilla, a wiec i ziemniakow zawsze musi byc sos. Najlepiej taki ze śmietany, oliwy z oliwek, soku z cytryny, czosnku i posiekanej natki pietruszki. Do tego można jeszcze dodać krajaną i grillowaną cebulkę. Nie wiem jak wy, ale ja jeszcze zawsze przy okazji ogniska dopycham się przypalonym chlebem. To chyba pozostało mi z dzieciństwa, bardzo lubię smak i chrupką konsystencję takiego chleba. I wtedy można biesiadować do białego rana, wpatrując się w tańczące płomienie, obserwując unoszące się iskry, słuchając trzaskania płonących szczap drzewa, wczuwając się w role strażnika ognia, jednoczenie chłonąć otaczającą zewsząd naturę.Pychota dla wszystkich zmysłów:)
Mon
17
Oct
2011
Plaża w Ustce ma niesamowity urok, stwarza nastrój, który doskonale służy wszelkim przemyśleniom, kontemplacji i poprawianiu swego nastroju aż do uzdrowienia, z czego skrzętnie korzystają na
równych prawach rdzenni mieszkańcy jak i wynajmujący pokoje turyści. Lubie tak sobie iść bez zamierzonego celu hen…daleko…czasami do Orzechowa, jeśli mam więcej czasu, to nawet do Rowów się
przejdę. A co mi szkodzi, skoro widoki rozpieszczajce moje zmysły, rześki wiatr i jesienne promyki słońca szepczą przy rytmie fal kończących swój zwariowany taniec u mych stop: idź dalej, idź i
nie oglądaj się! Więc tak sobie idę, idę i myślę a co już wymyślę, to czasami opiszę, bo nie wszystko nadaje się na przelanie na „ekran monitora”. To co dziś zamierzam napisać, chyba też nie za
bardzo się nadaje, ale skoro już wszyscy są po kolacji a tym co nie zdążyli się posilić już nie wypada jeść z uwagi na późną porę, więc sobie na ten temat pozwolę. Dość często wśród mych
znajomych poruszany jest ostatnio temat urynoterapii. Pamiętam, jak opowiadał mój wujek, że jeszcze przed wojna jak spadł z drzewa i skaleczyl się poważnie w rękę, to ksiądz kazał mu pójść na bok
i nasiusiać sobie na ranę. I tak zrobił. Był to jedyny środek, którego użył a rana się zagoiła w mig. Na pewno jest to niekonwencjonalny sposób leczenia, ale z tego co słychać coraz częściej
ludzie po ten własnie sposób sięgają. Mój kolega w pracy też ostatnio siusiał sobie na paskudnie zaognioną ranę znajdujacą się na zgięciu dloni. Według fachowej prasy sa trzy rodzaje stosowania
wlasnego moczu: smarowanie się nim, piciem go i wpuszczaniu do odbytu. Trzeba jednak pamiętać, że chcąc przejść na ten sposób leczenia przy poważnych schorzeniachnie wolno zażywać żadnych
leków i należy dobrać odpowiednią dietę.Specjaliści od urynoterapii twierdzą, że mocz jest jednym z lekarstw, które człowiek sam wytwarza. Według nich jest to lek pochodzenia naturalnego, więc
nie może szkodzić. Wielu ludzi twierdzi, że mocz ma dobry wpływ na wszystko. Wszystko to moim zdaniem za wiele powiedziane. Mocz ma dobry wpływ na skórę, ponieważ ją dezynfekuje, leczy
rany i podrażnienia, i przeciwdziała oraz zwalcza powstałą już grzybicę. Własny mocz używany też jest w kosmetyce ciala. Zwalcza on nie tylko trądzik, ale również sprawia, że częściowo
zanikają blizny i rozstępy. Wiele osób uryną przemywa twarz (zamiast toniku) i dodaje odrobinę moczu do szamponu podczas mycia głowy. Tłumaczą się tym, że ich włosy są przez to lśniące i nie
łamią się, a fryzura staje się bardziej pulchna i podatna na ukladanie. Mocz podawany doustnie oczyszcza organizm z groźnych toksyn, zapobiega paradontozie, leczy choroby i zapalenia gardła.
Tę formę polecają też fachowcy osobom cierpiącym na bóle zatok, nieżyty nosa i bóle migrenowe.Mocz podawany doodbytniczo zapobiega zaparciom i wzdęciom, oraz pomaga pozbyć się
hemoroidów.Słyszałem również, że na Syberii stare kobiety leczyły żołnierzy okładami z moczu. Po prostu obsikany kompres powodował zaleczenie ropiejących ran. Czytałem tez o pewnej fryzjerce
mającej piękne mocne włosy ale z oczywistych względów nie każdej klientce zdradzała sekret czym je myje.Podobno na czyszczenie zatkanych zatok czołowych nie znaleziono lepszej metody. Nawet
gdy zatoki czołowe bywają wręcz "zabetonowane” na swych ściankach wieloletnią twardą skorupą mocz rozpuszcza to wszystko.Owoce takich terapii są widoczne prawie natychmiast.Ja te zjawiska
tłumaczę sobie jako rodzaj auto-regulacji organizmu. Jeśli ktoś ma jakiś defekt (np: białko w moczu), organizm rozpoznaje swoją nieprawidłowość i dąży do uzdrowienia. Chyba nie przez
przypadek mamy te cudowna substancje "na wyciągniecie reki"? :)
Sat
15
Oct
2011
Nie zawsze mamy ochotę na czynny wypoczynek, nie zawsze pogoda idzie nam w sukurs i od rana wita nas szmer kropel stukających o szyby... Jak wtedy korzystnie wypełnić wolny czas spędzając wakacje paręset kilometrów od domu? A może by tak w coś zagrać?... Wiadomo, że gry towarzyszyły człowiekowi od prawieków, były istotnym elementem rozwoju cywilizacji. Zdaniem filozofów „gra jest starsza od kultury”, natomiast A. Einstein, będąc samemu entuzjastą gier, twierdził, że „wyobraźnia jest ważniejsza od nauki”. Również polscy naukowcy wiele uwagi poświęcają grom, np. T. Kozielecki w swojej książce pt. „Strategia psychologiczna” nazywa gry i zadania logiczne „szkołą rozwiązywania problemów” twierdząc, że pobudzają aktywność umysłową, wyobraźnię, myślenie strategiczne, uczą wybierać najbardziej optymalne rozwiązania w każdym złożonym problemie, powinny być stosowane do celów dydaktycznych już od lat najmłodszych i trwać nieskończenie długo. Podobnego zdania był twórca gier ekonomicznych, znany matematyk, H. Steihaus. Gry planszowe jako formę działalności edukacyjnej i kulturalnej łatwo jest adaptować do każdych warunków, każdego pomieszczenia i każdego środowiska, można stosować przy każdej okazji, jako imprezę główną lub towarzyszącą. Z każdym rodzajem rozrywki uzupełniają się, każdą uatrakcyjniają, tworzą miłą atmosferę i piękną zabawę. Uniwersalność i bezkonfliktowość rozrywki umysłowej jest podstawą dobrej zabawy i wypoczynku. Ludzie chętnie sięgają do gier dla umysłowego i psychicznego wypoczynku i rekreacji – gry umysłowe mają ścisły związek z potrzebami człowieka, m.in. jako forma treningu umysłowego w każdej dziedzinie życia: w domu, w pracy, w szkole i wszędzie tam, gdzie zachodzi potrzeba zachowania równowagi w wysiłku fizycznym i psychicznym.Dostrzegli to m.in. Japończycy, wykorzystując pozytywne wpływy gry logicznej Go na umysł, podczas terapii ludzi chorych na Alzheimera.Zabawy umysłowe rozwijają przede wszystkim procesy poznawcze, takie jak: spostrzegawczość, uwagę, pamięć, myślenie. Organizm można trenować na wiele sposobów. Łatwo znaleźć porady jak wzmocnić siłę, szybkość czy kondycję. Jeżeli chodzi o umysł, to najwięcej uwagi poświęca się trenowaniu pamięci. Co jednak zrobić, gdy chcemy popracować nad swoją bystrością? Nie wymyślono jak dotąd lepszego środka na zwiększenie potencjału swojego umysłu niż gry umysłowe. Mówiąc "gra" mamy przeważnie na myśli zabawę dla kilku osób (np. brydż, Go, szachy, warcaby, Otello, Backgammon). Nie możemy jednak zapominać, że wiele z nich ma zestawy zasad przeznaczone właśnie dla jednego gracza. Trudno w takim przypadku mówić o grze, używamy raczej słowa zagadka logiczna, układanka, zadanie (np. Vega, Pentomino, Samotnik). Zatem gry logiczne są rozrywką, treningiem dla umysłu i konfrontacją z drugim graczem. Musimy odróżnić gry umysłowe od logicznych zagadek, łamigłówek czy układanek. Miłośnicy gier często mówią: „Zabawa dla jednej osoby jest świetna, ale jeżeli mogę usiąść z drugim człowiekiem, to siadam od razu.” W dzisiejszych czasach coraz bardziej jest ograniczony kontakt między ludźmi, między rodzicami a dziećmi i tu zaznacza się jeszcze jedna pozytywna rola gier – pomagają te kontakty nawiązać. W grach logicznych nasz przeciwnik jest zarazem partnerem do zabawy, ale również, jeżeli jego umiejętności są większe niż nasze, może być dla nas "nauczycielem". Starając się wygrać z lepszymi, stale podnosimy sobie poprzeczkę, rzucamy wyzwanie naszemu umysłowi i rozwijamy go jeszcze bardziej. Dodatkowo zaś uczymy się... pokory.Nie da się ukryć, że prym wśród gier dla dzieci i młodzieży wiodą te multimedialne i komputerowe. Ich atrakcyjność polega na tym, że wabią realizmem i bogatą animacją. Pozwalają całkowicie zatopić się w wirtualny świat, utożsamić się z nim i niemalże stać się jego częścią. Trwają ciągle spory o to, czy tego rodzaju gry bardziej szkodzą rozwojowi dziecka, czy też je wzbogacają. Jeśli pominąć tu zagrożenia, jakie niosą takie gry, bo informacji o takiej treści nie brakuje, należy zauważyć, że umiejętne dobranie gry do wieku dziecka może przynieść więcej korzyści niż strat. W przypadku gier multimedialnych bogactwo kolorów i możliwości symulacji, jak również powrotu do minionych posunięć gracza, pomaga dziecku dostrzec błędy, jakie popełniało i poprawić reakcję kolejny raz. Gry, czy są proste i nieskomplikowane, czy multimedialne i komputerowe, nadal mają swój nadrzędny cel – uczyć i rozwijać, a jednocześnie bawić i dostarczać rozrywki. Gra planszowa przedstawiona w przyjaznej atmosferze może w jakiś sposób zrekompensować braki techniczne (komputer, internet) a jednocześnie coś poruszyć, ujawnić, uruchomić i urzeczywistnić... I tak na intelektualnych próbach sił spędzić możemy czas bez uszczerbku na zdrowiu i samopoczuciu. Ba! Wręcz odwrotnie. Gdy rano powita nas znowu jasne słońce, raźno ruszymy na plażę bez poczucia straconego czasu i zgnuśnienia, a może nawet... zabierzemy ze sobą jakąś kolorową planszę, aby tam sfinalizować niedokończoną rozgrywkę lub zrewanżować się wczorajszemu zwycięscy... ;)
Donata Fraś
Fri
14
Oct
2011
Jeszcze jest kilkanaście dni czasu, aby ewentualnie dokonać pewnych korekt w swym rutynowym "spędzaniu" Święta Zmarłych. Ustka dysponuje dwoma cmentarzami. Starym przy ulicy K. Wyszyńskiego i nowym w Zimowiskach. Jak co roku będą te miejsca zatłoczone do granic możliwości, jak na tak małe aglomeracje. Jak dla mnie 1 listopada robi się już taka sama cepeliada jak z BN i Wielkanocy. I to nie tylko w Ustce, ale w całej Polsce. Osobiscie unikam uczestniczenia w takich masówkach, bo nakręcają interesy korporacji i konsumpcjonizm. Ale ja nie o tym chciałem dzisiaj pisać.Chodzi mi o rytualne palenie zniczy. Człowiek zawsze dopatrywał się w ogniu mocy nadprzyrodzonych, magicznych. Chyba dlatego, że ten żywioł od zarania dziejów potrafił z równą mocą czynić dobro, co niszczyć i zabijać.Pomysł Palenia zniczy na grobach narodził się jako dawanie światłości jaka ma świecić zmarłym w drodze do i w samych zaświatach, także jako symbol naszej pamięci pali się znicze, jednak przecież nie o symbole chodzi. Tych mamy w naszym życiu po grdykę. Palimy więc znicze, które to dusza zbłąkana lub znaleziona już ma zauważyć. Może nawet sam Bóg doceni nasz gest, naszą pamięć o zmarłym. W taki sposób zrodziła się idea, która ewoluując przerodziła się w monsrtumentalny pęd za zaspokojeniem naszej żądzy czynienia dobra. Na jej to potrzeby powstały znicze i rozprzestrzeniły się jak to widać każdego roku na przykładach świąt masowych. Kiedy ich nie było było też dobrze, w każdym bądź razie zmarli nie skarżyli się. Często palimy znicze na grobach w celach tylko egoistycznych. Chodzi o to, aby inni, żyjący to zauważyli nasz gest, nasze przywiązanie do tradycji i do zmarłej osoby. Im więcej, im większe one są, tym o większej pamięci ma to świadczyć. Nikogo nie obchodzi co się dzieje z wypalonymi zniczami które później wyrzucane są do śmietnika. Trafiają one na wysypiska tworząc góry zalegających odpadów. Dawniej palono znicze tylko okazjonalnie, na Święto Zmarłych. Teraz przy każdej okazji. Znicze szklane, z tworzyw sztucznych oraz wkłady do nich można kupić wszędzie. W sklepach, w hipermarketach, na halach, stoiskach, nawet przy wejściach do cmentarzy. Wszędzie kwitnie dobry interes. Naszych biznesmenów mało obchodzi, co się dzieje dalej z ich produktem po wypaleniu. Niekiedy jest tak, że nie mając zamiaru iść na cmentarz, przechodząc koło straganu ze zniczami, kusi żeby kupić jedne, kilka i zapalić na grobie swoich bliskich zmarłych. Myślimy wtedy że robimy coś dobrego, ale czy na pewno? Dzięki naszej mentalności, w której zakorzenione od wieków jest okazywanie pamięci zaśmiecajamy Ziemię, nasz dom. Czy nie warto zastanowić się nad zmianą naszych upodobań? Chcesz w dowód szacunku i pamięci zostawić coś na grobie? Postaw kwiaty w wazonie, bądź w doniczce. Gdy już zwiędną i je później wyrzucisz ulegną szybkiemu rozpadowi a z nich powstaną następne i pod tym względem będziesz miał czyste sumienie. Tak naprawdę światło ze zniczy to czyste ściemnianie, czy też zanieczyszczanie. Oprócz zaśmiecania odpadami stałymi dochodzi jeszcze do koszyka emisja substancji toksycznych oraz produkcja sadzy w trakcie spalania wosku przedostająca się do atmosfery. Po prostu manifestując pamieć o zmarłych degradujemy środowisko naturalne, które ma służyć nam, oraz naszym potomkom...Tak jakbyśmy świadomie starali się przybliżyć moment spotkania się z przodkami (wersja dla wierzących). Ratunkiem w tej sytuacji mogą okazać się woski sojowe, które w Europie mało popularne wydają się być mniejszym złem dla krajów, gdzie mieszkańcy lubują się w manifestowaniu.
Oto zalety świec sojowych:
-wolniejsze topnienie wosku
-niższa temperatura spalania się świecy
-mniejsza produkcja sadzy i substancji toksycznych
-są biodegradujące.
Myślę, że warto zainteresować się tym jakie znicze nam się oferuje w naszej okolicy. Jeżeli mamy zatruwać się i innych, gdy płyta nagrobna jest już mocno rozjaśniona sporą ilością lampionów i zniczy lepiej jest dołożyć od siebie w dowód pamięci biodegradującego w 100% kwiatka. Może zamiast zniczy kładźmy na grobach kamienie jak to czynią Żydzi?Jest też inny sposób świętowania czyjejś pamięci. Mniej lub bardziej kameralne spotkanie z ludźmi, którzy znali zmarłego i wspominanie go. Ze zdjęciami, filmami, muzyką, którą lubił, anegdotami o nim, jedzeniem jego ulubionych potraw itd. najlepiej przy jakimś dużym ogniu (ognisko, kominek). Taki powrót do prasłowiańskich, pogańskich Dziadów. Niezwykle prawdziwe, oczyszczające emocjonalnie przeżycie!
Fri
14
Oct
2011
Dzisiaj będzie krótko i nie na temat. Mieszkając w Ustce przyzwyczaiłem się do odczuwania dyskomfortu spowodowanego znacznym ograniczeniem życia kulturalno-społecznego będącego wynikiem położenia geograficznego Ustki. Niestety, daleko mamy do wszystkich centrów tętniących życiem oświatowo -kulturalnym, biznesowym i w związku z tym ten barwny i gwarny kurort poza sezonem letnim przypomina miasteczko z opowiadań Bolesława Prusa. Ma to, oczywiście, swoje plusy. Całe mnóstwo plusów, które czynią usteckie ulice spokojnymi, domostwa azylami dla spragnionych spokoju po codziennych potyczkach z prozą życia, a pokoje stają się sanktuarium pracy twórczej, nie tylko tworzeniem potomstwa. Jednakże ta sielanka nie ma nic wspólnego z moim dzisiejszym dostępem do internetu. Po prostu go nie było!!! Wiem, że to są już symptomy choroby cywilizacyjnej, ale ja miałem po prostu delirkę. Usługodawca nie wywiązał się z umowy, gdy sam nawołuje do rzetelnej współpracy. Żenada! Jednak nie wolno, nie można uzależniać się od wszędobylskiego internetu. Gdy tylko całkowicie zawładnie naszymi umysłami, naszym życiem, to będziemy jak bydło na rzeź wystawieni, na działania rzeźników, czyli operatorów, którzy wtedy z jawną premedytacją będą mogli dyktować nam swoje warunki. Na pewno nie partnerskie, skoro my już nie będziemy potrafili obejść się bez wirtualnego kontaktu ze światem, ba, nie będzie nam wystarczał żaden inny kontakt. Ratujmy nasze własne odczucia, nie zdawajmy się na wirtualny erzac, on może być jedynie uzupełnieniem, odskocznią, rozrywką a nie sposobem na życie, na nasze uczucia...Jeszcze niedawno widząc książkę pt. "Windows" dziwiłem się, że historia okien jest taka gruba. Teraz już wiem co to za "okna", ale czy trzeba się całkowicie poddawać nowym trendom, na siłę wciskanym nam przez twórców, producentów wszelkich nowości? Ja nie wstydzę się tego, ze nie umiem wyjechać z podziemnego parkingu, jeżeli strzegą go i dokonują inkasa elektroniczne aparaty, nie zaś jakieś swojskie stworzenie dwunożne. Nie wiem jak włączyć wideo, nakazać mu zarejestrowanie czegoś o określonej porze, lub jak skorzystać z telewizji satelitarnej, telegazety itd. Nie umiem użyć piekarnika w swojej kuchni, zmywarki i wielu innych niepojętych i nieposłusznych maszyn, które posiadam. Lękam się nawet zegarka, gdy trzeba go przestawić na inny czas. Jako kapitalista jestem w kapitalizmie tym, czym byłby husarz w NATO. Giełda, akcje, obligacje, podobnie jak astronomiczne czarne dziury według mnie należą do pojęć pokrewnych teologicznym: trzeba wierzyć, że to istnieje, nie starając się pojąć czym jest.We współczesnej cywilizacji jestem więc trupem ożywionym, tak jak pacjent oddziału reanimacyjnego, którego funkcje życiowe podtrzymują osoby trzecie obsługujące odpowiednie aparaty do oddychania, przetaczania krwi i oddawania moczu. I wiecie co? Czuje się z tym dobrze, bo wiem, że jeszcze mym umysłem nie zawładnęła całkiem pogoń za nowoczesnym a więc mało realnym a bardzo wirtualnym światem. Tylko, pomyślcie, czym by była Ustka ze swymi urokami gdyby nie rześki zapach bryzy, słony smak wody, morski poranny chłód, tęczowe kolory przy zachodach słońca, flądra z cytryną? Niczym....punktem ino na mapie. :)
Thu
13
Oct
2011
Ustka, miasto portowe. Mała Wydma,niedaleko plaży, niedzielne popołudnie. Obcy mi mężczyzna przeczesuje spore wzniesienie. W oddali widać błękit nieba zlewający się z morzem na horyzoncie. Nie bez powodu miejsce to nosi nazwę Wydmy. Jest na tyle wysoka, żeby dojrzeć piekno krajobrazu. Nagle mężczyzna wydaje triumfalny okrzyk, nastepnie skupia się nad niewielkim pudełkiem, podobnym do tych, do których pakuje się drugie śniadanie. Otwiera je z namaszczeniem, wpisuje się do małego notesu, zamyka pudełko i odnosi na to samo miejsce. Po czym znika szybko z mojego pola widzenia. Zagadkowe dla niewtajemniczonych czynności wykonywane przez tego mężczyznę to część wielkiej gry na świeżym powietrzu znanej na całym świecie jako „geocaching”. Do nas również przywędrowała. Za pierwowzór światowego geocachingu uważa się powstałą ponad 150 lat temu grę „letterboxing". Główna idea opierała się na pomyśle chowania szczelnie zamkniętych pojemników w miejscach powszechnego dostępu. Takich jak: parki, łąki, lasy, pola,jeziora, plaże. W pojemniku znajdował się zawsze notes, w którym znalazca wpisywał swoje imię. Wskazówki, gdzie znajdują się pudełka można było znaleźć w specjalnych katalogach. Wieści o najtrudniejszych do zdobycia, elitarnych, przekazywano sobie ustnie.
Fiu, fiu, elitarna zabawa.
Dzisiejszy "geocaching" wykorzystuje nowoczesne technologie,miedzy innymi GPS, wykrywacze metali i wychodzi naprzeciw ludziom lubiącym spędzać aktywnie czas na powietrzu. Wędrówki po lasach, wydmach, plażach, porcie, okolicznych, ogólnodostępnych pozostałościach po umocnieniach obronnych , ale także ulicach miast wg. podanych wskazówek wzbogacić można o piracki element – szukanie skarbu, historyczny- poznawanie dziejów okolicy. Pojemniki, w spolszczonej wersji nazywane "keszami", znajdują się we wszystkich możliwych miejscach świata. Gra powstała ponad 10 lat temu i do dzisiaj zafascynowali się nią ludzie z ponad 150 krajów. Na specjalnej stronie internetowej(jest również polska taka strona), skupiającej społeczność "geocacherów", znajdują się dokładne opisy każdego pojemnika, jego zawartości. Sklasyfikowane są w kategorii od najłatwiejszego poprzez bardziej wymagające do takich, które znajdują tylko prawdziwi entuzjaści i profesjonaliści. Strona podaje dokładne parametry geograficzne oraz wskazówki jak dotrzeć do celu.
Wychodzi na to, że jesteśmy świadkami powstawania nowej, świeckiej tradycji. Już widzę oczami wyobraźni jak wczasowicze na równi z rdzennymi mieszkańcami Ustki z nosami przy samiuśkiej ziemi szukają tropu do nowych "keszów", obmyślają miejsca złożenia nowych. Muszę przyznać, iż w dobie ofensywnie wkradającego się w nasze życie internetu jest to szansa na spędzanie znacznie większej ilości czasu w plenerze, na obcowanie z natura, z jej pieknem, z subtelna uroda natury niż dotychczas. Będzie to rewolucyjny pomysl na oderwanie się od komputera? Oby! :)
Tue
11
Oct
2011
Ciekawe ile osób w trakcie, przed lub po (nie, nie o seks tutaj chodzi) jedzeniu ryb myślało jak to się stało, że znalazła się ona na naszym stole. Niezależnie od tego, czy to jest smażalnia, wynajęty pokój w Ustce, czy też nasze przytulne mieszkanie ryba musiała jakimś sposobem dostrzec do naszych rak, czyjaś praca musiała zostać doceniona (oceniona?) przez nasze pieniądze. Rybak, bo o nim tu mowa, to jeden z wielu wymierających zawodów w naszym kraju. Czy zaginie całkowicie? Nie od nas to zależy, ale ja nie o tym chciałem. Obserwując z usteckiego mola krzątających się po pokladzie wypływającego na połów kutra rybaków nie jesteśmy w stanie odczytać z ich twarzy, ruchów ciała tego co przeżywają za każdym razem „wychodząc” w morze. Niewielu wczasowiczów wtedy zdaje sobie sprawę z tego, że ci panowie nie płyną w rekreacyjny rejs a do pracy, ciężkiej, żeby nie powiedzieć katorżniczej, powtarzanej wciąż i wciąż, pracy. Na połów. Ile wysiłku i wyrzeczeń kosztuje ich „nasza pyszna rybka”? Czas pracy odliczany chwilami wydawania i wyciągania sieci, segregowaniem ryb i składowaniem ich w skrzynkach przysypanych lodem, posiłkiem, czujnym snem w koi przerywanym buczkiem wzywającym załogę do sieci. Wszystko to w morskiej scenerii. Są wspaniałe zachody i wschody słońca, są skrzeczące rybitwy i mewy, jest letnia bryza, rześki powiew porannego powietrza, noszący w sobie cząsteczki morskiej wody, kojące, ospale przechyły powodowane falowaniem wody ale i jest morska woda wdzierająca się wszędzie spływająca z wyciąganych sieci, lin i bobinów, pływaków zalewająca ubrania, podrażniająca powycieraną skórę dłoni, są rozpryskujące się części ryb, które zaplątane w sieci zostały nawinięte na bęben wciągarki i jest uciekający pokład przy sztormowej pogodzie, lód, dużo lodu i zimnej do granic wytrzymałości wody zimową pora, gdzie rękawice ochronne spełniają swoje zadanie przez kilka chwil a później przetarte przez sieć, narzędzie lub też ostrą krawędź kutra, bądź ryby może jedynie spełniać funkcje ozdobną. Są miliardy lodowych igiełek spadających z zaszronionych części ruchomych i stałych takielunku kaleczących twarz. No i to ciągle powtarzające się pytanie, na które odpowiedzi woli nikt nie znać: czy i tym razem powrócę? Smacznego! :)
Sun
09
Oct
2011
Każde miasto portowe ma swoje tawerny. Nadają one uroku i specyfiki miejscu. Wynajmujących pokoje w Ustce mogą przywitać takie oto tawerniane powieści:
-Poproszę dwie kwaterki okowitki i pieczyste.Opowiem ci o przygodzie, która mnie ostatnio spotkała. Zaczęło się całkiem banalnie. Wyrzucałem śmieci do zsypu i ujrzałem ją po raz pierwszy. Zatęchła klatka, to mało romantyczne miejsce. Ona szła powolnym, dystyngowanym krokiem. Jej wygląd zewnętrzny przypominał piękny widok wschodzącego słońca. Błękitne, lekko wijące się włosy, upajające wizualną miękkością niczym puch kaczuszki, chabrowe inteligętnie spogldajace oczy i brzoskwiniowa karnacja skóry, to kolory kapiące z pędzla maczanego w palecie uzdolnionego malarza, którym była natura. Zapytała mnie się, czy nie znam jakiegoś ciekawego miejsca w internecie, bo ona jest w tym mieście nowa i w czasie wolnym nudzi się. Dziwnym trafem wydeklamowałem nazwę Bloga(normalnie bym sobie nie przypomniał). Ona podziękowała i oddaliła się ze swoją cudowną, radującą się twarzą rozpromienioną tajemniczym usmiechem przypominającym pąk kwitniącej róży.Jeszcze tego samego dnia pojawiła się na blogu.
-Staaaaary. Co to za dziewczyyyyna? Już pierwsze komentarze jej mówiły, że piękno zewnętrzne jest wsparte pięknem wewnętrznym. Jak ona pięknie pisała, potrafiła zjednywać sobie ludzi poczuciem humoru, taktu, inteligentna rozmową.
-Dopij, zamówię kolejna kolejkę.Niczego nie burzyła, nie zamykała tematów swymi wypowiedziami, a rozwijała każdy w szereg powiązanych ze sobą wątków. Od samego początku zyskała uznanie i posłuch wśród uczestników. Była osobą o dobrym charakterze. Cechującą się tolerancją, ogromną wrażliwością na cierpienie bliźniego. Potrafiła słuchać drugiego człowieka i (co najważniejsze) rozumiała jego potrzeby i uczucia. W tej kobiecie było jeszcze coś. Otóż niezwykła dziś i najważniejsza dla mnie cecha - dar dawania miłości. Ja, jedyny szczęśliwiec, który ją widział w realu,ba, słyszał jej aksamitny, dźwięczny głos mogłem podziwiać całość. Wspominać jej wdzięcznie posuwisty chód, zalotnie powłóczyste ruchy bioder, dumnie wyciągniętą, długą szyje i napawać się jej erudycją czytając wszystkie napisane przez nią komentarze. Chłonąc je całym swym jestestwem. Wczuwając się w klikane przez nią słowa. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie pisze tego pusta, głupia i infantylna lalka barbie, ale osoba ciekawa świata, wiedzy o nim i o człowieku. I przylgnęliśmy do siebie. W rzeczywistości pasowaliśmy wszelkimi wypukłościami, tak, że ciało zagłębiało się w ciało. Mogliśmy chłonąć się wzajem, chłonąć bez reszty,do zatracenia...do utraty tchu...do myśli galopujących w naszych głowach dołączyły tym razem czyny...pragnienia mogliśmy urzeczywistnić, zachłannie, nachalnie. Ae też z wyrafinowaniem,tak aby rozkoszować się każdą chwilą, każdą sekundą, gdy ciała nasze poczuły bliskość tak upragnionego, wymarzonego i wyśnionego drugiego ciała. Tego się żadne z nas nie spodziewało, że pożądanie uwolnione ze smyczy, a drzemiące głęboko schowane na dnie duszy porwie z taka mocą, taka siłą, że brakowało nam tchu, brakowało oddechu,tchnienia w pocałunkach bez końca,w wyuzdanych,nigdy wcześniej nie spotkanych pieszczotach całego ciała! Poddawaliśmy się im namiętnie, dając w zamian w dwójnasób. Każde muśniecie, każdy dotyk, każdy pocałunek dawaliśmy i odbieraliśmy tak, jakby był tym pierwszym, jedynym, niepowtarzalnym.
Nie wierzycie? Zapytajcie tych, co już byli w Ustce ;)
Sat
08
Oct
2011
Szczęściarze, którzy teraz wynajmują pokoje w Ustce mogą cieszyć się już inną od letniej scenerią. Nadchodzi jesień. Liście pożółkły i poczerwieniały, nabierając barw pastelowych wiele opadło już na ziemie. Zieleń staje się ciemna, brudna. Barwy mimo wszystko są soczyste. Noce stają się dłuższe, chłodne. Niebo ma kolor ciemnej szarości.Powietrze nad morzem czyste, ostre, zwierające ogromne ilości jodu, a zarazem przepełnione wielką tęsknotą. Na horyzoncie bezsensowna intensywność pocztówkowo-kiczowatej niebieskości pomieszanej z szarością zatraca się we frapującej mgle. Czasem przepłynie statek w dali, cierpliwie wykorzystując ostatnie promienie dnia...Morze jest wzburzone, jakby obudzone z długiego, letniego snu. Nie nęci, a raczej odstrasza swym wyglądem, odgłosami jakie wydobywają się z jego wnętrza, które przekazują nam fale roztrzaskujące się o piaszczysty brzeg. Załamujące się na drewnianych palach powbijanych w dno i spełniających role falochronu dla plaży. W mym wnętrzu cisza. Oczekiwanie. Wsłuchiwanie się w porywy wichru, obu żywiołów. Wpatruję się w fale, piasek, niebo, próbując zakodować te feerie kolorów, odgłosów na gorsze, tęskne czasy. Gdy zapada wieczór, niebo staje się coraz ciemniejsze, zbierają się coraz większe chmury, w oddali widać błyskawice. Zaczyna padać. Mewy krzyczą skrzeczącymi głosami, siłą wdzierając się do świadomości spacerowiczów, którzy osłonięci tarczami parasoli przepływają promenadą i okolicznymi uliczkami. Kilka postaci widać na usteckim molo. Nie przestaje padać. Krople deszczu są drobne i trochę jakby kłujące, wwiercają się w ubranie, w ciało, nasycone wodą do nieskończoności. Burza powoli ustaje. Już tylko potoki deszczu spływają mi po głowie. Na szczęście mam ze sobą piersiówkę z odrobiną irlandzkiej whiskey. Zgrabiałymi od zimna palcami, mało sprawnymi ruchami odkręcam nakrętkę i przechylam miniaturkę. Poczułem ciepło rozchodzące się od wewnątrz po każdym kawałeczku mego ciała. Powoli nastaje dzień. Z nocy wynurza się zarys usteckiej latarni i uśpionych w porcie kutrów. W oddali słychać warkot samochodu sprzątającego ulice. Ulewa kończy się. Tylko szum jesiennych liści na drzewach jak łopot anielskich skrzydeł trwa, zdawałoby się, że trwać będzie w nieskończoność. I tak minęła noc tęskna, pełna wyobrażeń, wspomnień i skojarzeń. Po takich przeżyciach z lubością, doceniając zalety spokojnego noclegu zakopuję się w pościeli sprawdzając kątem oka, czy w kominku jeszcze ogień skrzy....? :)
Fri
07
Oct
2011
Jakiś czas temu, wybrawszy się na spacer po Ustce, bylem świadkiem nie tyle interesującego, co intrygującego zajścia. W piaskownicy, jak to w piaskownicy "urzędowała" grupka dzieci bawiąc się spokojnie jak na owe, niespokojne, przedwyborcze czasy przystało. Raptem jedna z dziewczynek wstała i trzepnęła najbliżej znajdującego się niej chłopca grabkami w pysio. Nie będę opisywał scen jakie miały miejsce po tym incydencie, ze względu na drastyczne momenty i możliwość podglądania nas przez nieletnich ;) Zastanowiło mnie jednak jakimi pobudkami trzeba się kierować, zwłaszcza tak małe dziecko, aby dokonać takiego, bądź innego, ale brutalnego czynu? Czy to już w tym wieku pojawiło się pierwsze stadium walki płci o supremacje w związkach,a może był to wyraz nasiąknięcia od młodych lat parlamentarną demokracją? Może jakaś psychiatryczna odchyłka od normy dała znać o sobie? Janusz Korwin-Mikke, zaciekły wróg wszystkiego, co wiąże się z demokracją pewnie by zakwalifikował ten czyn jako produkt uboczny okresu przejściowego, wspieranego demokratycznym chaosem. A może, a może była to zemsta niewieścia za historyczne już działania polskiego Jamesa Bonda, któremu to tak łatwo szło w operacjach z kobietami, że nawet nie musiał kryć swego zdania na ich temat? Natomiast poparcie dla legalizacji eutanazji w porównaniu z ubiegłymi latami wciąż, delikatnie, lecz sukcesywnie wzrasta :)
Thu
06
Oct
2011
Ani historycy nie znają, ani mędrcy, ani najstarsi ludzie nie pamiętają czasów, kiedy pokoje w Ustce były przez cały rok łatwo dostępne a Polska była krajem nudnym. Wedle wiedzy historyków, zawsze mieliśmy jakąś przeprawę. A to wojnę domową lub zwykłą-bardziej krwawą , ekspansję lub upadek państwa, potopy, afery, rokosze, rebelie, elekcje, skandale, powstania jedno za drugim, zamachy typu majowego, okupacje. Po ostatniej wojnie występowały też liczne atrakcje. Czasem kogoś ważnego zabijano, np. pierwszego prezydenta, jakiegoś księdza, ministra czy eks-premiera... Ludzie składali sobie ironiczne życzenia: "abyś żył w ciekawszych czasach".... Część Polaków marzyła gorąco o tym, aby Polska zaczęła przypominać Szwajcarię, gdzie od niepamiętnych czasów nic się nie dzieje, więc ludzie tam umierają z nudów, zamiast na barykadach, w szturmie na czołgi, chowając się w schronach. Śmierć z nudów uchodzi w tamtych kręgach za bardziej przyjemną.Teraz przed wyborami Polska nie przypomina Szwajcarii. Nie tylko bogactwem ani urokami krajobrazu. Gorsze są nasze zarobki, domy, banki, sery,drogi i samochody. Tylko nudę, marazm i jałowość szwajcarską mamy już, podobnie jak (co niektórzy w Polsce) szwajcarskie zegarki i konta w szwajcarskich bankach. Gdy tylko ustaną igrzyska przedwyborcze, wszystko powraca do normalności. Wtedy można zając się własnym podwórkiem, zainteresować najbliższym otoczeniem, które dzięki temu, że nudząc się spędzamy tam wiele czasu, staje się naszą oazą, azylem, wizytówką. Pięknieje z dnia na dzień., mieniąc się w promieniach słońca, czy o blasku księżyca, skrząc w kroplach rosy. Kiedy za granicą zadają mi pytanie, co słychać w tej waszej Polsce, ja, po bezradnym wysileniu mych komórek, aby coś sobie przypomnieć, rozkładam ręce i odpowiadam, że u nas poza wyborami wcale nic nie słychać, może tylko niezliczone dzwony kościelne...i czasami jakąś nową aferę. Ma to swoje dobre strony, ponieważ spokój pozytywnie wpływa na turystykę, podobno :)
Tue
04
Oct
2011
Znacznie łatwiej jest znaleźć w naszym kraju patriotę niźli wolne pokoje w Ustce. W Polsce poprawność ideologiczną starają się egzekwować różne siły. W tym polityczne. Nie wolno być antysemitą, wrogiem demokracji jako ustroju czy ideału, obowiązkowy za to jest patriotyzm, każdy winien deklarować bezinteresowność swoich poczynań, także w interesach itd., itp. Aby być człowiekiem wolnym, nieseryjnym, czyli oryginalnym( nie wystarczy "strzelić" sobie tatuaż w intymnym miejscu), trzeba by więc niezbędnie określić się jako przeciwstawnosc wymaganym wzorcom i byc antysemita, antydemokrata, niepatriota, zadeklarować interesowność i egoizm. Gdy się bierze pod uwagę te kryteria wyzwoleńcze, łatwo stwierdzić, że w ogóle nie ma ludzi wolnych. Polak-niepatriota w ogóle w przyrodzie nie występuje, ani też w żadnej obcej służbie. Kto zbija forsę, uczciwie czy nie, za żadną cenę nie oświadczy, że trudzi się z umiłowania pieniądza. Ludzie bogacą siebie wyłącznie dla dobra drugich, kraju i gospodarki. Ludzie bogaci więcej wysiłku wkładają w zapewnienia, że się męczą dla dobra publicznego niż w swoje biznesy. Nie ma większego szczęścia dla pracownika jak widok pałacu i samolotu, który kupił sobie pryncypał i właśnie wysadza drogimi kamieniami, marmurami, etc. Ogólnie biorąc, czym innym ludzie są, a czym innym się mienią. Żyją więc w ciągłym rozdarciu i przymuszają się do wiary we własną cnotę i wspaniałość. Od tego zaś człowiek męczy się i głupieje, nawet odnotowano przypadki zdziczenia. Ekscentryk przy takim osobniku może oniemieć ze zdziwienia.Na porządku dnia staje więc wyzwolenie człowieka i upomnienie się o jego prawa. Trzeba powiedzieć ludziom, że już wolno być antysemitą, antypatriotą, wyzyskiwaczem, chciwcem i egoistą. Wówczas zresztą cechy te, jako poprawne, stracą na atrakcyjności. Miłość ojczyzny słabnie dlatego, że jest przedmiotem przymusu szkolnego, gdzie belfer stawia stopnie z patriotyzmu bez względu na jakość obiektu tych uczuć. A przecież nie dlatego przelewano krew za nasza piękną Ojczyznę, choć tego przejawu patriotyzmu akurat nie popieram. Nie dlatego miliony Polaków pracowało i pracuje w pocie czoła po to, aby kraj ten był coraz piękniejszy, atrakcyjniejszy do zamieszkania, do związania z nim swych dalszych losów. Ustka na przełomie ostatnich kilkunastu lat zmieniła się tak dalece, że powracający z emigracji Ustczanie mieli problemy z poznaniem miasta.... :)
Sun
02
Oct
2011
Czy kobiety są łatwe?
To pytanie towarzyszy facetom odkąd zeszli z drzewa i podpierając się ogonem zataszczyli swe wybranki do jaskiń. Pytanie wbrew pozorom nie jest banalne. Nawet nie jest obraźliwe dla płci pięknej, ponieważ życie pisze tak rozmaite scenariusze, że czasami można się pogubić w tym całym galimatiasie. Na pewno nie są łatwe we współżyciu. Ze swoimi buzującymi hormonami są niczym tykające bomby zegarowe szukające miejsca na dokonanie eksplozji. I to jak się okazuje nie samo destrukcyjnej, a własnie niszczącej jedynie to co jeszcze niedawno było obiektem jej zabiegów, pożądań, czy też starań.Na pewno są łatwe wtedy gdy chcą takimi być. Dla tych dla których chcą być takie. Nie chodzi tutaj mi o prostytucję, aczkolwiek ten najstarszy zawód świata na pewno został wymyślony przez kobiety.Ale nie dziś o tym miałem....Kobiety są kochane i dają się kochać. Dają się uwielbiać, uwodzić, opiewać swą urodę w prozie, wierszach, pieśniach, balladach, nosić na rekach, wręczać kwiaty, kosztowne upominki, skakać za sobą w ogień, bądź w toń głęboką wiedząc doskonale, że nie jest to działanie bezinteresowne. Facet to świnia. Ale gdy kobieta wykorzystuje ze świadomością te zależności, dla samych tylko swych korzyści emocjonalno-materialnych, to już jest nie fair. Nie to, żebym ja tak źle trafił, ale mam wrażenie, iż własnie dlatego ulegają radykalnym zmianom relacje pomiędzy mężczyznami a kobietami. Poprzez ich feministyczną emancypację, poprzez sprowadzanie uczuć do kapitalistycznego obrachunku. Wiem, nie wolno w takich przypadkach uogólniać, ale ja pragnę zasygnalizować problem znany od wieków a w naszych czasach występujący jako zjawisko masowe. W tym momencie powinienem i zapytam: czy pary powstałe z rozsądku mają większą szansę przetrwania w związku niż te scementowane uniesieniem serc, uczuciem zwanym miłością? Nie wiadomo. Ja uważam i chciałbym aby to była prawda, że uczucie dwojga, jak by nie było zwane jest w stanie przetrwać wszelkie zawieruchy życiowe. Jednak życie pokazuje co innego. Czy łatwość kobiet zależy od ich charakteru, środowiska w jakim się wychowały, otoczenia w jakim żyją, sytuacji w jakiej się znajdują? Na pewno w jakimś tam stopniu tak. Wszak nasze mózgi są najmniej znanymi organami i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uczeni rozszyfrują istotę funkcjonowania ludzkości, bo przecież głównie tym różnimy się od innych mieszkańców Ziemi.
Dzisiaj nad morzem był piękny zachód słońca :)
Sun
02
Oct
2011
Zakupy na targowisku różnią się tym od tych dokonywanych w hipermarketach, że mają cały czas posmak tajemniczości, niewiadomej i dają możliwość(co jest bardzo ważne a często zapominane przez obie strony dokonujące transakcji) targowania się o wartość nabywanych rzeczy. Lubie klimat targowisk. Nie tylko w Polsce przyjęła się zasada sprzedawania na bazarach wszystkiego na co tylko można znaleźć nabywcę. Ustka ma również swoje targowisko miejskie, ale ja nie o tym chciałem dzisiaj pisać. Każdy sposób nabywania towarów, gdzie nie otrzymuje się potwierdzenia zakupu niesie za sobą pewne ryzyka, ale też pociąga tych, co mają w sobie żyłkę do hazardu. Osobiście bardzo lubię bazary. I ten przy Placu Wolności w Ustce, jak i targowiska w Słupsku a jest ich kilka, no i kultowe miejsce bazarowe na stadionie w Warszawie napawały mnie zawsze niesamowitym uczuciem spełnienia. Nie ważne, czy nabywałem rzecz wartościową, czy tez jakąś "podróbkę". Zawsze wracałem do domu z przeczuciem dokonania czegoś wielkiego, gdy tylko mogłem w jakiś sposób wpłynąć na cenę zakupionego fanta. A wkomponowywanie zakupów w pokoje, to już celebracja na skalę przynajmniej Magdy Gessler . Cena często rzucana jest "na twarz", bądź na "ubranie". Dlatego też paranoją jest kupowanie czegokolwiek bez chociażby próby zbicia ceny. Trudno jest kupować nie znając cen. Nie wiesz, ile faktycznie jest przedmiot warty, jesteś naciągany na każdym kroku i najlepiej nie porównywać kwot wydanych przez znajomych na to samo, bo człowieka może szlag trafić, jak się okaże, że przepłaciło się o 100%. Zasada obowiązuje taka, że targujesz do takiej kwoty, jaką możesz za coś zapłacić i tyle. Jeżeli okaże się, że zrobiłeś dobry interes, to satysfakcje masz gwarantowaną jeżeli nie, to możesz zawsze się pocieszyć myślą, iż transakcja kosztowała Cię tyle, ile byleś w stanie zapłacić, nie musiałeś się zadłużać. Są ludzie, którzy uważają targowanie się, czyli probe "zbicia" ceny za coś niegodnego ich pozycji. Chwała im za to. Ja, natomiast, lubię powalczyć o cenę. Nie ważne, czy jest to chiński gniot, czy oryginalny Rolex. Ryzyko jest tym, co czyni kupowanie na bazarze cały czas jeszcze atrakcyjnym zajęciem, jednak każdy z amatorów takiego sposobu nabywania różnych precjozów stara się w każdy możliwy sposób zminimalizować ryzyko. Nie zawsze można polegać wyłącznie na intuicji i szczęśliwym trafie, czy łucie szczęścia. Czasami warto wcześniej poszperać w necie za informacjami na temat tego co chcemy ewentualnie nabyć. Ja ostatnio kupiłem zajefajny bębenek drewniany, obciągnięty skórą, z metalowym naciagiem za jedyne 16 złotych, gdy cena wyjściowa opiewała na 24, uwierzycie? :)
Fri
30
Sep
2011
Po długim spacerze brzegiem morza zgłodniali i przewiani wiatrem wracamy do cywilizacji. Otrzepujemy stopy z piasku i wraz z innymi urlopowiczami kierujemy się ku centrum Ustki. Zaraz za promenadą witają nas światła, gwar i... smakowite zapachy. Co wybrać? Ryba już była wczoraj, więc może by tak... pieczone udka?... I naraz chwila zastanowienia: o czym to gaworzyło radio podczas śniadania? Jaki gatunek ptaków dominuje na naszej planecie? Gołąb? Wróbel? Gawron? Kawka? Zimno! Jest to... kura. Na jednego człowieka na Ziemi przypada prawie dziewięć kur. Obecnie 75% kur przeznacza się na ubój, jednak dawniej, przez prawie 3000 lat swojej kariery kury służyły ludziom przede wszystkim jako producentki jajek. Choć w Europie i Azji kury hodowano od bardzo dawna, to do Ameryki trafiły one dopiero ok. 1500 roku. Współczesne odmiany kur , mimo że niezwykle zróżnicowane, mają wspólnego przodka. Jest nim pochodzący z Tajlandii bażant o dźwięcznej nazwie „kur bankiwa”. Spośród dzisiaj hodowanych kur najbliżej tych korzeni pozostają koguty odmian przeznaczonych do walk. Faszerowanie kurczaków hormonami wzrostu nie jest mitem (choć na pewno jest nieco demonizowane) – dzięki takim zabiegom kury uzyskują dojrzałość płciową w wieku ok. 40 dni (w warunkach naturalnych trwa to mniej więcej 80 dni). Mimo że mianem królewskich sportów określano zwykle dyscypliny związane z końmi (wyścigi rydwanów, potem turnieje rycerskie z walkami na kopie, jeszcze później wyścigi konne i polo), to bardziej na tę nazwę zasługują walki kogutów. Do roku 1835, kiedy wprowadzono oficjalny zakaz organizowania tych walk, był to narodowy sport mieszkańców Wielkiej Brytanii – od członków rodziny królewskiej aż po prostych wieśniaków, a areny przeznaczone do uprawiania tego sportu znajdowały się między innymi w Pałacu Westminsterskim i na Downing Street. Najbardziej znane i cenione walczące koguty pochodzą z rasy Old English Game, która trafiła na Wyspy Brytyjskie prawdopodobnie z kupcami fenickimi lub jeszcze wcześniej, z wędrownymi plemionami, które przybyły tu ze wschodu. Samce tej rasy chętnie wdają się w walkę i kontynuują – jeśli nie zostaną rozdzielone – aż do śmierci jednego z „zawodników”.Wprawdzie nasz drób nie jest aż tak... zadziorny i sumienny w dokonywaniu dzieła, ale wystarczy przyjrzeć się najzwyklejszemu wiejskiemu kogutowi, szczególnie z rana, gdy po kilkukrotnym „odtrąbieniu pobudki” przechadza się po podwórku robiąc przegląd gospodarstwa z dumnie wypiętą piersią, potrząsając grzebieniem i co rusz łypiąc okiem na drzwi od kurnika i wychodzące stamtąd swoje stadko... kur... Bo nie daj Panie któraś się zapędzi i pójdzie w szkodę za płot. A tam przecie terytorium tego drugiego, młodszego padalca z wielkim, czerwonym grzebieniem... Ojjj... Uwaga, bo pióra się posypią... ;))
Donata Fraś
Fri
30
Sep
2011
Niezaleznie od tego, czy wszyscy Ustczanie są zadowoleni z wizerunku i miejsca usadowienia pomnika Syrenki, to fakt jej istnienia został już przypieczętowany. W tym roku przekazano list od warszawskiej siostry usteckiej imienniczki. A początki były nad wyraz burzliwe. W herbie Ustki widnieje syrenka. Żeby symbol stał się ciałem, z inicjatywy Lokalnej Organizacji Turystycznej (LOT) i usteckich obywateli powstał pomysł, by syrenie zbudować pomnik. Biust wabiłby turystów, którzy szturmowaliby stragany w poszukiwaniu kubków, breloczków i pocztówek z podobizną kobiety-ryby. Nie będę wdawał się w szczegóły tego wielkiego przedsięwzięcia, ale fakt faktem, że twórca rzeźby profesor Jerzy Michał Rosa wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że odlana w brązie figura syrenki jest niezgodna z wykonanym przez niego modelem w gipsie. Później wandale straszliwie okaleczyli syrenkę a po jej powrocie na cokół autor nadal domaga się od władz miasta usunięcia rzeźby. W ten sposób tworzy się historię, nową historię pomnika wzniesionego ku chwale legendy. Legendy o Dobrogniewie.A było to tak... Dawno temu, gdy jeszcze na tych ziemiach ludzie malej wiary oddawali cześć Światowitowi i jemu składano hołdy, w osadzie rybackiej Orzechowo, mieszkała córka Stoisława- Dobrogniewa. Była tak piękna, że wszyscy co ją znali nazywali ją Ustka. Zapałała ona miłosnym uczuciem do jednego z chłopców Rybosławie, mieszkańców Orzechowa. Było to uczucie z wzajemnością. Jednak, jak to w większości legend bywa, musiał się wmieszać w to uczucie zazdrosny Światowit, który zatopił łódź Rybosława jego samego uśmiercając. Dobrogniewa wypatrywała oczy z nadzieją powrotu ukochanego, wylewała strumienie łez (stąd powstały niewielkie źródełka zasilające Bałtyk) z żalu po swej miłości, aż pewnego razu zrozpaczona weszła do wody wypatrując na horyzoncie łodzi Rybosława. Wchodziła do wody coraz dalej i dalej i nagle pod stopami zabrakło piasku i zakryły ją fale. Ze zdziwieniem zobaczyła, że jej długie nogi złączone są razem i pokryła je rybia łuska. Zamiast stóp pojawił się rybi ogon.Tak oto zazdrość Światowita stała się przyczyną powstania pięknej legendy. Miłość Dobrogniewy-Ustki do Rybosława przetrwała. A to, że zamienił ją w syrenkę, która pojawia się podobno samotnie na bezludnej dzikiej plaży koło Orzechowa, by sprawdzić, czy nie wrócił jej Rybosław dodaje atrakcyjności pięknej okolicy. Jeżeli wieczorową porą spotkasz wychodzącą z wody piękną nieznajomą możesz być pewien, że to legendarna Dobrogniewa. A kto zamoczy nogi w jednym z wielu strumyków powstałych w miejscu, gdzie na piasek padały łzy stęsknionej Ustki, może się nagle zakochać.
Thu
29
Sep
2011
Znane z młodych lat hasła: "ziemia to grunt, a grunt to matka... matki się nie sprzedaje... nie rzucim ziemi, skąd nasz ród" nabierają coraz bardziej symbolicznego tylko znaczenia. Pogląd, że własność ziemi stanowi podstawę bytu materialnego ludności oraz odrębności państwowej, stracił sens dawno temu wraz ze zwycięstwem kapitalizmu. Odtąd liczy się to, kto ma w ręku banki, transport, nieruchomości, wynalazki, know-how itd. Nie wspominając nawet o globalizacji, gdzie kwestie terytorialne w ogóle tracą w polityce znaczenie, bo potęga, władza, bogactwo i zdolność do ekspansji nie mają związku z obszarami ziemi, z ich własnością. A nawet stają się niezależne od terytorialnej, obszarowo ograniczonej władzy państwowej, której znaczenie maleje. Polscy nacjonaliści, tak jak Talibowie, Tutsi,konserwatywny odłam IRA czy Baskowie z ETA reprezentują mentalność plemienną. Nieprzyjednaną wrogość do wszystkiego co wiąże się z migracją biznesową tłumaczą obroną rodzimych interesów. Najbliższy im mózgowo jest pies łańcuchowy w zagrodzie, który szczekając i błyskając kłami broni swego terytorium odstraszając potencjalnych gości. Analogia do psa ogrodnika całkiem jest na miejscu. Dyskusja współczesnego biznesmena, bądź polityka z zatwardziałym nacjonalistą nie ma sensu, przypominałaby bowiem przekomarzanie się maklera giełdowego z aniołem wieszczącym koniec świata...A przecież piękno naszych miast, w tym Ustki, zawdzięczamy przede wszystkim otwarciu się na Świat. Na przybyszy, których chcemy nakłonić do pozostania jak najdłużej w naszych miejscowościach. Każdy dzień, to są złotówki napływające w różny sposób do kasy miasta, do naszych kieszeni. Tak samo jest z inwestorami. Przyciągając do siebie biznesmenów tworzymy dogodne warunki dla nas i dla naszego potomstwa. Jednakże my musimy stworzyć dogodne warunki do tego, aby móc patrzeć w przyszłość z otuchą. :)
Tue
27
Sep
2011
Z racji wieku i wrodzonych skłonności do podróżowania z różnymi obcuje stworzeniami: kotami, ludźmi, psami, byznesmenami, kurczakami z rożna, z komarami, dla których jestem honorowym krwiodawcą, robolami, niebieskimi ptaszkami, pijącymi, abstynentami, chociaz tych ostatnich staram się unikać. Komary są istotami bliższymi mi niż ludzie, bo więcej nas łączy. Z racji tego, że są nad morzem bardzo pospolite poznaje ich zwyczaje każdego roku od nowa. Komary-kobitki, one to bowiem są wampirami, podczas gdy ich samce tylko wąchają kwiatki w ogóle nie żłopią krwi tych ludzi, którzy piją i palą. Chodzę czesto pijany, a przecież wszystkie komary Świata zlatują się ssać moją właśnie posokę. Sfruwają ku mnie z najpiękniejszych, najsłodszych dziewic, porzucają żyły pełne nawet krwi błękitnej, aby opijać się koktajlem z wódy, whiskey, Ginnessa,piwa i zmąconej mej krwi, który krąży w moich żyłach bardzo żwawo, aczkolwiek nie zawsze w interesujacych proporcjach.We Francji częste jest powiedzenie „pijany jak Polak”, którego nasi rodacy zwykle się wstydzą. Jest to reakcja całkowicie niesłuszna. Zapoczątkował je bowiem sam Napoleon,Napek czyli... Kiedy zachwycony szarżą polskich szwoleżerów pod Somosierrą mruczał o dzielności naszych wojaków, jakiś zazdrosny faszyzujący nacjonalista francuski doniósł cesarzowi, że nasi byli wtedy narąbani. Oby wszyscy moi żołnierze byli pijani jak Polacy – rzekł na to Napoleon. Trzeźwi Francuzi zapamiętali słowa cesarza tylko w połowie – ze względu na szowinizm i ich niedorozwój mózgowy pewnie. A właśnie od wódki rozwija się mózg, donoszą Szweccy naukowcy. Badania prowadzili na myszach i po wieloletnich obserwacjach bezsprzecznie zauważyli, że regularna konsumpcja alkoholu wywołuje wzrost nowych komórek nerwowych w szarej substancji. Dzięki nim potencjał mózgu zwieksza się, czacha lepiej kuma, mniej dymi przy tym, nawet nie boli. Człowiek staje się bardziej twórczy, innowacyjny, wpada na niekonwencjonalne, czasem szalone pomysły. Tak jak nasi szwoleżerowie, którzy niczym niezawodne,chińskie kalkulatory wyliczyli, że mniej ich zginie w nagłym frontalnym, konnym ataku na wąwozowe barykady niż podczas powolnego podchodzenia zgodnego z ówczesną sztuką wojenną. Nie tylko w przypadku Somosierry alkohol okazał się napędowym eliksirem mysli bohaterskij i innowacyjnej. Przykłady mozna by mnożyć. Wujek Googel i ciocia Wiki potwierdzą. Więc moze to nic dziwnego, że komary jak tylko obudzą się z zimowego letargu szukaja mojej krwi? Przemierzając odległe krainy zlatują się do Ustki w jednym, słusznym celu ;))
Mon
26
Sep
2011
Czy ktoś z Państwa słyszał o parezji? Przyznam, że ja spotkałam się z tym terminem całkiem niedawno. „Parezja” (grec. παρρησία (παν = wszystko + ρησις/ρημα = mówienie/mowa) znaczy dosłownie
"mówić wszystko" w formie wolnej, otwartej, szczerej i jasnej wypowiedzi. Styl ten dotyczy aktu mówienia i jest wyrażeniem siebie w jakimś konkretnym zakresie, wyrazem przekonania o prawdzie
i/lub wierze mówiącego. A zatem jest ona aktem odwagi mówiącego. Parezja w negatywnej formie może obrażać i ranić odbiorcę.W swoim podstawowym sensie nie dobierająca słów parezja jest
przeciwieństwem sztucznej retoryki. Parezjastowanie wyrażające osobiste zaangażowanie mówcy, znane było z greckiej agory i utrzymało swój demokratyczny prestiż przez niemal całe tysiąclecie od V
w. przed Chrystusem po V w. n.e. Dopiero w erze Kartezjusza przyjęty został nowy sposób uzgadniania przekonań (rzeczywistości) z prawdą, a mianowicie poprzez przedstawienie przekonywujących dla
racjonalnego umysłu dowodów prawdy wywodzących się z bezpośredniego doświadczenia.Parezja jest mową polityczną, a wynika z wolności słowa. Ewoluowała wraz z ateńską demokracją jako jej
narzędzie dopominania się o prawdę. Na agorze parezja charakteryzowała dobrego obywatela, który mówi bezpośrednio, wśród równych do równych. Parezjastą był Sokrates jako filozof głoszący
prawdę. Na dworze mogła znamionować dobrego władcę, który w imię prawdy gotów jest poświęcić siebie. W epoce tyranów parezjasta wypowiadał się w imieniu tych, którzy mówić nie mogą.
Wartość prawdy będącej podstawą parezji jest niepodważalna ze względu na moralny autorytet mówcy. Parezjasta to mówca nieustraszony, ponieważ ryzyko mówienia prawdy wynika u niego nie z przymusu,
lecz z czystego poczucia obowiązku. Mówca ten naraża się na niebezpieczeństwo, gdy przedstawiona w mowie prawda może w niego godzić. Dowodem jego uczciwości jest odwaga. Oczyma wyobraźni
już widzimy vis a vis mówcę ze srogim obliczem, roziskrzonym wzrokiem, rozwianym włosem, ciskającego wokół gromami sprawiedliwości jedynej i nadrzędnej. Wszak przyzwyczailiśmy się już do takiego
właśnie widoku... ;) Nic bardziej mylnego. W dialogu parezjasta przyjmuje pozycję słabszego, który krytykując swoje błędy, wytyka błędy innym. Parezja jest mową krytyczną pozbawioną argumentu
siły i kierującą swe ostrze przeciwko władzy, formą obywatelskiego obowiązku mówienia prawdy tym, dla których prawda jest niewygodna.Wybitny filozof francuski, Michel Foucault, dokonawszy analizy
parezji podkreśla, że jest ona rodzajem aktywności mowy, w której relację z prawdą określa szczerość, relację z życiem definiuje niebezpieczeństwo, relację z sobą i innymi charakteryzuje
krytycyzm, zaś z moralnym prawem wyraża wolność i obowiązek. Czytając ten tekst zapewne większość z Was kiwa głowami i westchnie sobie nad marnością obecnej rzeczywistości, w której ze
świecą szukać kogoś wyznającego idee parezji. Ba! Coraz częściej wchodzą nam na ekrany TV wręcz jej karykatury lub pseudo-parezjaści, którzy pod płaszczykiem wzniosłych idei szerzenia jedynej
prawdy próbują fałszywie osiągnąć swoje, nie do końca pozytywne cele. Zapewne w miejscu pracy też spotkaliście tych wyznawców „prawdy niepodważalnej, jedynej”... Już epikurejczycy stosując
zasady parezjastyczne jako nauczyciele leczyli duszę. I ja znam jedno rzeczywiste, powszechne wykorzystanie parezji, a mianowicie w terapii pourazowej – szczere, bezpośrednie, pozbawione strachu
mówienie prawdy, czyli dokładnie tego, co „leży na sercu”, wyzwala pacjenta z traumatycznego milczenia. Szkoda, że człowiek nie korzysta z pięknych wzorców, lecz o wiele chętniej je
wykoślawia, nagina do własnych, małych, egoistycznych potrzeb...
Donata Fraś
Mon
26
Sep
2011
Dyskutując z osobami wynajmującymi pokoje w Ustce, mającymi różne poglądy i zapatrywania na to co dzieje się wokół nas można dojść do wielu, ciekawych wniosków. Ja uważam, że ochronie podlegać powinny po równi wszystkie kulty: futbolu, Abby, deskorolek, internetu, pepsi-coli czy coca-coli, albo innej koki obuwia i koszulek firmy "Nike", seksu, miłości homoseksualnej, amfy, aut marki Bentley, motocykli firmy Harley, seriali Dynastia, Klan oraz Mam Talent i Taniec z Gwiazdami. Prawdziwy jest bowiem każdy rodzaj wiary, która pobudza kult silny i autentyczny. Bo cóż z tego, że swiątynie viagry nie stają jeszcze na placach naszych miast, za to istnieją w sercach kobiecych i mózgach facetów? Są one znacznie większe od tej w Watykanie, czy też tej hinduskiej na wyspie Jawa w Indonezji (Prambanan). Więc nawiązując do zapędów niektórych braci Polaków, za lżenie hamburgera z McDonaldsa, KFC i pizzy z Pizza Hut 4 lata pozbawienia wolnosci i 2500 zł grzywny,za szydzenia z hot- doga 1 rok odsiadki. Jeżeli obiekty ataków były nieświeże, po terminie przydatności do spożycia, wyrok może być w zawieszeniu lub też zamieniony na prace publiczne;)
Sat
24
Sep
2011
Życie coraz mniej przypomina bajkę, zwłaszcza z biegiem umykających lat, poznając lepiej zawiłe zasady tego Świata, kraju, społeczności. Teraz, gdy jesteśmy znów narażeni na bombardowanie przez wszelkiego rodzaju media papką przedwyborczą, zebrało mi się znów na politykowanie. ;) Nawet wynajmując w tak malowniczym miejscu, jakim jest Villa Banita miejscu pokoje nie odetniemy się całkowicie od tego co się dzieje w polityce.
Na początku XXI wieku człowiek rozumny patrzy na swych rodziców z czujną podejrzliwością czekisty. Mało kto ma powody, żeby ich bezgranicznie miłować, ponieważ medycyna coraz więcej chorób uznaje za dziedziczne. Jeśli ktoś, będąc na jabłkach u sasiada, z drzewa spada i łamie sobie rękę albo nogę, kruchość kości też ma po rodzicach. Niebawem, możemy się dowiedzieć, że i AIDS najłatwiej złapać po babce własnej.Dziedziczność triumfuje nie tylko w medycynie, ale, co ważniejsze, w polityce. Jak już tak drobiazgowo analizujemy naszą historię(co jest jedną z naszych wad narodowych), to warto pamiętać, że właściwie niewiele lat jeszcze jest po wyniszczającej nas i naszych sąsiadów wojnie. Teraz, 66 lat po zakończeniu ostatniego zbrojnego konfliktu na taka skalę na Świecie, dziwnym jest, ze nadal tkwimy w tym "bigosie",ba, brniemy w nim po uszy. Tylko role i aktorzy się zmieniają.W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej napędem dla patriotyzmu takich jak ja lewaków było ciągłe staranie, aby nasz kraj coraz bardziej się różnił od Związku Radzieckiego i innych bratnich państw i aby on się różnił cudnie. Piękniał i lśnił, przykuwał uwagę obserwatorów. Ktoś mógłby sądzić, że była to postawa antyradziecka. Nic bardziej mylnego. Cechowała ona niemal wszystkich dygnitarzy, sekretarzy rożnego szczebla zewnętrznych przyjaciół ZSRR. Można to zrozumieć dzięki następującemu porównaniu: jeżeli kupiłem auto, które mi się podoba,to nie staram się do niego całkowicie upodabniać, nie chce mieć takiego samego połysku na mej głowie jaki ma karoseria, czy też uzębienia takiego jak auta grill.Zależność od innego kraju zawsze pobudza patriotyzm. Zapytajcie Palestyńczyków, Basków, Czeczenów, Kurdów, Tybetańczyków. Patriotyczne ambicje inwestowało się więc w tworzenie odmienności: prywatne badylarstwa pod szkłem i sady,cechy rzemiosł, paszporty zagraniczne, książeczki żeglarskie(sportowe) prawie dla każdego, prasę krytyczną, striptiz w nocnych lokalach, Kościół wolny i bezczelny, cinkciarzy na każdym rogu, szarańcza łóżkowych hipermarketów, opozycję raczej w kawiarniach niż w pierdlach itd., itp. Orzeł bez korony znosił jaja, które paradowały jako barwne pisanki, kalając swój dom z upodobaniem, entuzjazmem i zapalczywością równą Kozakiewiczowi wygrywającemu dla Polski złoto na Olimpiadzie w Moskwie. To co dla socjalizmu uniwersalne było, szare i smutne, to w Polsce odrębne cudownie kolorowe. Zmiana ustroju i sojuszu odwróciła sytuację. Niczego poza tym nie zmieniła. Naszą odrębnością jest myśl i czyny posła Palikota, bądź Kaczyńskiego , bredzenie "Naszego Dziennika" lub ojca Rydzyka, zapalczywość komisji sejmowych, misteria organizacji rodzin katolickich i katyńskich, Kluzik Rostkowska nawiedzona w Duchu Świętym, zakaz skrobanek, wojna z golizną, ksiądz bełkoczący z telewizora w stroju czarownika z bajki dla przedszkolaków, polityka zagraniczna z Katyniem w rolach głównych, wygibasy na ruskiej rurze gazowej, budownictwo(nazewnictwo budynków użyteczności publicznej również) pomników papieża, tudzież krzyży, propaganda wielodzietności, gryzienie kondomów, pielgrzymki, procesje i obsesje. Afery, afery,afery. Patriotyzm, orzeł, wzniosła a natrętna polskość zlepione zostały z tymi absurdami i stęchlizną, przyprawiając o zawrót głowy bezstronnego obserwatora. Wszystko zaś, to co stanowi przeciwwagę: wolność osobista i wolność słowa, nowoczesne produkty i produkcje artystyczne,sztuka, auta, tańce, piosenki, różne przydatne gadżety, technika, standardy myślowe, radość życia,moda, luz i blues jest importowane, kosmopolityczne, czyli, jak się teraz powiada, globalne. Polskość więc, która za PRL-u była atrakcją, celem tęsknych wzdychań i dążeń innych państw, przemieniła się w cuchnący, zdewaluowany koszmar.Nasi narodowcy mniemają, czasem nawet to mówią, że antypatriotyzm w stylu i wydaniu takich jak ja i mądrzejszych wynika z mojego emigranckiego pochodzenia, być może i rasowej obcości. Prawdą jest, że kiedy jakaś Prafotyga schodziła dopiero z drzewa, przytrzymując się ogonem gałęzi, moi przodkowie już siedzieli w przedpiastowskich oberżach i spijali miód pitny. Jednakże tacy jak ja eremici skłonni są raczej odrębność swoja nadrabiać silnym trzymaniem orła za ogon i zaciętym machaniem narodowym sztandarem. Patriotyzm w wydaniu katonarodowców sczeźnie, bo polskie odrębności degenerują Polskę. A Unia Europejska udowodniła już i dalej daje przykłady na to, że jest jej ocaleniem. Niech żyje formuła ścisłej federacji europejskiej!!! Bo czym mniej będziemy mieli niepodległości, tym mniej zatęchłym zostaniemy przedmieściem Europy, zadupiem czyli.Oczywiście nawet ja chciałbym dla mego kraju trochę autonomii narodowej. Tyle mianowicie, żeby wolno mi było nadal się nie myć, kiedy nie mam na to ochoty, kląć po polsku, bekać przy piwku i popierdywać fasolką po bretońsku....Cieszy to, że nikt o zdrowych zmysłach z kandydatów nie próbuje zdobyć grona wyborców antyunijnymi hasłami. To już jest znaczący postęp.
Thu
22
Sep
2011
Polska zabiegała o dostęp do morza od początku swego istnienia. Czytywała "Wiatr od morza", miesięcznik "Morze", tworzyła Ligę Morską i Kolonialną, budowała Gdynię, zakładała kolonię na Madagaskarze, nie oddawała Gdańska, zaślubiała morze, szczyciła się 500-kilometrowym pasmem wybrzeża, budowała statki i wyprawiała je niezliczonymi ilościami na morze. "Płyń po morzach i oceanach, sław..." i tak dalej, otwierała okno na świat i śpiewała, że gotowa jest lec na dnie swojego bądź każdego innego morza walcząc o Bałtyk.Było, minęło. Obecnie stocznie te co przetrwały kapitalistyczną zawieruchę ledwie zipią, większość marynarzy pracuje jako wyrobnicy u obcych armatorów. Niewiele pozostało po potędze Polski, gdzie prym na pomorzu wiodły takie firmy jak: Polskie Linie Oceaniczne, Przedsiębiorstwo Rybołówstwa Dalekomorskiego "Odra", Polska Żegluga Morska, Polska Żegluga Bałtycka. W każdym portowym mieście było Przedsiębiorstwo Połowów i Usług Rybackich wraz z przetwórnią ( w Ustce PPiUR "Korab" oraz Firma "Łosoś" ). I to wszystko "bujało" się na nowoczesnym jak na tamte czasy sprzęcie(Stocznia w Ustce budowała jedne z lepszych traulerów na Świecie). Ludzie mieli pracę, my mieliśmy świeżutką, tanią rybkę, bądź przetwory z niej. Szkoda tego pokaźnego dorobku. Teraz ceny ryb kształtują się na poziomie średniej europejskiej i pojawiają się w ofercie coraz to nowe nazwy, wcześniej nieznanych ryb. Coraz częściej z nieukrywanym sentymentem powracam wspomnieniami do tamtych dni. Pewnie to złudzenie, albo też efekt zmieniania się z wiekiem smaku, bo mam wrażenie, iż nawet ryba teraz inaczej smakuje. Czy ktoś próbował smażone, świeże, śledzie? Ryba pospolita, obfitująca w ości, ale przepyszna. Polecam.
Tue
20
Sep
2011
Prasa co rusz daje nam do podziwiania podretuszowanych kapitalistów. Współczesny wzorzec człowieka i obywatela. Kapitaliści, w odróżnieniu od dawnych przodowników pracy socjalistycznej, osobiście przedstawiają dziennikarzom swe cnoty, myśli i zasługi. Za PRL-u tworzono image proletariatu. W tym rozumieniu każdy z nich to naprawdę self-made man, co w języku klasy robotniczej znaczy: zrobiony własną ręką. Takie oto nasuwają mi się wnioski o bogaczach w naszym kraju: kapitaliści kochają swoje żony. Kapitaliści swoje żony kochają bardziej niż ludzie, którzy mają mniej pieniędzy lub nie mają ich wcale(ci bez kasy, najczęściej nie maja co kochać, ponieważ nie maja żon, które ich zostawiły). Kapitaliści nigdy nie mówią, że kochają swoje kochanki, do czego przecież sama nazwa zobowiązuje. Przypuszczalnie kapitaliści kochanki mają z musu. Tylko niektórzy kapitaliści zamiast lub obok żon kochają inne rzeczy, takie jak Jaguary, zegarki, konie.Większość kapitalistów wstaje o świcie. Życie kapitalistów pełne jest samoudręczeń. Byzness to ciężka praca, talent, żelazna konsekwencja i towarzyszące temu potworne stresy. Biznes niszczy to, co dla człowieka najważniejsze głowę i duszę. Do tego poświęcają się codziennie rano biegając, grając w tenisa lub squashe, śniadając z rodziną, myśleniem nad harmonogramem zaczynającego się dnia.Większość kapitalistów ma jednakowy stosunek do żon, do pieniędzy, do pracy i religii. Najczęściej w coś wierzą oprócz siebie, ale w nic konkretnego. Do kościoła nie chodzą. Najbardziej różnią się jeden od drugiego strojem. Z grubsza dzielą się na wymuskanych i niechlujnych.Kapitaliści nie mieszkają w pałacach, willach ani dworach, lecz wyłącznie wg. ich słów w rezydencjach, posiadłościach, domach lub mieszkaniach. Ewentualnie posiadają drugi dom gdzieś w Ustce, bądź innej turystycznej miejscowości. Jeśli nie za granicą.Wszyscy kapitaliści twierdzą, że forsa to dla nich tak jak łopata dla robola: instrument ciężkiej pracy wykonywanej dla szczęścia ogółu. Forsa jest po to, żeby ją inwestować z zyskiem, a zysk po to, żeby go inwestować z zyskiem. Jedynym ulubionym sposobem wydawania pieniędzy przez kapitalistów jest wspomaganie potrzebujących, więc pod tym względem kapitalista polski od śp. Matki Teresy różni się tylko pokutniczym wyglądem. Część kapitalistów na siebie i rodzinę wydaje tyle co nic. W Polsce politycy twierdzą, że nie lubią mieć władzy, prostytutki mężczyzn, a gwiazdy sławy, więc kapitaliści też nie lubią tego, co mają. Żaden nie wraca do domu, żeby pobawić się banknotami, poobracać w palcach złoty pieniądz. Polscy kapitaliści żyją i pracują dla innych, dla ogółu, kraju, w najgorszym razie dla swojej rodziny, ale nigdy dla siebie. Polscy kapitaliści mają jeszcze za mało forsy, żeby mówić, że działają dla dobra ludzkości. Prywatny biznes to dla niego przede wszystkim ciężka praca, absolutna kontrola siebie i swoich ludzi.Kapitaliści polscy nad zwykłymi ludźmi górują nie tylko pieniędzmi, domami, cierpieniami, kochliwością wobec żon, skłonnością do innych też poświęceń, pracowitością, bezinteresownością, ale przede wszystkim dobrym samopoczuciem.Ludzie są rozmaici dopóki nie mają pieniędzy, kiedy do nich dojdą, różnią się już tylko strojem i mieszkaniem.Pismo Święte, które mówi, że bogacze dzielą z wielbłądami trudności w dostawaniu się do nieba, nie ma zastosowania w katolickiej Polsce. Czym kto silniej majętny, tym bardziej nieskazitelny. Polski kapitalista to ojciec, wymagający dobroczyńca swego personelu i pracoholik. On poświęca się dla ogółu, jest filantropem, kocha rodzinę, w tym nawet żonę, umartwia się też na inne sposoby. Wad nie ma, pieniędzmi gardzi, ich wydawaniu zaprzecza lub każdy wydatek usprawiedliwia koniecznością albo celem wzniosłym. Kapitalista biega i tylko patrzy, komu by tu zrobić dobrze. Kapitalista to gladiator, który jest zawsze wielkim patriotą. W wolnych chwilach uprawia sporty, dba o rodzinę i głaszcze dzieci. Życie zawodowe kapitalisty jest pasmem sukcesów, a jeżeli niektórzy ponieśli kiedyś porażkę, to zawsze z winy rządu i stosunków, no i dla lepszego przygotowania podwalin sukcesu. Kapitalista potrafi prawić o wadach mechanizmu gospodarczego, w którym działa. Zawsze jest tych wad ofiarą współtwórcą nigdy.Kapitalista lubi szczegółowo opowiadać dziennikarzom jak z niczego, w trudzie, znoju i poprzez wyrzeczenia, doszedł do tych pieniędzy, które są dla niego bez znaczenia.Kapitalista umie mówić o sobie, swojej karierze, cnotach i interesach. Na tematy bardziej ogólne lub głębsze lepiej porozmawiać sobie z usteckim taksówkarzem :)
Tue
20
Sep
2011
Jeszcze niedawno prawie nikt, z wyjątkiem cięższych przypadkow wśród pacjentów(cześć z tych szczesliwcow widziala po raz pierwszy i...ostatni) nie wiedział co to takiego jest anestezjolog. Nie wiedział również jak to się wymawia. 95 proc. ludzi nigdy takiego stwora nie widziało na oczy, podobnie jak kosmity, czy Yeti. Kto już zobaczył Yeti, to się dziwił, a kto ujrzał anestezjologa, nawet tracił zaraz przytomność, czasami i życie. Dzięki strajkom zawód ten nabrał rozglosu wsrod ludzi, ludzie nabrali szacunku. Prawda, że nie tak bardzo jak dziesiecioro Polaków uznanych za najbardziej znanych w pierwszej XX i XXI wieku: a) Dzierżyński, b) Apolonia Chałupiec(Pola Negri), c) Paderewski, d) Maria Curie, e) Piłsudski,f) Wojtyła, g)Geremek, h) Polański, i) Wałęsa, j) ks. Jankowski. W tak doborowym towarzystwie wypadają dość miernie, ale co tam, grunt, że zyskali na rozgłosie. O Polańskim Beatlesi śpiewali, że jest geniuszem. Manson osobiście zabił mu żonę. Z wielkiej Ameryki zwiał jako deprawator nieletnich, jednak jego filmy zarobiły setki milionów dolarów. Gdy aresztowano go w Szwajcarii okazało się dopiero jak wielu ma obrońców i wyznawców a mimo to rozgłosem przyćmił go Jankowski. I tu gryzę się w udo ze złości! Nigdy nie bede się łapał na pierwszą dziesiątkę, nigdy nie będę anestezjologiem(chyba, że uda mi się kogoś ululać w bójce,ale wiek juz nie ten na takie ekstrawagancje), więc czego mi szukac na tym pięknym, aczkolwiek nie dla wszystkich świecie? Do czego dążyć? Wszak sama wegetacja tylko przybliża mnie do tak pożytecznych roślin, które jednak za swą zbawiennym dla globu istnieniem nie zajmą żadnego punktowanego miejsca w rankingu gwiazd każdej marki. Etam, wystarczy zająć się tym, co się lubi i robić to dobrze. Wynajmując pokoje nad morzem, stwarzając możliwość spędzenia wspaniałych wakacji w Ustce, dbając o jakość noclegów również w jakimś sensie się realizuje. Że mniej błyskotliwie, że z mniejszym rozgłosem? Może dzięki temu pożyję dłużej.... ;)
Sun
18
Sep
2011
Panoszą się w Polsce cztery siły zorganizowane przeciw naszej radości życia: różnego rodzaju wyłudzacze, złodzieje samochodów, fanatycy religijni i maniacy ekologiczni. Ci ostatni dokonali pomieszania pojęć. Ekolodzy to minimalna mniejszość terroryzująca poważną większość. Większość, niestety, daje się zaś terroryzować, nawet popiera poczynania sprzeczne z jej interesami i co więcej wygodą. Znanym trickiem, który ekologom zapewnia przewagę, jest tworzenie przez nich wrażenia świętości. Przyroda to sacrum, a jego obrońcy mają świętą rację. Zieloni postawili na głowie pojęcie środowiska naturalnego człowieka, a z nietkniętej przyrody uczynili tabu, którego nikt nie ośmiela się intelektualnie,a tym bardziej fizycznie naruszać. A już na pewno nie odważamy się kopnąć w du*ę tych szalbierzy. Władz państwowych wszelkiej orientacji strach ten dotyczy też, niestety. A przecież chroniąc nieskażone cywilizacją miejsca powinni propagować obcowanie z naturą poprzez ogólną dostępność parków krajobrazowych, rezerwatów przyrody. Uczyć w ten sposób szacunku ludzi dla natury, której zawdzięczamy nasze istnienie i dzięki której możemy wypoczywać ciesząc się zdrowiem i podziwiając jej cuda. Zamiast zakazów wstępu w miejsca ostoi przyrody sprzed tysięcy lat powinno się bardziej zwrócić uwagę na zabezpieczenie tych miejsc przed bezmyślną dewastacja, którą na pewno nie jest wstęp ludzi ciekawych i żądnych obcowania z naszym naturalnym środowiskiem sprzed lat. Ekolodzy tę przyrodę starają się odgrodzić od człowieka, uczynić ją nieprzystępną wtedy, kiedy człowiek zapragnie opuścić swe środowisko naturalne obecnie. Czyli zamienić gwarne, pachnące benzyną, dymem, frytkami i asfaltem ulice, bary nadmuchane dymem tytoniowym, przegryzającym się pięknie z aromatem wódki i piwa, mieszkania tworzące amalgamat dźwięku telewizyjnego, ulicznego i odgłosów wydawanych przez sąsiadów, klimatyzację na środowisku obce mu, egzotyczne, bo na naturalne środowisko krów, kur, górali, owiec, marynarzy, kozic lub ryb przesyconym jodem i spędzić tam urlop albo weekend. Przypomnieć sobie naturalny powiew życia, spędzić nocleg na łonie natury, spacerować przy poświacie księżyca brzegiem morza do brzasku, zachłystywać się rześką bryzą morską, przemierzać bezdroża ruchomych wydm w poszukiwaniu znaków istnienia tam przyrody, leniuchować w promieniach słońca na bezkresnej plaży, zażywać kąpieli morskich, podziwiać takie dziwa natury jak wydmowe sosny z pożółkłymi igłami z powodu jej niedożywienia, honkenie piaskową, rukwiel nadmorską, piękny mikołajek nadmorski, piaskownicę zwyczajną, kocankę piaskową, jastrzębiec baldaszkowy, fiołek nadmorski, chrobotek, wrzos zwyczajny, borówkę brusznicę, tajężę jednostronną, śmiałka pogiętego, gruszyczkę, zimozióła północnego, liczne mchy i porosty.To wszystko, to piękno jest po to aby je podziwiać! Nie, nie z ilustracji czy też ekranu telewizora a własnie poprzez świadome obcowanie ze światem flory oraz fauny. Tak samo jak bezowocnymi i z pryzmatu czasu bezsensownymi okazały się hasła nawołujące za PRL-u do niedeptania trawników, tak też obecnie olbrzymim nieporozumieniem jest odgradzać ludzkość od tych wszystkich cud i cudeniek murem zakazów, czyli otaczać prewencją przed wyimaginowanym złem widzianym w każdym z nas. Wystarczy tylko założyć, że turysta z założenia to nie prymitywny wandal chcący za wszelką cenę wyszumieć się w czasie urlopu i zniszczyć wszystko w zasięgu jego wzroku a wykształconym, cywilizowanym, świadomym ogniwem tego wszystkiego co nas otacza a nie zostało wytworzone przez cywilizację. :)
Sat
17
Sep
2011
Polacy mają 5 hymnów. Śpiewając je rozpoznają się za granicą jako rodacy, przemieniają się z pojedynczych turystów, włóczęgów, pijaczków, bezpaństwowców w potężną wspólnotę narodową. Inni,
obcy z zainteresowaniem pieśni tych słuchając z podziwem mogą rozpoznać, że to nie zebrali się Hindusi ani Papuasi, ale Polonusi– plemię Komorowskiego i Orła Białego. Z koroną Orła, czy bez to
już kwestia poglądów politycznych a wiec na obczyźnie mniej istotna.
Pierwszy jest to „Mazurek Dąbrowskiego”- hymn państwowy. Wskazuje on na Dąbrowskiego jako przywódcę („pod twoim przewodem”) i zachęca go do pieszej pielgrzymki w odwrotnym kierunku niż
zwykle, tj. z Włoch do Polski. Porusza też wiele innych spraw, np. pływania, uzbrojenia, instrumentów perkusyjnych, antyrosyjskiej polityki historycznej.
Drugi to hymn rodzinny „Sto lat” używany na zgromadzeniach politycznych jak również na biesiadach rocznicowych, rodzinnych i państwowych. Zachęca on do długowieczności i wyraża pogląd, że życie
ludzkie powinno być kilku kadencyjne („jeszcze raz niech żyje, żyje nam, niech żyje nam").
Trzeci to hymn plemienny, nacjonalistyczny „Rota”. Wyraża się dobrze o duchach, a źle o Niemcach i ich plwocinach. Na pomoc przeciw kobiecie Angeli Merkel wzywa Boga. Takie nasze rodzime kyrie
eleison.
Czwarty najczęściej śpiewany to hymn ludowy, populistyczny, biesiadny „Szła dzieweczka”. Ma on akcenty antyfeministyczne, gdyż śpiewacy deformują treść sugerując, że powołaniem dziewczyny jest
robienie laski („szła dzieweczka do laseczki”).
Piąty to hymn, najbardziej wyuzdany, imprezowy, biesiadny "Wszystkie rybki śpią w jeziorze", gdzie przyśpiewka namawia do "ciurlania", ponieważ jedna rybka spać nie może, myśląc o karasiach
i ich....
Myślę, że taka wielorodność hymnów jest szkodliwa. Wprowadza zamęt, czyni chaos i utrudnia integrację narodową. Na przykład na imprezach sportowych orkiestra gra „Mazurka”, kibice zaś śpiewają
równocześnie „Sto lat”, a inni zarazem „Dzieweczkę” lub "Wszystkie rybki śpią w jeziorze", co stwarza kakofonię. Dla przezwyciężenia bałaganu wokalnego, nie umniejszając możliwości identyfikacji
Polski i Polaków istnieje potrzeba, zapotrzebowanie na uniwersalny hymn łączący w sobie wszystkie cechy tych pięciu, mocarny hymn państwowonarodowobiesiadny. Może być całkowicie nowym utworem,
bądź tez umiejętnie zmiksowanym, nadrzędnym, składającym się że wszystkich pięciu utworów hymnem. W pierwszej połowie XX wieku Niemcy dwakroć usiłowali zjednoczyć Europę. O wcześniejszych
próbach nawet nie wspomnę. Aby to osiągnąć, dwa kolejne pokolenia młodych Niemców w zorganizowanych grupach przybywały do Polski. Polacy odtrącali wówczas ideę zjednoczonej Europy i kontakty z
przybywającymi zjednoczycielami oceniali jako zniechęcające i uwłaczające. W pierwszej połowie XXI wieku to Polska wyrażając chęć zjednoczenia się z Europą nawiązując międzyludzkie kontakty
powinna zadbać o to aby młodzi i starzy Polacy jeżdżący po Świecie, nie tak licznie jednak jak Niemcy przyjeżdżali do Polski w 1914 i 1939, zachowali integralność duchową poprzez wielką
jednoczącą wszystkich pieśń. Taką "Międzynarodówkę" w stricte polskim wydaniu! To co, że trącałaby nacjonalizmem, gdy przyświeca jej tak wzniosły cel:)
Thu
15
Sep
2011
Spacerując brzegiem Bałtyku, mocząc sobie stopy w orzeźwiającej toni morskiej, mijając ostatnich letników, którzy będą powoli zwalniać pokoje w Ustce dla wczasowiczów łaknących ciszy przerywanej krzykiem mew i szumem rozbijających się fal o falochron w okresie jesienno- zimowym, czy imponderabilie można kontrolować?Przecież, wbrew własnemu o sobie mniemaniu jako o zimnym racjonaliście, wciąż się łapię na postępowaniu, które nie ma innego sensu jak pozaracjonalna uległość własnemu etosowi i jego identyfikacyjnym sygnałom. Nawet będąc w Mielnie ku konsternacji mych towarzyszy, odmówiłem jazdy rikszą o ludzkim napędzie, chociaż telewizji przy tym nie było. Poczułem, że nie powinienem, nie chcę, ba, nie mogę! Chroniłem w ten sposób swoją ideowa tożsamość, czy godność ludzka. Pewnych rzeczy nie wypada robić człowiekowi, który wzrusza się przy "Międzynarodówce" czy też "Mazurku Dąbrowskiego". Natomiast oczy szeroko otwiera kiedy ludzie ze wzruszeniem śpiewają w kościele "Boże coś Polskę" nie myśląc o tym, że jest to hymn na cześć ograniczonej suwerenności Polski stanu przeszłego, potępianego teraz usilnie (chociaż nie wówczas, gdy istniał) przez przykościelnych polityków. Zawodzący w kościele wierni nie mają bowiem pojęcia, że śpiewają na cześć króla Polski, cara Aleksandra, któremu pieśń tę poświęcili jej twórcy. Niejednokrotnie odmawiam asymilowania obcych tradycji, nie przyjętych przez moich przodków, odrzuconych przez rodziców. Chcę wyrazić moje poczucie obcości wobec nich. Mówią mi, że przecież wszyscy ulegają powszechnie obowiązującym obyczajom, więc jestem śmieszny i małostkowy, urażam gości, ba urażam nierzadko gospodarzy. Owszem,wszystko się zgadza, ale poprzez ten ubogi sprzeciw, moje własne veto wobec obyczajowej presji chronię własne imponderabilia, moją tożsamość....a i tradycja polska zostaje podtrzymana :) Chociaż często i gęsto wyłamuję się i jednak w imię racjonalizacji, w pogoni za lepszym życiem staram się brać to co najlepsze, korzystać z doświadczenia, podpatrywać nastawienie do Świata innych. Bo dlaczego nie skorzystać ze starego, trochę zmodyfikowanego powiedzenia ludzi mądrych, ze podróże kształcą? Uczmy się na cudzych błędach, to znacznie mniej kosztuje nerwów, stresów i pieniędzy;)
Wed
14
Sep
2011
Piję – źle. Nie piję – fatalnie!;)
Dużo ukazało się utworów z życia alkoholików, które jest tak burzliwe co i ciekawe, stwarzające pole do popisu najbardziej wyrafinowanych reżyserów. Zachęca do wgłębiania się w siebie, na
spojrzenie na swoje własne ja oczami autora, bądź też głównego bohatera. Polecam takie lektury jak napisane przez Hansa Fallady, Zygmunta Szeligi i Marka Hłaski czy tez Stachurę, Jerzego Pilcha i
Wiktora Osiatyńskiego...Bez udziału alkoholizmu nie byłoby połowy polskiej literatury. W szkołach dorobek języka polskiego należałoby podzielić na dwa obozy: w jednym Broniewski, Osiecka,
Andrzejewski itd., itp...,w trzeźwym prądzie Szymborska, Miłosz, Lem i inni o nieprzeniknionych źródłach natchnienia. Zauważyłem, że nastąpiła stagnacja pisaniny autorów grzebiących w swoich
zmacerowanych wódką wnętrznościach. Można więc teraz zrobić interes inicjując pisarstwo wyrażające reakcję na prozę alkoholiczną. Trzeźwość jest tragedią rzadszą i też wielką. Ja nie jestem ani
niepijącym, czyli abstynentem, ani alkoholikiem. W sytuacjach pozatowarzyskich lub bezalkoholowych mogę z przyjemnością w ogóle nie pić. Picie zaś zniechęca mnie dodalszego picia. Kac czyni
swoje w obronie mojej trzeźwości katując mój organizm od środka. Samoistnego, niewyrozumowanego pociągu do wódki w ogóle nie czuję. Z niechęcią( co ja mówię, wcale!) w nocy wstaję,
żeby się napić. Rad byłbym mogąc zamiast tego oglądać TV, aż usnę, tyle że nie mam rano czasu na odsypianie nocnych seansów. Bez nasennego celu czasem tylko wypijam samotnego drinka, chociaż
siaduję przed telewizorem w pokoju, gdzie nad barem piętrzy się kilkanaście zakurzonych, pełnych butelek przedniego alkoholu. Szybciej więc nazwałbym siebie człowiekiem męczonym przez wódkowstręt
a marzącym o wielkiej alkoholowej podniecie. O bodźcu do wielkich czynow, do wielkich rzeczy czynienia. Ale przecież żarówki juz nie wynajdę,internetu, koła też nie. Co najwyżej nieudolnie
poprowadzę blog ;)Być może dramaty alkoholików są większego rozmiaru, każdemu człowiekowi największą tragedią wydaje się jego własna, swojska. Własny łupież doskwiera bardziej niż cudzy parkinson
:)
Tue
13
Sep
2011
Co może robić oficer w czasach pokoju? Jak mawiał pułkownik Wieniawa , pupil Piłsudskiego i ulubieniec międzywojennej Warszawy :pić, pie*dolić i czekać na wojnę.... Może się też szkolić, aby przyszłą wojnę wygrać, albo szukać sensacji jak to robi krzykliwa, acz nieliczna grupa złaknionego emocji, czyli igrzysk społeczeństwa.
Kiedyś Polska była anormalna, wg. przekonań niektórych. Wtedy pojawiły się osoby, różnych przekonań politycznych, które zaczęły mówić, że Polska koniecznie stać się musi krajem normalnym. Byli to: Krzysztof Teodor Toeplitz,Kwaśniewski, Mazowiecki, Walesa, Kuroń, Michnik, Rokita. Co jakiś czas można przeczytać w informacjach newsa o "normalnej" Polsce. Takie na przykład " Szokujące zeznania funkcjonariusza BOR ws. Smoleńska", czy też "Czerwoni baroni zaciskają obręcze na naszych gardłach". Jeszcze trochę a w oficjalnych wieściach z kraju usłyszymy: "Boże! Spraw, żeby papież już zmarl, tylko niech długo umiera i dużo przy tym gada, może nawet krzyczeć! Kryzysu rządowego daj nam Panie, wyborów parlamentarnych i prezydenckich po trzy w jednym roku. I żeby generał Skzypczak z miłości do Olechowskiego palnął sobie w łeb na defiladzie, albo chociaż rąbnął rakietą na Mińsk i w Łukaszenkę. Spraw, Boże, aby pijany prezydent Rzeczypospolitej nago pchał limuzynę, i to prezydenta USA. Powodzi daj nam, Boże, takiej, żeby w Święto Zmarłych nieboszczyki wypłynęli z grobów żabką. Niechaj Macierewicz stanie przed kamerami w mundurze pułkownika KGB z pełną piersią orderów Lenina a Roman Giertych niech wystąpi w "Tańcu z gwiazdami"w parze z Dodą. Tak mi dopomóż Bóg, bo już znikąd pomocy.
Nie ma czym zająć obywateli, nie ma jak odwrócić uwagi od drażliwych tematów dotyczących pogarszających się warunków życia. Mamy po dziurki w nosie normalnego kraju? Szaleństwo albo nuda! :)
Tue
13
Sep
2011
Będąc flegmatykiem nie lubię nadmiernego pośpiechu, jako włóczęga nie cierpię Caritasu, jako feminista nie znoszę prawdziwych mężczyzn. Mędrcy, filozofowie, poeci, księża, politycy, demagodzy
prawią o słowach najwyższej wartości: prawość, ojczyzna, honor, wolność, Bóg, sprawiedliwośc, dobro, bliźni, pokój itp., itd....A ja dzisiaj postanowiłem poświecić trochę czasu słowu:
seks....
Cały czas mistyfikuje się, demonizuje wręcz, pojęcie seksu. Fałszuje jego sens oraz kłamliwie przypisuje temu słowu, takiej popierdułce samoistne znaczenie moralne. Pomimo cenzury obyczajowej
każdy malec świetnie wie, że mężczyzna to, co posiada, wtyka kobiecie w to, co ona ma, po czym jedno z nich, bądź wspólnie oboje, wykonują rytmiczne, cykliczne ruchy wielokroć powtarzane tak jak
w tańcu lub przy naśladowaniu wahadla zegara. Widok kopulacji jest dla dzieci równie banalny, codzienny, oczywisty jak rywalizacja sportowców w walce o piłkę, czy też prace porządkowe na działce.
Jeżeli nie widziały tego w wykonaniu ludzi, to na pewno mogły zaobserwować "miłosne harce" wśród zwierząt, płazów, gadów, owadów...Powinniśmy więc koniecznie oglądać sceny erotyczne w
sztuce, w życiu. Nie żeby po raz tysięczny napawać swe oczy zawsze podobnym widokiem, lecz aby dowiedzieć się o nieznanych nam jeszcze motywach i skutkach chodzenia ze sobą ludzi do łóżka. Na
przykład żeby pojąć to, że przypadkowy seks niekoniecznie wynika z przypadku. Mężczyzna, gdy jest okazja, "rypie"(przepraszam) pierwszą lepszą napotkana kobietę. Podejmuje takie wprawki,
ponieważ szuka uczuć. Nieudany seks, seks od niechcenia bywa niezbędnym próbowaniem się ludzi, który służy negatywnej eliminacji partnerów i partnerek. Jest objawem poszukiwań, natomiast udany
seks obojga partnerow nie stanowi, jak to zwykle okłamuja nas mdli seksuolodzy, zwieńczenia romansu, lecz stanowi sposób na jego zawiązanie, wstępną propozycję dłuższego związku. Stosunek
seksualny bowiem albo dwoje ludzi od siebie odpycha, albo zaczyna dopiero przyciągać ku sobie. Wspólna, wspaniała noc pary ludzi bywa otwarciem przygody, zawiązkiem partnerstwa.Czasami
dziewczyna, doznawszy cudownych orgazmów,odpycha partnera,gdyz boi się wielkiego uczucia zawsze, w jej mniemaniu powodującego zależność od innego człowieka, przynoszącego różne męki
niespełnienia, niezaspokojenia, rozczarowanie, ograniczenie własnej swobody i spokoju. Ona podejrzewa, że miłość niesie ryzyko, którego wcześniej zaznała, a było nieopłacalne. Zły seks wiedzie
więc do łatwego i pożytecznego odrzucenia szansy romansu, ale dobry wiedzie często do dramatycznej chęci odrzucenia narastającej miłości. Seks bez miłości niczym nie grozi, seks rodzący miłość
przynosi straceńcze ryzyko. Takiej właśnie wiedzy o seksie potrzebują zwłaszcza dzieci i niedorostki, nierzadko my sami. Temat ten bez żadnych mistycyzmow powinien byc poruszany na lekcjach
wychowania seksualnego,zamiast zamieniać je w cnotliwe a antywychowawcze okłamywanie rzekomych niewinnych naiwniątek. Rozsiewania fałszu i pruderii w szkołach czy TV wynika tylko
niszczenie u malolatow ich zdolności do rozumienia mechanizmów własnego życia. Dzieci powinny zaś być uprzedzane o prawdzie życia w całej jej jaskrawości i skomplikowaniu, aby trochę wiedziały o
jego mechanice, nim same zaczną jej doświadczać.....Aby nie popełniać błędów, których można a nawet trzeba uniknąć, nie dopuścić do tragedii.
Sun
11
Sep
2011
Z daleka już widać delfina. Jest pokaznych rozmiarów, jasnoniebieski. Białe podbrzusze jaśnieje w popołudniowym słońcu. Pysk rytmicznie się zamyka, otwiera. Mozna wdrapać się po drabince do
rozwartej paszczy, zjechać po grzbiecie, przebiec wokół nadmuchanego zwierzaka, wdrapać się, zjechać.
Wypatrzył go mój wnuk. Ze wschodniego ramienia mola wysuniętego daleko w morze wyglądał jak balon, lecz Nicolas, wiedziony bezbłędnym dziecinnym instynktem, rozpoznał w kolorowej plamie obietnice
rozrywki. Delfin wyróżniał się zresztą akcentem barwy na szarym tle plaży. Kiedy podeszlismy bliżej, okazało się, że - prosze bardzo - można zjeżdżać, 5 zł za pięć minut. Dzieciaków sporo, bo
pogoda mało plażowa i niewiele było dla nich do zabawy - lody, pizza, zamki z piasku i ten delfin. Obok jeszcze parę plastikowych zabawek: zjeżdżalnia za następne 5 złotych, poducha do skakania
za 4 zł, tylko powietrze uciekło i trzeba poczekac, aż dopompują...Od delfina wracamy plażą do sanatorium "Azoty". Brzmią dziwnie te słowa razem: "sanatorium" i "azoty". Skąd to połączenie?
Mieszają się warstwy historii. Historia umiera. Tam, gdzie stoi teraz prostokątna bryła budynku "Azoty", szumiał las. Kończyło sie niemieckie miasteczko portowe i uzdrowisko. Na wschód od
Stolpmünde aż do Garder See i jeszcze dalej, do Łeby, ku Gdyni ciągnęły się prastare sosnowe lasy. Wśród łąk i lasów ziem pomorskich rozsypane były zasobne majątki. Od początku XIX wieku
okoliczna szlachta i co bogatsi mieszkańcy miasta Stolp - dzisiejszego Słupska - zjeżdżali na lato do nadmorskiej osady rybackiej. Plaże w Stolpmünde byly szerokie i piaszczyste, zachodnia
narażona na sztormy, ale wschodnia zaciszna, ciągnąca się dlugim, miękkim łukiem wzdłuż malowniczego klifu. Lasy wspaniałe. Klimat dobry. Wioska szybko zyskała renomę letniska. Przyczyniła sie do
tego kolej, wybudowana w 1878 r., która połączyła port z miastem Stolp, 19 kilometrow od wybrzeża na południe. Potem dodano jeszcze drugą, lokalną linię wzdłuż morza, łączącą majątki i wioski:
Saleske, Dünnow, Machmin, Wobesde, Schmolsin...Od dawna zresztą Stolpmünde nie była typową wsią. Choć nie mogła uzyskać praw miejskich z powodu uzależnienia od Stolpu, od czasow średniowiecza
przy ujściu rzeki Słupi działał ważny port, należący do związku miast hanzeatyckich. Lokalni rybacy i szyprowie, rzemieślnicy i karczmarze z łatwością do swych obowiązków dbania o port dodali
usługi dla coraz liczniej zjeżdżających wczasowiczów. W połowie XIX wieku działał tu już zarząd kąpieliska, który starał się o uzyskanie dla Stolpmünde statusu uzdrowiska. Przy końcu XIX wieku
wzdłuż piaszczystej skarpy zbudowano drewniane przebieralnie: na plaży wschodniej kabiny dla kobiet i dzieci, po stronie zachodniej - dla mężczyzn. Systematycznie wzmacniano falochrony,
zabezpieczano plażę drewnianymi ostrogami. Na wysokiej wydmie wyznaczono alejki parkowe. W nadmorskim parku nad plażą powstała elegancka restauracja na palach. Przedłużono molo;
charakterystyczne, podwójne ramiona obejmowały opiekuńczo wejście do portu.Spokojna miejscowość letniskowa szybko przeobraża sie w kurort. Lekarze zalecają kąpiele borowinowe, zimne i ciepłe
kąpiele morskie, wodę zdrojową, wizyty w leśniczówkach. Większe spośród domków rybackich zmieniają się w pensjonaty. Coraz więcej willi - a to w obowiązującym stylu wilhelminskim, z tarasami,
wykuszami i wieżyczkami, a to w stylu szwajcarskim, tonące wśród świerków, dębów i brzóz. Zaczynają funkcjonować pierwsze hotele. Fürst Blücher przy Mittel Strasse znany jest ze swej sali
tanecznej i okazałej sali widowiskowej. Zum Nothafen przy Haupt Strasse zachwala położenie i przystępne ceny: "Siedem minut od dworca kolejowego, trzy minuty od plaży i lasu, ogród z widokiem na
port, wyborna kuchnia, zniżka przed i po sezonie". Stolpmünde wkracza w wiek XX licząc 2000 stałych mieszkańców. Wicekonsulaty - duński, norweski i szwedzki - świadczą o randze handlowej portu.
Liczni wczasowicze - latem przybywa ich kilka tysięcy - świadczą o popularności kurortu. Miasteczko rozbudowuje się, szczególnie w latach 20., kiedy osiedlają się tutaj "optanci" napływający z
Prus Zachodnich i Wielkopolski, ziem przekazanych przez Niemcy Polsce według postanowień traktatu wersalskiego. Wiosna 1935 roku mieszkańcy mogą wreszcie świętować uzyskanie przez Stolpmünde
pełnych praw miejskich. A świętować mają co. Liczba stałych mieszkańców wzrosła do 5000. Kurort jest szeroko znany. Port nowoczesny. Własnie rozpoczyna się jego dalsza rozbudowa, zgodnie z
planami władz w Berlinie, by uczynic go jednym z najważniejszych portow bałtyckich Niemiec. Oglądam stare pocztówki: na tej z 1903 r. spacerowicze przechadzają się po świeżo ukończonym molu
wysuwającym się pól kilometra w morze. Szkoda, że nie mozna odczytać nazwy żaglowca przycumowanego do mola. Na innej duża grupa ciekawskich zebrała się przy porcie. Czekają na przybicie
wycieczkowego statku "Hel". Jaśnieje biały kadłub parowca. Powiewają pogodnie flagi nad pokładem. Fala piętrzy się przy dziobie. Nie wiadomo, czy statek przybywa od strony Krynicy, czy też w
tamtą stronę płynie, wracając z Karlskrony. Kobiety w długich białych sukniach, panowie w garniturach. Wszyscy noszą kapelusze - jasne, słomkowe, zdobione ciemną wstążką wokół ronda. Musiał być
chłodny dzień, panie bowiem mają na ramionach szale w szkocką kratę, żakiety, futrzane etole. Dzieci widać mało. Jedno, drugie, ale giną wśród dorosłych, ubrane tak samo formalnie, tylko spódnice
dziewczynek nieco krótsze, spodnie chłopców sięgają do kolan. Dzień, kiedy ktoś zrobił zdjęcie przed Kurhaus-Pavillon, musiał być cieplejszy. Cienie kładą się długimi pasmami na żwirze parkowych
alejek. A więc jest już późne popołudnie, lecz nikt nie nosi szali ani narzut. Kobiety trzymają w rękach złożone parasolki. Mężczyźni laseczki. Znów bielą się suknie, ciemnieją garnitury. Z
balkonu na drugim piętrze wychyla się ktoś ciekawy. Wysoko na damskich kapeluszach puszą się białe pióra. A potem była wojna. Potem było po wojnie. Budynki niemieckiego garnizonu po zachodniej
stronie rzeki - teraz już zwanej Słupia - zajęły wojska sowieckie i polskie. Lasy na zachód, za Jarosław, aż pod Darłowo, stały się terenem wojskowych manewrów prowadzonych przez Centrum
Szkolenia Specjalistów Marynarki Wojennej. Po wschodniej stronie rzeki, w poniemieckich domach - Stolpmünde przetrwało prawie nietknięte przez wojnę - zaczęło się gnieździć nowe życie. Życie, jak
to życie, było głodne. Żarłocznie zjadało co mogło. Skrzętnością i niedbalstwem przeobrażało wszystko. Nowi przybysze zaczeli napływać już w kwietniu. Tamtego pierwszego lata, w 1945 roku,
zameldowanych było w Ustce 266 Polakow. W lipcu przyjechało następnych 119, we wrześniu - 247. W końcu roku mieszkało już tutaj 1313 Polaków. I Ustka znowu otrzymała prawa miejskie. Tylko Ustką
wcale jeszcze nie była. Poczta uważała, że znajduje się w Nowym Słupsku. Kapitanat portu zaś, że w Słupioujściu. Stacja kolejowa nazywała sie Uszcz, potem Usc. Pieczątka zarządu miejskiego
deklarowala, że zarząd zarządza w Postominie. Jakby nowe władze nie były pewne, gdzie rządzą. Dopiero w maju 1947 r. zarząd miejski ogłosił, że według zarządzenia wojewody szczecińskiego Ustka
bedzie odtąd Ustką. Trzy lata później książki meldunkowe odnotowały nazwiska ostatnich pięciu niemieckich mieszkańców. Z portu w morze znowu zaczęły wychodzić kutry. W centrum miasta, w szkole z
czerwonej cegły na rogu Słowiańskiej i Kardynała Wyszyńskiego (dawniej Berg i Engelbrecht Strasse) - spadzisty dach z wykuszami, brama pod szerokim łukiem w narożnej wieży, wysokie okna - zaczęły
uczyć się dzieci. W neogotyckim kościele pw. Najświętszego Zbawiciela (dawniej św. Mikołaja, patrona żeglarzy i kupców), zaczęto odprawiać msze. W sali tanecznej hotelu Fürsta Blüchera przy
Kosynierów (dawna Mittel) znowu zabrzmiała muzyka, choć tym razem tańczyły zespoły ludowe działające przy mieszczącym sie tu Miejskim Domu Kultury. W pokojach hotelu Zum Nothafen przy ul.
Marynarki Polskiej (dawnej Haupt) urzędowali pracownicy najpierw spółdzielni, potem już przedsiębiorstwa "Łosoś". Latem zaś znowu przyjeżdżali wczasowicze. Dzieci na kolonie. Harcerze pod namioty
na stanicy przy rzeczce Orzechówka. Milicjanci ze Szkoły Milicyjnej w Słupsku. Robotnice z "Włókniarza". Pracownicy Politechniki Wrocławskiej. Pisarze do Domu Pracy Twórczej, do willi, którą w
1890 r. berliński armator wybudował na rogu Chopina i Kopernika, choć kiedy się tam budował, ulice zwały się Park i Draheim. Na przedwojennym planie Pharusa*) Draheim Strasse zamyka ścisłą
zabudowę uzdrowiska. Na wschód od Wilhelms Park zarysowana jest już tylko jedna, bezimienna ulica, dzisiaj Leśna. Potem ciągną się lasy, rozsypują się wśród sosen pojedyncze wille, majątki
pomorskiej szlachty. Na skraju Stolpmünde, w obszernej willi na brzegu piaszczystej wydmy mieściła się szkoła Hitlerjugend, dzisiaj - dom wczasowy "Czarodziejka 5".Jeszcze trochę dalej, na wschód
od "Czarodziejki 5" stoi potężny budynek sanatorium "Azoty". Zakłady w Kędzierzynie musiały być zasobne, dyrekcja dobrze notowana w czasie gierkowskiego boomu dla uprzywilejowanych zakładów
przemysłowych, bo teren na ośrodek wczasowy przydzielono im szczodrą ręką - tuż przy morzu, wsrod lasów. Dom zbudowano z rozmachem, świadczą o tym łazienki, nie wspólne, lecz przy każdym pokoju,
rozmiar pomieszczeń, oddzielne sypialnie i salony, balkony. Kiedy w 1978 r. Ustka uzyskała prawa uzdrowiska, ośrodek wczasowy przeobraził sie w sanatorium. Jest tu sala gimnastyczna, gabinet
lekarski, można otrzymać skierowania na zabiegi w Zakładzie Przyrodoleczniczym. Na rozległym terenie są korty tenisowe, boisko do siatkówki, miniaturowy golf, plac zabaw dla dzieci. Przed
budynkiem wielki parking. Musieli zajeżdżać tu dyrektorzy i inni dygnitarze, zamożni już wtedy na skale gierkowskich przywilejów - z samochodem, z dostępem do luksusowego ośrodka. Zakłady Azotowe
w Kędzierzynie nadal zarządzają osrodkiem, lecz prowadzą go teraz jako hotel otwarty dla turystów, przynajmniej tych zasobniejszych, którzy mogą opłacić koszty doby hotelowej rzędu 100 zł od
osoby za pokój z wyżywieniem. Widać gospodarską rękę - pokoje są wysprzątane, ręczniki plażowe puchate, kuchnia smaczna, trawa starannie przystrzyżona. Czerwone pelargonie w oknach i na balkonach
łagodzą efekt przysadzistej bryły budynku. Panie w recepcji uśmiechają się uprzejmie. Parking przed hotelem, nawet pod końcu sezonu, nadal jest pełny. Wśród samochodów - sporo z niemieckimi
tablicami rejestracyjnymi. Tak sobie myślę, że przynajmniej niektórzy Niemcy widzą Ustkę tak jak my widzimy Grodno, Wilno czy Lwów, gdy jedziemy w tamte strony na rodzinną pielgrzymkę.
Przynajmniej niektórzy muszą sobie mówić: wszystko co ładne to to, co zostało po nas. Nadal rzuca błysk ku otwartemu horyzontowi latarnia morska z 1871 r. Godnie wznosi sie ku niebu wieża
neogotyckiego kościoła. Szumią lipy posadzone kiedyś troskliwie wokół skweru przy Haupt Strasse. Przynajmniej niektórych boli gładka sierść trawnika tam, gdzie kiedyś był stary cmentarz. Nie ma
śladu po wyburzonych grobach. Nigdzie zresztą nie ma śladu. Ustka nie wie, że jest prawnuczką średniowiecznego Stolpmünde. Nowe jest tak zachłannie żywotne. Mocne. I tak bez gracji. Kolą w oczy
blokowiska. Tandetne plomby wstawione pomiędzy solidne kamienice. Jezdnia pełna dziur. Talerze anten satelitarnych wychylające się z balkonów budynków z sypiącym się tynkiem. Ciepłownia
wybudowana w samym centrum miasteczka, tuż koło kościoła. Obok ciepłowni - zwały węgla, góra zwiru, na który wspina sie hałaśliwy, przestarzały ciągnik. Z komina wznosi się widoczny z daleka czub
szarego dymu. Ustka rozrosła się wszerz i wzdłuż. Obrosła w przemysł. Mieszka tu na stałe cztery razy tyle ludzi co przed wojną. Ma nie jedną, lecz cztery szkoły. Liceum. Sześć aptek. Bloki
mieszkaniowe. Dom towarowy. Kino "Delfin". Klub Garnizonowy. Obchodzi święto Ustki i Dni Morza. Odbywają się tu ogólnopolskie regaty w klasie omega, Nocny Bieg Uliczny, rajd rowerowy Szlakiem
Zwiniętych Torow...Miasteczko się rozpełzło, spłaszczyło. Od ulicy - prawie kurort, od podworka - prawie wieś. Ciuchcia do Słupska pracuje ostatnim tchem. Lokalna linia kolejowa została zerwana w
latach 50. Rozebrano obszerne przyportowe spichlerze. W ostatnim, niedawno odnowionym, mieści sie Galeria Sztuki Bałtyckiej, pracownie artystów, dyskoteka. W dawnej sali koncertowej - smażalnia
ryb. W 2000 r. brukuje się wreszcie z dumą plac, ładnie zwany placem Wolności, który był już wybrukowany sto lat temu. Na plaży rażą rozbite płyty resztek jakiegoś betonowego pomostu. Skręcone
żelazne druty sterczą ku niebu w geście biernego trwania. Wymierają falochrony. Nie ma koszy na śmieci. Nie ma przebieralni. Nie ma toalet. Na środku plaży, w atrakcyjnym miejscu niedaleko mola,
stoi wielki namiot. Pod zieloną płachtą płynie piwo. Gra głośna muzyka. Nieopodal jakiś rzutki entrepreneur ustawił plastykowe zabawki-dmuchanki. Możesz sobie za 5 zł przez 5 minut poskakać. A
wieć wracam z wnukiem od delfina ku "Azotom". Wspinamy się na skarpę. Idziemy promenadą, gdzie mimo końca sezonu jest ruchliwie i gwarno. Wzdłuż zielonego pasa parku ciągną się kramy i kramiki.
Sunie tlum spacerowiczow - w szortach, dresach, podkoszulkach, tenisowkach. W rękach lody, ciastka, puszki coca-coli. Tylko w dolnej części starego parku, od strony ulicy Chopina, jest cicho i
pusto. Długo szukałam tego miejsca. Nikt nie potrafił mi wskazac, gdzie stoi pomnik Umierającego wojownika dłuta Josepha Thoraka. Postawili go mieszkańcy Stolpmünde w 1922 r. ku pamięci zabitych
w czasie pierwszej wojny światowej. Wojownik klęczy. Jest bardzo młody. Na nagim torsie wyraźnie rysują się napięte mięśnie. Twarz ma spokojną, skupioną. Prawą rękę wznosi ku górze, opiera o
głowę - w geście bólu? Rezygnacji? W lewej ręce trzyma tarczę. Obchodzę powoli pomnik. Nie ma tablicy. Żadnego śladu, nawet nazwiska rzeźbiarza. Stoje u stóp milczącego. Na tarczy - okręt pod
rozpiętymi żaglami płynie w nieznane. Syrenka waży w dłoni rybę. Kiedyś ten herb niósł z sobą wyraźne przesłanie: okręt sygnalizował międzynarodową rangę portu. Ryba wskazywała na wagę
rybołówstwa, drugie źródło bogactwa miasta. Syrenka reprezentowała urok uzdrowiska, koszącego licznych wczasowiczów. Historia rodzi się na nowo, inna. Plecie dalej. Nie tak jak miało być. Na
opak, z przeciwnymi znakami, zygzakiem. Echo Stolpmünde podzwania w herbie Ustki. W dawne formy wdziera się nowe życie. Wszystko obrasta bluszcz codzienności. Wszystkiemu przyświadcza obojętny
szum morza. Morze wymyka się granicom. Tu kończą się Niemcy, tu zaczyna Polska. Szumi tak jak szumiało, kiedy ze dwieście lat temu zjechała do Stolpmünde na lato pierwsza rodzina jakiegoś
okolicznego dziedzica. Przywieźli ze soba pościel i prowiant. Rozgościli się w chałupie rybaka. Dzieci zbierały kamienie szlifowane falą. Budowały zamki z piasku. Szumi tak, jak szumiało jeszcze
dużo wcześniej, kiedy bracia Świecowie, Jasiek z Darłowa i Jasiek ze Sławna sprzedali w 1337 roku ujście rzeki Slupi - razem z pasem nadrzecznej ziemi, ze sporą już wtedy osadą rybacką tuż przy
morzu - mieszczanom Słupska "na wieczne czasy". Na wieczne czasy - chyba tylko szum. Morze towarzyszy mi w spacerze niespokojnym, lecz równym rytmem. Jarzębina iskrzy sie wśród zieleni sosen.
Jutro wyjeżdżamy, przypomina sobie nagle Nicolas. A nie zbudowaliśmy zamku z fosą. Nie zrobiliśmy korali z jarzebiny...Nie szkodzi, mówię. Nic nie szkodzi. Zrobimy innym razem. Jarzębiny znowu
sie rozczerwienią. Znowu przyjedziemy do Ustki. ---------------------*) Mapę Pharusa, jak i reprodukcje starych zdjęć znalazłam w niewielkiej, ale nadzwyczaj ciekawej książeczce Józefa Jaskuły:
Ustka. Bedeker ("Grawipol" Slupsk, 1993). Bez tej książeczki, przygotowanej z wielką troskliwością, wręcz czułością wobec zapomnianej historii, Ustka pozostałaby dla mnie zaledwie wakacyjną
migawką - kolorową i płaską jak pocztówka. Bez przeszłości i bez większego znaczenia.http://www.dziennik.com/www/dziennik/kult/archiwum/07-12-00/pp-10-27-05.html
Grażyna Drabik (http://forum.gp24.pl/stolpmunde-ustka-t62804/)
Sun
11
Sep
2011
Mobbing (zwany również molestowaniem moralnym) to zjawisko towarzyszące ludzkości od zarania dziejów, jednak dopiero w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku zostało ono faktycznie rozpoznane jako zjawisko pogarszające atmosferę w pracy, obniżające produktywność, jak również zwiększające absencję z racji psychicznych szkód, jakie wyrządza. Zaczęły się rozpowszechniać badania nad tą nową formą przemocy psychicznej, szerzącą się w środowisku pracy, polegającą na systematycznym prześladowaniu jednostki przez drugą jednostkę bądź przez grupę jednostek w celu jej destrukcji (zniszczenia jej godności oraz integralności fizycznej i psychicznej) lub wyeliminowania jej z grupy. Zjawisko to było badane głównie w krajach anglosaskich i nordyckich i zostało tam zakwalifikowane jako mobbing (od angielskiego mob – napastować, oblegać, sfora, pospólstwo). W roku 1984 szwedzki psychoterapeuta i psychiatra niemieckiego pochodzenia, H. Leymann, po raz pierwszy użył określenia „mobbing” w odniesieniu do środowiska pracy. Wcześniej tego terminu używał w języku angielskim etolog K. Lorenz do opisu zachowań grup zwierząt, tj. zachowań zastraszających mniejszych przedstawicieli grupy wobec jej pojedynczych większych osobników, potem termin ten zastosowano w odniesieniu do destruktywnych zachowań grupowych małych dzieci (za Cackowska-Demirian, 2008). Obecnie zjawiskiem tym, niekiedy określanym mianem terroru psychicznego, coraz bardziej zaczynają się w wielu krajach interesować lekarze specjaliści medycyny pracy, związki zawodowe, jak również kasy chorych. W krajach skandynawskich istnieje już prawo antymobbingowe. Sposób wywierania nacisku i okazywania agresji jest różny w zależności od środowiska społeczno-kulturowego i rodzaju aktywności zawodowej. W zakładach pracy prowadzących działalność bezpośrednio związaną z produkcją przemoc fizyczna czy werbalna jest bardziej bezpośrednia. Im wyższy szczebel w hierarchii zawodowej lub społeczno-kulturowej, tym mobbing pracowników przybiera bardziej wymyślne, przewrotne i trudne do wychwycenia formy. Mamy tu często do czynienia z atakami typu perwersyjnego. Składają się one na nieświadomy proces destrukcji psychicznej, której elementami są jawne lub ukryte wrogie zachowania jednej lub wielu osób wobec wyznaczonego osobnika. Pozornie niewinne słowa, aluzje, sugestie, niedopowiedzenia, kłamstwa i upokorzenia przez swoją częstotliwość i powtarzalność w czasie mogą bez jakiejkolwiek interwencji ze strony otoczenia kogoś zdestabilizować, a nawet zniszczyć. Chodzi tu o przemoc, której celem jest atak na tożsamość drugiej osoby w celu pozbawienia jej wszelkiej indywidualności. Trwająca przez dłuższy okres czasu agresja psychiczna początkowo prowadzi do przejściowych, lecz następnie do trwałych konsekwencji dla zdrowia fizycznego i psychicznego ofiary, wywołanych przez przedłużającą się sytuację stresu. Do najbardziej typowych objawów należą: niepokój, depresja, stany lękowe, fobie oraz nerwica posttraumatyczna (inaczej: zespół stresu pourazowego). Długotrwały mobbing prowadzi do czasowej lub trwałej niezdolności do wykonywania zawodu, a nawet do inwalidztwa. Pracownik poddawany takiemu działaniu przez dłuższy czas staje się niezdolny do normalnego funkcjonowania w jakimkolwiek kontekście zawodowym (za Hirigoyen, 2001). Mobbing to zjawisko szkodliwe tak dla ofiary, jak i dla tych, którzy go stosują, a mimo to jest niezmiernie chętnie naśladowany, dlatego można określić go mianem zjawiska toksycznego, o wymiernej i niebagatelnej szkodliwości społecznej. Mobbing jest zjawiskiem przerażającym, nieludzkim, pozbawionym skrupułów i litości, które potęguje się samoistnie i nie przemija bez śladu. Są to zachowania nieetyczne, mściwe, skierowane przeciwko komuś, wobec kogo stosuje się następujące taktyki:
a) Taktyka upokorzenia, czyli na przykład:
- zniesławianie, rozpowszechnianie złośliwych plotek, dyskredytacja, wyśmiewanie,
- obraźliwe i prowokujące gesty, nieodpowiednie żarty,
- ignorowanie,
- sarkazm,
- nieuzasadniona krytyka,
- publiczne upokorzenie, publiczna nagana,
- upokarzające postępowanie dyscyplinarne,
- sprawdzanie zawartości torebki, szafki, biurka,
- nakaz uśmiechania się np. do kserokopiarki,
- przymus pracy w urągających warunkach,
- zakaz mrużenia oczu przed monitorem komputera.
b) Taktyka zastraszenia, czyli na przykład:
- przymusowe i bezzasadne zostawianie po godzinach pracy,
- ustne groźby,
- zakaz robienia przerw pod groźbą utraty pracy,
- zastraszanie zwolnieniem z pracy,
- terror telefoniczny,
- obraźliwe uwagi, używanie wulgaryzmów, szydzenie z ofiary,
- obelżywe albo złośliwe listy, wiadomości itp.,
- krzyki, wrzaski, wygrażanie pięścią,
- uderzanie w biurko, rzucanie przedmiotami, trzaskanie drzwiami,
- groźna postawa ciała, wrogie spojrzenie,
- stosowanie przemocy fizycznej.
c) Taktyka pomniejszenia kompetencji, czyli na przykład:
- przydzielanie do wykonania bezsensownych zadań,
- zmuszanie do upokarzających prac,
- wstrzymywanie udzielania koniecznych informacji,
- pozbawianie odpowiedzialności bez konsultacji,
- niedocenianie podejmowanych wysiłków w pracy,
- izolacja,
- zaniżanie kwalifikacji i kompetencji zawodowych,
- wskazywanie ofierze błędów, których ona faktycznie nie popełniła,
- niejednoznaczne i sprzeczne polecenia,
- presja szybkiego podejmowania decyzji i wykonania pracy przy niepełnej informacji, dużej odpowiedzialności, z jednoczesnym zachowaniem bardzo wysokiej jakości wykonywanej pracy,
- niemożliwe do realizacji, nieprzekraczalne terminy wykonania pracy,
- nieuzasadnione zarzucanie postępowania niezgodnego z etyką zawodową. Jednak, aby można było daną sytuację uznać za mobbing a nie jednorazowy konflikt, muszą zostać spełnione trzy dodatkowe warunki:
a) Okres prześladowań powinien trwać nie mniej niż 6 miesięcy.
b) Występowanie działań o charakterze molestowania powinno odznaczać się dość dużą częstotliwością.
c) Ofiara nie jest w stanie obronić się sama (za Kmiecik-Baran, Rybicki, 2004). Charakterystycznym dla mobbingu jest fakt, że najsilniej występuje w sektorze non-profit, edukacji i opiece zdrowotnej, ponieważ nie są one zorientowane komercyjnie oraz często zarządzane są przez niewykwalifikowanych menedżerów. Z tą patologią mamy do czynienia tam, gdzie istnieją jeszcze tak zwane „feudalne” stosunki zależności. W takich krajach jak Szwecja, Francja, Stany Zjednoczone istnieje już prawo antymobbingowe, ale i tam owe prawo nie obowiązuje np. na uczelniach. Prawdopodobnie już wkrótce Anglia, Belgia, Niemcy, Hiszpania, Włochy i Portugalia będą miały prawo antymobbingowe u siebie. Trwają nad nim prace w parlamencie europejskim. Aspekt psychologiczny mobbingu nie został jeszcze dokładnie przeanalizowany, dlatego należy zastanowić się, czy i jakie cechy osobowości mogą być determinantami w tym zjawisku.Byliście kiedyś świadkami takiej działalności, a może jej obiektami?... Ja byłam. I... śmiem twierdzić, że nadal jestem. Ja już umiem się jej przeciwstawić,ale... zbudowałam mur, którego mober nie jest w stanie zniszczyć. A Wy? Czy mieliście już z tym zajwiskiem do czynienia?
Donata Fraś
Sat
10
Sep
2011
Zdaje się, że wszytko wkoło krzyczy: ateiści to idioci! Odkrywają, uświadamiają sobie i innym, że Boga nie ma, co wzbudza ich oraz im podobnie myślących wrogość wobec nieistniejącego. Cóż począć, kiedy religijność prowadzi do podobnych absurdów myślowych, bo ludzie związani z Kościołem mniemają, że ktokolwiek kradnie, pożąda czy cudzołoży i zabija, czyni to dlatego, ponieważ ksiądz go nie poinformował, że to bardzo nieładnie, wręcz źle. Moim zdaniem CHRZESCIJANSTWO przez wieki bylo swego rodzaju nadrzędną instancją, spajającą społeczeństwo, wskazującą co jest białe, a co czarne,co dobre, a co złe, uczyło, wychowywało, otaczało opieką etc.... Jednak umówmy się, że jedyne czego tak naprawde dowiodło, to faktu, że jest zbyt słabe, aby zapobiec najwiekszym tragedią ludzkosci, ba, w rzeczywistosci wielokrotnie samo występowało w roli kata, oprawcy jak i sędziego, przywdziewając na ten czas skórę ofiary! Nie chciałbym jednak winić za wszelkie zło religii. W wielu przypadkach winni są, jak zwykle, ludzie. Ich słabości, ułomności. Wszystkie przedsięwzięcia i zamiary naszych, rodzimych, katolickich fundamentalistów, np. przywrócenie kar za aborcję, ideologizacja oświaty seksualnej, zwalczanie środków antykoncepcyjnych, zwalczanie homoseksualizmu, zagrożenie prawa do rozwodu to mniejsze zło w porównaniu z religijnym uszczęśliwianiem wyznawców islamu. Muzułmańscy klerykałowie z mocy państwowych przepisów zakazali na terenie swoich państw chodzenia mężczyznom bez brody, kobietom z niezakrytą twarzą i bez opieki męża czy brata, zabronili klaskania, sporządzania portretów i robienia fotografii, rzeźb, a dzieciom używania misiów, lalek i wszelkich zabawek, które przedstawiają ludzi lub zwierzęta. Zakazana jest telewizja i muzyka. Nie wolno sporządzać papieru z makulatury, a też zatrudniać razem mężczyzn i kobiet. Nie wolno kobiet przyjmować do szpitali, a im samym nosić wysokich obcasów. Nakazano zaś niewierne żony kamienować, a złodziejom obcinać ręce. Fundamentalizm ten nie dopuszcza możliwości dialogu z innymi koncepcjami postrzegania Świata. Wieści takie każą spojrzeć nam znacznie cieplej na interwencję w Iraku i Afganistanie, nawet w Czeczenii i mogą Polakom uświadomić, że istnieją wartości większe niż niepodległość. Warto też pomyśleć o tym, że gdyby w dawnych czasach Turkom lub Tatarom udało się Polskę podbić i zislamizować dziś ojciec mułła Rydzyk wprowadziłby podobne normy w Rzeczypospolitej.To także uczyniła ludziom wiara, fundamentalna, niezachwiana, źle interpretowana, ślepa wiara....
Thu
08
Sep
2011
Dzisiaj, szwendając się po dawno nieodwiedzanych zakamarkach plaży w Ustce zastanawiałem się, czy jest jakiś naród w Europie, który my, Polacy, lubimy, darzymy bezinteresowną sympatią...ma się rozumieć, że brałem pod uwagę społeczności istniejące po tzw. urodzeniu Chrystusa i powiem bez ogródek-beznadziejna sprawa... Ruskich nie lubimy wiadomo dlaczego, Szwabów też, plus to, że potrafią dogadywać się z Ruskimi,Makaroniarzy za to, że mają u siebie Watykan, Żabojadów, że są z natury liberalni,Angoli, że mają lepszą ligę piłki nożnej...Norwedzy podpadli nam swym bogactwem, Hiszpanie niedostatecznym wg. Giertycha seniora docenieniem zasług generała Franco,Czesi Zaolziem, Węgrzy za udział w cesarstwie Austro-Węgierskim,Szwedzi zdrowym rozsądkiem, Holendrzy za eutanazje i marihuanę, Portugalczycy za przyjętą ustawę legalizującą małżeństwa homoseksualne, Szwajcarzy za zegarki, Serbowie Bregoviciem. Wymieniałem długo i.... doszedłem do wniosku, iż Albańczycy to jedyny na europejskim kontynencie naród, który niczym nam nie wadzi. Niczego w Polsce nie chce sprzedać ani kupić, niczego nie pragnie wyświetlać w naszej telewizji, a też nikogo religijnie przekabacić. Na nic namówić, do niczego nakłonić. Albańskiego zboża polski chłop nie musi rozsiewać na tory kolejowe, bać się zalewu albańskich płodów rolnych, obawiać albańskiej myśli technologicznej. Policja nie musi gonić albańskich prostytutek. Albania nie chciała przejąć naszej stoczni ani wcisnąć nam swojego auta. Nie ma też(co bardzo istotne) martyrologicznych aspiracji stania się największym męczennikiem tego Świata. Nie ma albańskich szyldów, przeciw którym ustawowo trzeba by chronić polszczyznę, ani albańskich potraw, przed którymi musielibyśmy bronić żołądki. Nie ma również albańskiej mafii, ani albańskiej własności, ani albańskich banków czy pornograficznych kaset ze świństwami i sprośnościami. Ani albańskich piosenkarzy, przy tym Albania nie ma nic przeciw temu, żebyśmy sadzili krzyże w Oświęcimiu,przed pałacem prezydenckim. Gdziekolwiek je ustawimy czy to na plaży, czy to w poprzek przyszłych autostrad kongresmani albańscy protestu nie przyślą, nie najadą naszego pięknego kraju. Ten to naród opatrzność stworzyła dla Polaków, aby się mieli z kim przyjaźnić. Więc radujmy się, głosząc wszem i wobec, a i każdemu z osobna miłość, braterstwo pomiędzy naszymi narodami :)
Wed
07
Sep
2011
Wyuczone mądrale mówią, że jeżeli ludność nie napłodzi dzieci, będzie nas, Polakow coraz mniej. Społeczeństwo się zestarzeje i nie będzie komu zapracować na wypłaty dla coraz liczniejszych emerytów, dużej rzeszy rencistów i zasiłków dla nieubywających bezrobotnych. Kłamią! Finansowa i organizacyjna zapaść służby zdrowia stwarza gwarancję, że starość będzie przywilejem ludzi bogatych, a więc nielicznych, żyjących na własny koszt i jeszcze wspomagających własne dzieci. Nieprawdziwa jest zresztą sama doktryna głosząca, że im więcej byłoby coraz dłużej żyjących emerytów, tym liczniejsze powinny być młode roczniki płacące składki na ZUS. Weźmy za przykład nowoczesną rodzinę polska: mężczyzna, kobieta, oboje pracują i wychowują jedno dziecko. Takiej rodzinie łatwiej(pomijam fakt, że łatwiej jest również wynająć pokój nad morzem w okresie urlopowym) przecież utrzymać jeszcze jednego emeryta, a także pół bezrobotnego niż pracownikowi, który spłodził czworo dzieci, a więc ma też na utrzymaniu niepracującą żonę. Zatrudnienie kobiet jest szybszym i pewniejszym niż rozrodczość sposobem poprawienia proporcji pomiędzy pracującymi a emerytami. Wyzwoli przy tym młode kobiety z ciasnoty umysłowej wyznaczanej przez odkurzacz, pieluchy, rondle, wycieczki do pralni i mentalnosci garkotłuka. Fałszem jest, że system emerytalny się zawali, jeśli w przyszłości zmaleje liczebność ludzi zdolnych do pracy. W Polsce jest niecałe dwa miliony zarejestrowanych bezrobotnych przy wciąż sztucznie rozdętym zatrudnieniu w przedsiębiorstwach państwowych i urzędach. Dwa miliony mniej Polaków to o dwa miliony mniej bezrobotnych oraz zbędnych pracowników. Czyli więcej środków na emerytury, renty i inne świadczenia. Im mniejsza ilość rąk do pracy, tym bardziej rosną płace, a wskutek tego relatywnie tanieje i bardziej się opłaca postęp techniczny (automatyzacja, innowacyjność, itp.). Dochód narodowy powiększać będzie modernizacja techniczna, a nie człowiek z łopatą, kilofem czy młotkiem. Spadek liczby ludności nie jest więc żadnym nieszczęściem, ale czynnikiem, który sprzyja postępowi i dobrobytowi. Potrzebę liczebnego wzrostu ludności głoszą nacjonaliści, a więc wyznawcy anachronizmu. Sądzą oni, że im naród liczniejszy, tym potężniejszy i bardziej się liczy. W średniowieczu takie hasła były bardzo trafione z racji toczonych jedna za druga wojen, teraz całkowicie straciły na wartości. Są przeżytkiem, świadczącym o zatrzymaniu się w ideowym myśleniu ich głoszących. Tak mogą myśleć obecnie jedynie ci których jest stać na hodowlę gromady dzieci, a choćby i utrzymania stajni aut wyścigowych..... :)
Wed
07
Sep
2011
Eeeee, co ja to mówiłem? :) Ano tak, to prawda....czasami lubię sobie zapalić cygarko, chociaż nie palę nałogowo szlug papierochami zwanymi. Gdy do tego jest jeszcze jakis dobry alkohol, to już czuje się jak sołtys: błogo, wysoko i za nic nie odpowiadam. Ale miało być o cygarach.... zawsze tak było, że panowie w stolicy kurzyli cygara, a lud pracująco-patriotyczny cierpiał lub też krwawił na barykadach sztachając się gazetowym skrętem z machorki. W chwilach rewolucyjnego zrywu ten lud bez trudu rysował sobie cel jako utylizację pasożytów i wyzyskiwaczy przedstawianych jako nabrzmiałych grubasów z cygarami grubymi niczym parówki. W czasie wojen światowych cygarowate wynalazki rzucały śmiertelny strach nad walczącym Światem. Cicho sunące w chmurach Zeppeliny rozścielały cień grozy nad miastami, nagle uderzające torpedy, zbierające krwawe żniwa rakiety, czy tez bomby A. Wszystko to kształtem i wyglądem swym przypominało z lubością ssane głównie przez prawdziwych mężczyzn produkty z najwyższej połki przemysłu tytoniowego.Hitler nie palił... nie pił też i nie bzykał przesadnie(biedna Ewa Braun).... nic dziwnego, że razem z niepalącym Mussolinim przegrali wojnę z fajczarzem Stalinem, nałogowym palaczem Rooseveltem i notorycznym ssaczem cygar Churchillem.Kilkakrotnie słyszalem powątpiewanie: jak on jej mógł to wcisnąć, wyjąć i nie połamało się?!Mógł, bo pewnie użył znakomitego kubańskiego cygara produkowanego ze specjalnych trudno łamliwych odmian liści. Wedle legendy zwijanych przez zręczne Kubanki na ich rozłożystych, wypełnionych sprężystą, gładką skorą, często spoconych udach....czyli, na dobrą sprawę cygara od chwili poczęcia bliskiego waginom. W tamtych czasach prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, używając kubańskiego cygara dla zaspokojenia ogólnoludzkich potrzeb seksualnych panny żydowskiego pochodzenia, złamał państwowe embargo na stosunki gospodarcze z komunistyczną Kubą. Za to opozycja chciala go ukarać. Jak widać, nawet prezydent megamocarstwa nie jest w stanie przestrzegać pryncypiów racji stanu, zasad moralnych, gdy zakazany owoc- kubańskie cygaro tak silnie kusi. Kubańskie cygara zmieniły światowy wizerunek tego wyrobu z niekrojonego liścia. Po rewolucji Castro, po śmierci Che Guevary, idola lewicowej, rewolucyjnej młodzieży, ćmiącego nieustannie cygara niczym Churchill, cygara stały się symbolem zachodnich lewicowych buntowników. Clinton weteran lewicowych bojkotów studenckich z końca lat sześćdziesiątych, palący skręty z marychą na przemian z solidarnościowymi kubańskimi cygarami wygrał wybory, bo był bliski setkom tysięcy palaczy. Dzięki cygarom mogliśmy wysłuchać w TV:"W jaki sposób dotykał prezydent pani narządów płciowych?" - dopytywał się prokurator w trakcie wielogodzinnego przesłuchania panny Moniki Lewinsky, stażystki Białego Domu.... "Jak głęboko umieściła pani cygaro w swojej pochwie?" pytania zadawano tonem znudzonego pastora, cytującego Biblię, jakby od odpowiedzi zależały co najmniej losy świata: "Panna Lewinsky zeznała, że osiągnęła orgazm" - napisał prokurator Kenneth Starr w raporcie dotyczącym afery i jest to najważniejsze, szczytujące odkrycie tego obszernego dokumentu. Sukienkę Moniki, naznaczoną spermą prezydenta podczas ekscesu miłosnego w Gabinecie Owalnym (Oralnym - według prasy amerykańskiej), przechowuje się w sejfie prokuratury, jako dowód rzeczowy najwyższej wagi państwowej. Kolekcjonerzy osobliwości oraz największe domy aukcyjne na świecie ostrzą sobie na nią zęby.Wracając jednak do tematu, to są w znanym już na całym świecie, clintonowskim cygarowym wątku, nieznane jeszcze polskie tropy. Antropolodzy kultury zapewne zauważą niebawem, że prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki w pewnym momencie wciskając cygaro do pochwy panny Lewinsky, następnie wkładając je do ust i stwierdzając "Smakuje pysznie" dokonał iście kopernikowskiej zmiany społecznego odbioru wyrobu tytoniowego z niekrojonego liścia. Wyrób, który jeszcze niedawno budził strach, nienawiść i zawiść, stał się obecnie symbolem radosnych igraszek, pocieszenia wiecznie spracowanego, cierpiącego za kraj i świat męża stanu, jakim jest na pewno też sołtys niejednego sołectwa w naszym kraju. Nie wiedzieć tylko dlaczego Barack Obama tak zaciekle walczył ze zgubnym nałogiem palenia, że w końcu wyrwał się ze szponów nałogu. Czy nie będzie tego żałował? Wszak Biały Dom nie zmienił rozkładu pokoi ani gabinetów :)
Mon
05
Sep
2011
Nigdy nie bylem w szkole asem z j.polskiego. Nie była to wina nauczycieli, choć jedna belferka wybitnie uwzięła się na mnie w szkole średniej. Nie! Nie dlatego również, że Karol May mylił mi się z Henrykiem Sienkiewiczem, nie! Doskonale wiedziałem, że u Maya występują Indianie, kowboje i czasami Mormoni, a u Sienkiewicza Ukraińcy, husaria i piękna Helena. Pisałem jak kura pazurem i za to zawsze, no prawie zawsze, bo w czwartej klasie, abym mógł choć raz dostać świadectwo z czerwonym paskiem naciągnięto mi ocenę,ocena szła o jeden stopień w dół. Nawet ortografia nie przedstawiała w tamtych czasach dla mnie większego problemu, niż dla innych mych rówieśników. Obecnie zaczyna być problemem, ponieważ jestem wzrokowcem a to co się czyta w internecie, to niewiele z ortografia ma wspólnego i teraz dopiero zaczynam się zastanawiać po co to komplikowanie życia nam wszystkim a dokładanie jeszcze jednego zmartwienia w małe główki dzieciaczkom? W 1936 roku miała miejsce wielka "reforma" ortografii polskiej i tak zamiast brozda nakazano pisać bruzda, zamiast ślósarz ślusarz,zamiast chróst chrust,zamiast dłóto dłuto,zamiast żóraw żuraw, zamiast próć pruć, zamiast puhacz(wyraz stworzony od straszenia w nocy, czyli puhania) puchacz,zamiast mzonka mrzonka,czy tez zamiast Jakób Jakub. Nie można było już wtedy ujednolicić pisowni, aby nie utrudniać żywota bliźnim? A była taka okazja... I jeszcze jest sławna i słynna "sprawa" ogórka... Kiedyś pisało się ogurek(Słownik języka polskiego z 1861 zamieszczał jako poprawne jeszcze obie pisownie: ogurek i ogórek) i według wielu teraźniejszych "speców od języka" powinna zostać zachowana stara pisownia, zwłaszcza, że to warzywo przywędrowało do nas z Azji i tak: w języku perskim jest angur, greckim angurion, niemieckim die gurke,szwedzkim gurka, norweskim agurk, rosyjskim ogurec,czesku okurek. Dlaczego więc my musimy znów być o krok z przodu i pisząc inaczej wbijać sobie i innym do głów rozmaite, dodatkowe formułki? Nie lepiej czas, wysiłek poświęcony nauce ortografii poświecić na zgłębianie przedmiotów ścisłych, poszerzanie zakresu lektur, czy też po prostu zajęcie się profesjonalne sportem, czy hobby. (info o pisowni zaczerpnąłem z Angory nr 25/2010)
Sun
04
Sep
2011
Życie nie musi być bardziej bestialskie, niż niektórzy ludzie. Kiedy staje się takie, stwarza klimat, w którym rośnie liczba ludzi skłonnych przewyższyć najgorsze statystyki w bezwzględności, w okrucieństwie i bezpardonowości. Nie przywraca się kary śmierci w Izraelu, gdzie terroryści powodują teraz powszechne zagrożenie życia i strach. Zadając wokoło śmierć, czy też rozdając kalectwo. Wszystkimi wstrząsa podobno śmierć, niezależnie od tego, czy jest ona zadawana w tzw. imieniu prawa, czy bezprawnie. Od momentu narodzenia człowiek sposobi się do śmierci. Nawet nie wiedząc o tym, nie godząc się i wierząc, że po śmierci czeka nas kolejne życie.Śmierć nie jest czymś nowym, a więc wstrząsająco strasznym. Aczkolwiek jest na tyle nieprzyjemnym wydarzeniem, że staramy sie jak najmniej o niej myśleć. Często myśl o niej staje się zaś impulsem wywołującym przerażające objawy publicznego zdziczenia, niejednokrotnie sprawcami nagłego zezwierzecenia pojęć naprawdę nie są bandyci. Śmierć wyzwala potencjał agresji i ciemnoty, który drzemie w nas. Śmierć samobójcza, okreslana jako tchórzostwo, a wiec często jako ucieczke od odpowiedzialnosci jest na tyle komfortowa, ze mamy luksus zadecydowania o swym odejściu. Przygotowania sie na to zdarzenie. Każda inna śmierć: w wypadku, niby z przyczyn naturalnych(czy są takie?), choroby juz nie stwarza takiej możliwości. Zostawiamy świat nieuporządkowany z całą masą naszych niezrealizowanych planów, marzen, dążeń i .... snów..... znów.....Boję sie śmierci, ponieważ nie jestem jeszcze na nią gotowy....Nie planuję też zabicia kogokolwiek ..... Śmierć sama w sobie to kara, która wywołuje grozę....i chociaż wszyscy już mają zasądzony ten akurat wyrok i tylko czekają na jego, mniej lub bardziej, rychłe wykonanie przez naturę lub inne czynniki, to jednak wiele zależy od spełnienia się, czy też wypełnienia wszelkich zamierzeń przed jej przyjściem. Bo czym jest czekanie na śmierć, z whisky i z cygarkiem w ręku we własnym fotelu,w koziołkującym aucie, czy też w trakcie szorowania ze sporą prędkością po asfalcie? Jest mniej straszne od oczekiwania na nią w celi śmierci? Sądzę, że nie. Wszędzie myśli się tylko o tym jednym (czasami jeszcze boimy się o pozostawianych na świecie bliskich). A dławiący strach i rozpacz w ogóle nie ustępuje.Przepraszam, czy ktoś mówił o sprawiedliwym świecie? A jednak śmierć nie wybiera, traktuje wszystkich równo.
Sun
04
Sep
2011
Od jakiegoś czasu ulubionym zajęciem polityków jest dzielenie Polski. Ostatnio modnym jest podział na czarną, dobrą i kolorową, przeznaczoną do zniszczenia bądź do nawrócenia. Już niedługo może to być podział kompletny i ostateczny. Przykładem jest seks. Jak wszystko w Polsce, tak i życie seksualne dzieli się teraz na prawicowokatolickie i prawdziwe, czyli realne, nie tylko łóżkowe, choć z uwagi na wygodę bardzo często uznawane przez kochanków za podstawowe w ich pożyciu. Na zdrowy rozum nie można zrozumiec, czemu przykościelna "moherwaffen" tak twardo nie zgadza się na nauczanie w szkole mechanizmów życia seksualnego? Czy katoliczka nie ma łechtaczki, warg sromowych, orgazmu? A katolik prącia,wzwodu? Czy katolicki junak nie powinien wiedzieć, że partnerka oczekuje gry wstępnej, a nie jak najszybszego załatwienia sprawy, gdyż seks właśnie tym różni się od robienia kupy? Jak chronić się przed AIDS i innymi chorobami, które łapie się przez spółkowanie oraz pragnie być nauczany szacunku dla płci przeciwnej?Kto chce, aby nauczanie o seksie oznaczało wykłady o tym jak gotować, prowadzić dom i wychowywać dzieci? Jak trzeba nisko upaść w ideologicznym otępieniu, aby chcieć seks- owoc miłości i pożądania sprowadzać tylko i wyłącznie do rutyniarskiego płodzenia potomstwa?Można mieć odmienne poglądy na moralne oceny ludzkich postępków łóżkowych i o tej różnorodności opowiadać. W Polsce jednak tworzy się wrażenie, że istnieje nie tylko etyka, ale i seksuologia katolicka i laicka. Żołądź i pochwa, sfery erogenne i sztuka wstrzymywania wytrysku nie są zaś przecież żadnym przeciwieństwem wiary w jakąś mistykę małżeństwa czy nadprzyrodzone impulsy poczynania dzieci. Dlatego w ogóle nie pojmuje, o co duchownym chodzi. To jest przecież tak, jakby wiarę w niepokalane poczęcie przeciwstawiać technice wyrywania zęba. Także coś mentalnie pokrewnego do żądań skrajnych lewaków z epoki wczesnych rządów Lenina, żeby w Rosji zerwać tory kolejowe, bo ułożono je za wrednego ustroju, albo zeby z cegiel rozebranego zamku w Malborku(bo to znienawidzonego niemieckiego plemienia pozostałość) odbudować zniszczona Warszawę. Łączy zaś te rzeczy wiara w to, że szyny żelazne,poniemiecka "wypalanka", wyrywanie siekacza lub osiąganie orgazmu mogą mieć ideologiczny stygmat....
Sat
03
Sep
2011
To jest prawda, że ja nie zawsze, a nawet rzadko rozumiem kobiety. One to, te kobiety przekłuwają sobie uszy, nosy, pępki, brodawki, wyciągają sobie szyje za pomocą takich fikuśnych obręczy, rodzą dzieci, często mają cesarkę, wstrzykują silikon w różne części ciała, naciągają skórę, nie tylko na twarzy, depilują gorącym woskiem włosy na nogach, pod nosem, na wzgórkach łonowych, robią sobie lifting, tatuaże, odsysają sobie tłuszcz, zmniejszają pośladki; usuwają żebra, operują biusty, usuwają skórki na palcach i robią mnóstwo innych bolesnych rzeczy... a nie można ich bzyknąć, ... bo je akurat wtedy, kurka, głowa boli. Albo też mają nową fryzurę na głowie i z tego powodu idą osobno spać. My mężczyźni jesteśmy z góry skazani na chimery, humory, dąsy pań. Nie trzeba tego rozumieć, nie warto starać się pojąć. Po przeciwnej stronie barykady stoją wszelkiego rodzaju autorytety moralne, instytucje państwowe i społeczne. Wszystkie one odbierają nam, facetom, prawa do równo stanowienia w związku, jeśli tylko innego zdania będzie przedstawicielka płci pięknej. Więc pozostaje albo pogodzić się z tym trendem, albo tez świadomie skazać się na życie samotnika, który kontakty z kobietami ograniczy jedynie do spotkań stricte towarzyskich i to przy podwójnym zabezpieczaniu, szwadronie niezależnych świadków oraz pełnym monitoringu. Nie ma miejsca na fuszerki, czy też odrobinę szaleństwa. Musi być pełna, czyli świadoma współpraca całego systemu obronnego, zabezpieczającego męską wolność, niezależność i możliwość podejmowania suwerennych decyzji. Wszak, oprócz obowiązku podtrzymania gatunku jeszcze tyle gór jest do zdobycia...
Fri
02
Sep
2011
Dziś nie może być poruszany żaden inny temat poza jednym.Warto wiedzieć, że zespolenie ogólnonarodowe w Polsce nastąpić może tylko z okazji rocznicy wzięcia w tyłek przez ogół. Nadaje się do tego idealnie rocznica września 1939 r., kiedy Polska przegrała wojnę z Niemcami(chociaż miała i powinna wygrać). Ta rocznica klęski obchodzona bywa corocznie wspólnie, uroczyście, podniośle, radośnie, czasami nawet wyniośle. Znowu Niemcy musieli przepraszać Polaków za to, że nie udało im się przegrać wojny już w 1939 r. z rąk Polski samiutkiej, Rosjanie tłumaczyć się z położenia geograficznego Rosji i tego, ze Rosja odważyła się być państwem bardziej poważanym na Świecie niż Polska. Ciekawe, co by powiedzieli bohaterowie tamtych chwil widząc, co i jak się wyprawia na ich cześć obecnie? Jak ich poświęcenie, ofiara życia jest przedmiotem gier politycznych, walki o stołki, o inne zaszczyty, jak pamięcią o nich na siłę katuje się dzieci i młodzież.Jak wybiela się jedynie słuszne kart historii oczerniając inne.A przecież mało który z bohaterów ginął świadomie.Oni chcieli zwyciężyć wroga, ale jednocześnie tak samo mocno chcieli przeżyć! Cieszyć się światem, kochać, być kochanym, dorabiać się, kształcić, starzeć z godnością. Banialuki ze słów wierszy, czy też piosenek o "idących na śmierć świadomie" można zakwalifikować według sądowego żargonu jako podżeganie do popełnienia przestępstwa. Nie na darmo milczy się o tym, że podpici szwoleżerowie "rozjechali" broniących Somosierry Hiszpan, że nad angielskim niebem latali "podchmieleni" lotnicy ściągani w czasie alarmu prosto z kasyn. Przykłady można mnożyć. Zawsze tam, gdzie czai się śmierć alkohol pełni rolę buforu, dzięki któremu łatwiej jest znieść już samą świadomość obcowania z zimną i często nieuchronną kostuchą. Dlaczego mamy się wstydzić tej prawidłowości? Dlaczego zatajać? Jako człowiek urodzony w XX wieku cieszę się, że dożyłem XXI stulecia, w którym każdą rocznicę historyczną obchodzą w zwartym szyku politycy i politolodzy, zaś nastrój, potrzeby,emocje i dążenia młodzieży początkującego stulecia znacząco odbiega od pobożnych życzeń obecnych "ideologów".
Wed
31
Aug
2011
Przemalowując misternie ściany nadmorskich pokoi po powrocie z nadmorskiego spaceru gdzie co krok natykałem się na ślady odpadów naszego ekologicznego społeczeństwa zastanawiałem się czy
istnieje coś takiego jak przyjaźń pomiędzy facetem i kobietą? Już po godzinie intensywnego myślenia dałbym sobie odgryźć napletek(gdyby to tak nie bolało), że nie....nie istnieje, ponieważ
zawsze taki stan, będąc pożądanym w związkach w pewnym momencie zaowocuje zbliżeniem się tych dwojga do siebie. Do tego zbliżeniem mało przyjacielskim! Od zawsze męskie komórki przyciągały
żeńskie i odwrotnie. Niezależnie od tego, jaki miał być efekt końcowy tego "spotkania". Przyjaźń, zrozumienie, umiejętność osiągania kompromisów jest cementem związków miłosnych. Natomiast
partnerstwo, to to czego szukają wszyscy, ale nie każdemu pisane jest to znaleźć w osobie, z którą chcemy związać się na stale. Czasami uroda i względna ogłada naszej wybranki(-ka) tak
sponiewiera nasze szare komórki, że później następuje tzw. obudzenie się z ręką w nocniku. Ma miejsce dramat i leczenie ran. Zaczynamy wtedy poszukiwania przyjaciela, bo jest nam źle. Przyjaciela
takiego,co będzie miał czas dla nas, będzie nas rozumiał, potrafił pocieszyć, umiał rozwiać nasze troski, będzie emanował empatią wokoło. Zawiązując nic przyjaźni zaczynamy angażować się w
głębszy związek, którego epilog jest bardzo łatwy do odgadnięcia. Nie, przyjaźń pomiędzy facetem i kobietą jest fikcją. Może trwać krótki czas, ale potrzeba jest bardzo silnej woli obojga i
takich samych zamiarów u dwojga. Można powiedzieć, że jest to męczeństwo w imię hasła, wzniosłej i pięknej idei, nic więcej....
Clive Staples Lewis - „nic nie jest mniej podobne do przyjaźni niż zakochanie”
Tue
30
Aug
2011
A propos ciągłego polowania na czarownice, czyli na prawa jazdy w taki, czy siaki sposób....to teraz najlepiej jest posiadać uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych. Nie posiadając pojazdów, ani innych środków służących do przemieszczania się. Prosty wniosek. Z uwagi na zmienność interpretacji w Polsce co jest pojazdem mechanicznym, a co nim nie jest często prowadząc busa po pijaku można stracić uprawnienia do jazdy rowerem i odwrotnie.Idąc obok roweru po uraczeniu się kilkoma piwami stwarza się zagrożenie równoznaczne z prowadzeniem statku kosmicznego po wypiciu butelki wódki. Jakiś czas temu Rzeczpospolita uznała za pojazd mechaniczny kajak. Tak więc przebywanie w kajaku można przepłacić czasami utratą licencji pilota pasażerskiego. Dlatego też myślę, że najlepiej jest nie posiadać roweru, ani samochodu, przyczepy, kajaka, promu kosmicznego, deskorolki,fotela na kółkach, ani tez wrotek. Cholera, nawet nie kupię sobie nielotnego F-16(patrz zdjęcia!), czy też atomowej łodzi podwodnej!! Dzięki tej zamierzonej, świadomej ascezie mogę być pewien, ze nie stracę już więcej prawa jazdy, bo przecież za używanie po pijaku samych nóg jeszcze nikomu nie zabrano papierów, nie wsadzono za kratki. Mając je schowane głęboko w portfelu będę się czuł jak Kubica po wypadku w Kanadzie, ponieważ mogę sobie wsiąść do autka byle jakiego, tyle że po co? Skoro można to przypłacić tak poważnymi konsekwencjami, to lepiej zażywać zdrowszych spacerów. Ustka ma wiele ku temu miejsc. Odżyje dzięki tej decyzji również komunikacja publiczna. A swoją drogą, to nie lepiej skoncentrować się głównie na przyjemnościach tego świata,a nie na dręczeniu obywateli? ;)
Mon
29
Aug
2011
Taaaak, szukanie dobrej kwatery ma to wspólnego z łapaniem ryb, że tu i tu nie wiadomo co się złapie i w jednej, jak i drugiej sytuacji ryzykujemy, że będziemy mokrzy. Mokrzy może nie od wody,ale fakt pozostaje faktem- nerw będziemy mieli naruszony. To, iż wypada odpowiednio wcześniej zainteresować się znalezieniem miejsca dla naszego wypadu jest sprawą oczywistą, natomiast nie dla każdego sprawa oczywistą jest znalezienie miejsca gdzie atmosfera sama już napawa optymizmem i czyni pobyt z założenia udanym. A przecież tak niewiele trzeba...Po pierwszej wymianie zdań pisanych w mailu, czy tez przez telefon można wywnioskować z kim przyjdzie nam obcować w czasie naszego urlopu, u kogo gościć. Stale powielana w szkołach zasada pierwszego wrażenia i w tym przypadku ma zastosowanie, ponieważ przy tak dużej konkurencji pensjonatów, domów gościnnych, kwater prywatnych, ośrodków wczasowych i hoteli cena pokoju, mieszkania, apartamentu, czy też innej kwatery odchodzi na dalszy plan. Oczywiście zakładam niezbyt wysublimowane oczekiwania, jakie powinna spełniać poszukiwana przez nas kwatera. Natomiast co do gospodarzy, to już wypada się troszeczkę dłużej zastanowić.Wszak tak długie wolne, jak urlop ma się przeciętnie raz w roku. Moje ostatnie poszukiwania pokoju nad morzem trwały aż dwa tygodnie,ale za to zakończyły się absolutnym sukcesem. Bezapelacyjnie, konkretnie i bez żadnych ceregieli udało mi się wynająć dwuosobowy pokój nad morzem, jakieś 1000 metrów gwarantujących brak nadmorskiej wrzawy przy otwartych oknach w pokoju, natomiast pasujące na poranny jogging do plaży- miejsca porannej gimnastyki. Zaczęło się jednak bardzo prozaicznie. Wysłałem około 70 maili z zapytaniem o dostępność i warunki wynajmu kwatery. Pomijam fakt, że pierwsza odpowiedź otrzymałem po trzech dniach. Na błędy ortograficzne nie zwracałem uwagi, o tym napisze jeszcze. Zastanowiło mnie coś innego. Cześć moich wirtualnych rozmówców oferowało mi usługę jak kiełbasę w czasach PRL-u. Na pierwszy rzut oka było widać, że potraktowano mnie wklejką, ani dzień dobry, ani do widzenia. Rzucona na ladę Podwawelska. Tak jakby u tych ludzi czas się zatrzymał. Natomiast spora cześć maili była pisana już bardziej marketingowo, z wyczuciem, z otwartością na wczasowicza, czyli klienta. Te własnie oferty pokoi przeszły do dalszych moich kwalifikacji. Pozwoliłem sobie na wykonanie połączenia telefonicznego z każdym oferentem i przeprowadziłem rozmowę weryfikacyjną, zasypując ich lawiną pytań zupełnie infantylnych czasami. W trakcie niej takie szczegóły jak barwa głosu, rozpoczęcie rozmowy, umiejętność słuchania, brak rozdrażnienia w glosie miały ogromne znaczenie. Tak wielkie, że po zakończeniu telefonicznego maratonu pozostało mi troje oferentów na placu boju. Trzy pokoje do wynajęcia nad morzem.I wiecie co zrobiłem? Zalosowałem i ...... wygrałem :)Urlop nad morzem spędziłem w ciszy, otoczony wspaniałą atmosfera ludzi innym ludziom życzliwych.
Sun
28
Aug
2011
Znacie Słupsk? Tak? Wieczorowa porą? Również? Hmmmm, to posłuchajcie:
Spacerek nocna pora? Tak, to ma swe uroki, poza "wybieganiem" piecha, można uporządkować myśli po całodziennym zgiełku, natłoku myśli, burzy pomysłów. Teraz gdy cisza wokół, a tylko kot cichaczem
przetnie Ci drogę, czy tez przestraszone obce psisko obszczeka z dala możesz dotleniając swe płuca dostrzec piękno miasta, które chowa w mroku swe wstydne kąty eksponując to co można poczytać za
jego wizytówkę, za jego nocne oblicze...Słupia płynąca leniwie, jej cichy pomruk, szum raczej splata się z dźwięcznym drżeniem liści i szmerem przelotnego opadu deszczu, który zawsze dawał
wytchnienie po całodziennym tętniącym życiem letnim gwarze.Teraz mając go w nadmiarze, nie jestem w stanie oprzeć się natrętnemu wrażeniu, ze i tak niesie ulgę,mym uszom,ukojenie nerwom i przy
okazji zmyje wyziewy cywilizacji z dnia poprzedniego.Idąc wzdłuż muru broniącego przez wieki dostępu do grodu, mijając basztę o niezbyt chlubnej tradycji napawam oczy znanym od lat widokiem, w nocy jakimż innym. Nawet wieczorowa pora, gdy już zmrok zapadnie nie ma takiego przekazu obraz ten
wizytówką miasta będący. Piękno nocy, jej urok, jej zagadkowość i nieodgadnione sekrety sprawiają, ze znane miejsca wyglądają za każdym razem inaczej,za każdym razem ciekawiej, za każdym razem
maja inne spojrzenie do przekazania, inne piękno do pokazania, niewymownie lśnieniem nocy tyka nas w głębokich czeluściach duszy i trzyma, trzyma zagadkowością i mentalnym przesłaniem,
połączeniem legend, historii i teraźniejszej funkcjonalności,tutaj tkliwa opowieść urasta do wspanialej pieśni opiewającej gród, który Małym Paryżem zwany, zasłużył sobie na wiele, zasłużył sobie
na zmiany.Zmiany na lepsze, bo innych niegodzien, wiec dlaczego do tego nie dojdzie? Gdy czar nocy pryska wychodzą ludziska i psuja co piękne w tym mieście?Ale jest noc, jest noc czarna jeszcze,
wiec korzystając z tych chwil, gdzie odprężam swe szare komórki i tak sobie wymyślam różne "szkopułki". Moj krok powolny, z mocy nocy donośny odbija się echem od niemych świadków historii,
których opisuję teraz a w czasie rozłąki wspomnieniami przywracam do życia w swej głowie. Czasem przysiądę na ławce przy Zamku, czasem cupnę na schodach Ratusza, są takie miejsca, gdzie człowiek się najbardziej
wzrusza. Prezent angoli tez oko cieszy, zwłaszcza gdy funkcjonalnością grzeszy...Jest jeszcze jeden plus niewątpliwy, takiej z nocą komitywy. Otóż ma wolne me utrapienie, które często wprowadza
za dnia mnie w osłupienie, gdy dopatruje się logiczności w ustawieniu słupskiej sygnalizacji świetlnej i jej działalności.