Spacerując brzegiem Bałtyku, mocząc sobie stopy w orzeźwiającej toni morskiej, mijając ostatnich letników, którzy będą powoli zwalniać pokoje w Ustce dla wczasowiczów łaknących ciszy przerywanej krzykiem mew i szumem rozbijających się fal o falochron w okresie jesienno- zimowym, czy imponderabilie można kontrolować?Przecież, wbrew własnemu o sobie mniemaniu jako o zimnym racjonaliście, wciąż się łapię na postępowaniu, które nie ma innego sensu jak pozaracjonalna uległość własnemu etosowi i jego identyfikacyjnym sygnałom. Nawet będąc w Mielnie ku konsternacji mych towarzyszy, odmówiłem jazdy rikszą o ludzkim napędzie, chociaż telewizji przy tym nie było. Poczułem, że nie powinienem, nie chcę, ba, nie mogę! Chroniłem w ten sposób swoją ideowa tożsamość, czy godność ludzka. Pewnych rzeczy nie wypada robić człowiekowi, który wzrusza się przy "Międzynarodówce" czy też "Mazurku Dąbrowskiego". Natomiast oczy szeroko otwiera kiedy ludzie ze wzruszeniem śpiewają w kościele "Boże coś Polskę" nie myśląc o tym, że jest to hymn na cześć ograniczonej suwerenności Polski stanu przeszłego, potępianego teraz usilnie (chociaż nie wówczas, gdy istniał) przez przykościelnych polityków. Zawodzący w kościele wierni nie mają bowiem pojęcia, że śpiewają na cześć króla Polski, cara Aleksandra, któremu pieśń tę poświęcili jej twórcy. Niejednokrotnie odmawiam asymilowania obcych tradycji, nie przyjętych przez moich przodków, odrzuconych przez rodziców. Chcę wyrazić moje poczucie obcości wobec nich. Mówią mi, że przecież wszyscy ulegają powszechnie obowiązującym obyczajom, więc jestem śmieszny i małostkowy, urażam gości, ba urażam nierzadko gospodarzy. Owszem,wszystko się zgadza, ale poprzez ten ubogi sprzeciw, moje własne veto wobec obyczajowej presji chronię własne imponderabilia, moją tożsamość....a i tradycja polska zostaje podtrzymana :) Chociaż często i gęsto wyłamuję się i jednak w imię racjonalizacji, w pogoni za lepszym życiem staram się brać to co najlepsze, korzystać z doświadczenia, podpatrywać nastawienie do Świata innych. Bo dlaczego nie skorzystać ze starego, trochę zmodyfikowanego powiedzenia ludzi mądrych, ze podróże kształcą? Uczmy się na cudzych błędach, to znacznie mniej kosztuje nerwów, stresów i pieniędzy;)
Jula(aniołek) (Friday, 16 September 2011 05:17)
Nie zawsze możemy uczyć się na cudzych błędach.Czasami musimy popełnić własne, żeby zrozumieć innego człowieka i przekonać się czy nasze postępowanie było właściwe.
Szanuję też imponderabilia innych, ale wymagam tego samego w stosunku do mnie.
włóczykij (Friday, 16 September 2011 09:05)
Stanowczo doradzam uczyć się na cudzych błędach. Nie musimy byc najmądrzejsi, natomiast zawsze dobrze być ciut mądrzejszym :)
Donka (Friday, 16 September 2011 12:20)
... nie zapominając również o błędach własnych. ;)
A czy imponderabilia można kontrolować? A czy nie weryfikujemy przez całe swoje życie podstaw, które nam wpojono i które były podłożem do ukształtowania się naszego rozumienia i odczuwania wielu pojęć, zjawisk? Wg mnie są uczucia, których kontrolować nie jesteśmy w stanie. Ba! Nawet nie do końca wiemy, od kiedy już są, gdzie był ich początek... Można je nieco przytłumić, jeśli są przyczyną naszego dyskomfortu - taka reakcja organizmu to rzecz całkiem naturalna, ale nie sądzę, aby można było się ich całkowicie pozbyć. Poza tym to kosztuje sporo wysiłku, koncentracji, a przecież musimy żyć i wciąż stawiać czoła różnym innym emocjom. A nadmiar zawsze szkodzi. I chociaż imponderabilia to pojęcia, stany niemierzalne, to widząc, że ich wpływ na to, co się z nami dzieje, jest zbyt duży, większości z nas zapala się taka malutka lampka sygnalizacyjna, alarmowa, która budzi ze snu refleksje, zastanowienie, czy aby osiągnęliśmy to, czego naprawdę chcieliśmy... :)
ustka (Saturday, 17 September 2011 07:39)
Mam Cię, Donka! :))) Jeszcze niedawno oburzałaś się, gdy ja napisałem, że jesteśmy tak czy inaczej zaprogramowani a teraz piszesz o uczuciach, których nie jesteśmy w stanie kontrolować? ;)))
Fajnie jest zrobić na koniec swego żywota taki rachunek sumienia i oceniać z pryzmatu czasu swoje osiągnięcia, wybory, posunięcia. Ja wiem, większość z nas dokonałaby całkiem innych posunięć życiowych, gdyby miała szanse wrócić do tamtych dni, ale mimo wszystko powinniśmy akceptować swoje życie, ponieważ innego po prostu nie mamy :)
Donka (Wednesday, 21 September 2011 11:42)
Masz mnie? Hmmm... ;)
Czy coś, co nie podlega kontroli, musi być zaprogramowane? A skąd taki wniosek? Ja uważam, że wręcz odwrotnie - szczególnie w odniesieniu do uczuć. Od kiedy to programujemy sobie emocje? Czyli co? Mówimy sobie, że w tym momencie coś nas ma rozbawić i wybuchamy śmiechem, a w innym wypadałoby poczuć smutek, a więc czujemy obniżenie nastroju, snujemy się z kąta w kąt, a może nawet ronimy łzy? O czym Ty mówisz? Życie to nie teatr. ;)
Ja mam nadzieję, że to jeszcze nie jest mój schyłek żywota. Rachunek sumienia staram się robić... na bieżąco. Nie zmienię swoich dotychczasowych wyborów i związanych z nimi doświadczeń. Dlatego akceptuję swoje życie i siebie w nim, swoje pomyłki również. I wcale nie tak bezwolnie - co uznaję za niekorzystne, a uznaję, że jestem w stanie zmienić, to... dążę do tychże zmian. Może zdążę... :))