Piję – źle. Nie piję – fatalnie!;)
Dużo ukazało się utworów z życia alkoholików, które jest tak burzliwe co i ciekawe, stwarzające pole do popisu najbardziej wyrafinowanych reżyserów. Zachęca do wgłębiania się w siebie, na
spojrzenie na swoje własne ja oczami autora, bądź też głównego bohatera. Polecam takie lektury jak napisane przez Hansa Fallady, Zygmunta Szeligi i Marka Hłaski czy tez Stachurę, Jerzego Pilcha i
Wiktora Osiatyńskiego...Bez udziału alkoholizmu nie byłoby połowy polskiej literatury. W szkołach dorobek języka polskiego należałoby podzielić na dwa obozy: w jednym Broniewski, Osiecka,
Andrzejewski itd., itp...,w trzeźwym prądzie Szymborska, Miłosz, Lem i inni o nieprzeniknionych źródłach natchnienia. Zauważyłem, że nastąpiła stagnacja pisaniny autorów grzebiących w swoich
zmacerowanych wódką wnętrznościach. Można więc teraz zrobić interes inicjując pisarstwo wyrażające reakcję na prozę alkoholiczną. Trzeźwość jest tragedią rzadszą i też wielką. Ja nie jestem ani
niepijącym, czyli abstynentem, ani alkoholikiem. W sytuacjach pozatowarzyskich lub bezalkoholowych mogę z przyjemnością w ogóle nie pić. Picie zaś zniechęca mnie dodalszego picia. Kac czyni
swoje w obronie mojej trzeźwości katując mój organizm od środka. Samoistnego, niewyrozumowanego pociągu do wódki w ogóle nie czuję. Z niechęcią( co ja mówię, wcale!) w nocy wstaję,
żeby się napić. Rad byłbym mogąc zamiast tego oglądać TV, aż usnę, tyle że nie mam rano czasu na odsypianie nocnych seansów. Bez nasennego celu czasem tylko wypijam samotnego drinka, chociaż
siaduję przed telewizorem w pokoju, gdzie nad barem piętrzy się kilkanaście zakurzonych, pełnych butelek przedniego alkoholu. Szybciej więc nazwałbym siebie człowiekiem męczonym przez wódkowstręt
a marzącym o wielkiej alkoholowej podniecie. O bodźcu do wielkich czynow, do wielkich rzeczy czynienia. Ale przecież żarówki juz nie wynajdę,internetu, koła też nie. Co najwyżej nieudolnie
poprowadzę blog ;)Być może dramaty alkoholików są większego rozmiaru, każdemu człowiekowi największą tragedią wydaje się jego własna, swojska. Własny łupież doskwiera bardziej niż cudzy parkinson
:)
Donka (Wednesday, 14 September 2011 18:06)
Hmmm... Jestem kobietą, ale nie będę pruderyjna i powiem tak: lubię napić się piwa lub wina po skończonym tygodniu pracy i nie uważam tego za coś niestosownego. Wódki nie znoszę. Najczęściej ma to miejsce podczas spotkania towarzyskiego w domowym zaciszu lub pubie, ale... jestem z natury nocnym Markiem, toteż bywa, że przeciągam sącząc potem piwo przed... kompem. To jest chyba jakaś rodzinna cecha, bo moja siostra ma to samo... ;) Wiele zależy od aktualnego stanu emocjonalnego. Praca w onkologii dziecięcej nie jest źródłem spokojnej satysfakcji z wykonywanych obowiązków - przez 8 godzin dziennie towarzyszy mi stres. A życie prywatne też człeka nie oszczędza... Ta jednorazowa w tygodniu dawka alkoholu powoduje... może nieco pozorne, ale jednak odprężenie. O kacu nie piszę, bo wiadomo, o co w nim chodzi... Promotor mojej pracki mgr zwykł na początku zajęć uczciwie przyznawać się, że ma kaca i naturalne, towarzyszące mu... poczucie winy (nawet kiedyś próbowaliśmy dojść, skąd ono się bierze wtedy w człowieku...). Im gorszy stan psychiczny - tym mniejsza dawka alkoholu człowieka oszałamia. Kilku z moich znajomych w ogóle nie dotyka alkoholu i żyją, ale... większość z nich to ludzie, którzy nie należą do nazbyt towarzyskich lub po prostu dolegliwości zdrowotne im to uniemożliwiają. Znam również okolicznych szwendaczy (prawie wszyscy to alkoholicy) - mieszkam u siebie niemal od urodzenia. Widzę, jak marnieją w oczach, jak się staczają i jak ich stopniowo... ubywa... Ale codziennie wytrwale już ok. 7:00 czekają na "sponsorów" w okolicy najbliższego sklepu. Bo nie ilość stanowi o uzależnieniu, a... częstotliwość sięgania po alkohol. Żal tych ludzi, ale i ich rodzin... Niestety jest to bardzo powszechny obrazek polskiej codzienności...
Każdy nałóg jest nieszczęściem. I o tym wszyscy powinniśmy pamiętać. :)
Jula(aniołek) (Thursday, 15 September 2011 02:47)
Codziennie już ok.5 rano widzę panów idących do pracy i kupujących tanie trunki.Hm..to być może dla rozjaśnienia umysłu,a może wtedy "robota" nie będzie tak ciężka?
Nie jestem abstynentką ale nie potrafię zrozumieć w czym alkohol pomaga w pracy lub rozwiązaniu problemu?Przecież jeżeli muszę podjąć decyzję dogłębnie się nad czymś zastanowić to mój umysł powinien być jasny i racjonalnie myśleć?Nie lubię i nie umiem rozmawiać z osobą w stanie upojenia.Wolę omijać takich ludzie szerokim łukiem bo wywołują u mnie obrzydzenie,wstręt a nawet złość.
Ale przypomniałam sobie jak jeden z takich ludzi odpowiedziałam mi na pytanie:
-Dlaczego pijesz?
-Piję żeby paść
Padam żeby wstać
Wstaję żeby pić
Piję żeby żyć!
ustka (Saturday, 17 September 2011 07:48)
Wiele zależy od ilości alkoholu spożywanego. Jeżeli mówimy o bezmyślnym upijaniu się do granic przytomności, to tak, nie służy to żadnej pracy twórczej. Natomiast sączenie ulubionego trunku może okazać się nad wyraz płodnym stymulatorem dla umysłu niejednego z nas. :)
Mnie zrażają tylko alkoholowi namolniacy i bohaterowie. Z reszta idzie jakoś wytrzymać. :)
No to nie popadajmy w nałogi! Przecież każdy z nas ma własną wole i świadomość co jest dla niego dobrym a co złe :)
ada (Thursday, 22 September 2011 11:18)
Mialam taka koleżankę, co jej mąż byl trzezwiejącym alkoholikiem. Wtedy jak pil, to robil jazdy, ale jak przestal, to sie zrobil nie do zycia, do tego stopnia, az sie z nim rozeszla.
Wylinka morska (Tuesday, 11 October 2011 11:50)
To jest Ci z tym dobrze czy źle?
Bo już się zamotałam samotnie :)