Bohaterów nie sieja, ale też nie trzeba się wcale bohaterem urodzić, aby móc nieść pomoc tym, którzy tej pomocy potrzebują. Wiele osób żyłoby do teraz, gdyby na swojej drodze spotkało w odpowiednim czasie takich właśnie ludzi...
Po apelu "Głosu Pomorza" do redakcji zgłosił się mężczyzna, który uratował tonącego słupszczanina. Wciąż szukamy pana, który wcześniej wyłowił jego syna.
O dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się przy usteckim molo "Głos" napisał we wtorek. Wtedy zgłosił się do redakcji Mirosław Tama, który za pośrednictwem gazety pragnie odnaleźć mężczyznę, który uratował jego syna. – Nie zdążyłem mu powiedzieć dziękuję. Spać mi to nie daje – mówił.
Wszystko rozegrało się 10 lipca, po południu. Wtedy młode małżeństwo ze Słupska – Mirosław i Małgorzata Tamowie pojechali po pracy na plażę do Ustki wraz ze swoimi dziećmi, 8-letnią córką i 11-letnim synem. Syn razem z kolegą bawili się przy brzegu kołem dmuchanym, W pewnym momencie fala zabrała koło, a syn pobiegł za nim. I wtedy rozpoczął się dramat. Fale były bardzo silne, a morze wzburzone. Syn oddalił się za daleko, wiec ojciec pobiegł za nim. Niestety, prądy morskie zniosły i syna, i ojca w głąb morza.
– Morze wciągnęło nas bardzo daleko, a ja z minuty na minutę opadałem z sił – relacjonuje Mirosław Tama. – Wtedy pojawiły się pierwsze myśli, że żywioł może pochłonąć nas obu, jeżeli ktoś nam nie pomoże. Byliśmy już bardzo daleko od linii brzegowej, na wysokości wędkarzy na molo w Ustce – opowiada.
Sytuacja wyglądała dramatycznie. I wtedy pojawił się ten mężczyzna.
– Popłynął aż z plaży. Moja żona ma twarz tego pana przed oczyma. Spędzał czas z dwiema kobietami na plaży nieopodal nas. Zainteresował się sytuacją, bo zobaczył, jak ja nerwowo wskoczyłem do wody. A że po chwili zobaczył, że nie do końca daję sobie radę z falami, jak i z utrzymaniem syna przy sobie, to gwałtownie zareagował. Przepłynął naprawdę kawał drogi podczas bardzo wzburzonego morza – opowiada Mirosław Tama.
Anonimowy bohater wyciągnął z wody syna i tym samym uratował mu życie.
– Odszedł jednak, nie czekając na oklaski – mówi słupszczanin. Po artykule odezwał się jednak inny mężczyzna, który także brał udział w akcji ratunkowej i wyciągnął na brzeg właśnie pana Mirosława.
– Byłem ze znajomymi na rybach. Łowimy zawsze na końcu molo w Ustce. Usłyszałem straszne krzyki i zobaczyłem, że stoi tłum gapiów. Pobiegłem, żeby zobaczyć, co się dzieje – opowiada Zdzisław Posiadała ze Słupska. – Kobieta, chyba żona tonącego, strasznie krzyczała i błagała o pomoc. Wszyscy stali i patrzyli, więc zszedłem po tych kamieniach i zacząłem wyciągać tego mężczyznę. Sam nie miałem już siły, bo facet był wyczerpany i bezsilny. Do tego kamienie obrośnięte były zielskiem i było ślisko. Mam obdrapane całe nogi – relacjonuje.
– Krzyczałem, że zaraz puszczę, bo sam nie dam rady, ale ta kobieta płakała i krzyczała, żebym go trzymał. Zebrałem więc wszystkie siły i wyciągnąłem gościa na brzeg. Ciężko było, bo fala była silna i ciągle go odpychała, ale udało się. Myślę, że byłoby po nim, gdyby ktoś mu tej ręki nie podał – mówi.
Zastrzega jednak, że to nie on ratował syna. – Syn był już na brzegu. Nie wiem, kto go wyciągnął, nie widziałem tego – mówi.
O tym, że Mirosław Tama szuka ludzi, którym zawdzięcza życie swoje i syna, dowiedział się od synowej. – Powiedziała, że w gazecie o mnie piszą. Pomyślałem więc, że przyjdę i opowiem, jak było – mówi.
– Rzeczywiście znieczulica jest straszna. Gapiów stał cały tłum, ale nikt nie poszedł pomóc. Patrzyli, jak człowieka morze zabiera. A biedna kobieta sama próbowała go wyciągać – dodaje. Mirosław Tama nie mógł spotkać się z panem Zdzisławem, bo pracuje za granicą, ale zapewnił, że osobiście mu podziękuje.
("Głos Pomorza" Magdalena Olechnowicz)
Fajnie, że są tacy ludzie! :)
mała (Sunday, 26 August 2012 06:31)
Brawo!!! aż miałam ciarrrry i jak dobrze że ich uratowali no i szacun wielki! dla tych panów ja bardzo lubię szczęśliwe zakończenia ohoho i cieszę się że są tacy bohaterscy ludzie
Wylinka morska (Sunday, 26 August 2012 15:47)
Tak,to bardzo wspaniałe,że są tacy ludzie,którzy bez wahania decydują się pomóc w takim niebezpieczeństwie,to ważne,bo liczą się ułamki sekund!
Pozdrawiam bohaterów :) **
I idę spać,na pewno będę mieć "bezpieczne sny"
Dobrej ciepłej nocy :)))
< plusk >
Romek (Wednesday, 29 August 2012 14:29)
Szacun dla kolegów
rozpowiem na dzielni może ktoś ich zna
Piotr O. (Wednesday, 05 September 2012 04:09)
Witam :)
Mam bardzo wielkie poważanie i podziw dla ludzi z każdego rodzaju ratownictwa,to są ludzie nadzwyczajni,o których trudno w dzisiejszym znieczulonym i wyrachowanym świecie.
Zwykła umiejętność pływania nie wystarczy,osobom nieprzeszkolonym odradzam tego typu bohaterstwo,ale w takich wypadkach trzeba bardzo szybko podjąć decyzję,dlatego każdy decydując się na pomoc,musi sam przeanalizować czy jest w stanie nieść pomoc w 100 %,czy może spowodować jeszcze większe zagrożenie,lub sam paść dodatkową ofiarą.
Bardzo ważne jest całkowite opanowanie paniki,a kondycja fizyczna i determinacja to podstawa.
Jak to tylko możliwe,najlepiej przed podjęciem działań,należy powiadomić służby ratownicze, w tym wypadku Pogotowie Ratunkowe (tel. 999 lub 112) albo Straż Pożarną (tel. 998), a na wodach patrolowanych przez Wodne Ochotnicze Pogotowia Ratunkowe zadzwonić pod numer 601 100 100.
Pozdrawiam :)