Wyuczone mądrale mówią, że jeżeli ludność nie napłodzi dzieci, będzie nas, Polakow coraz mniej. Społeczeństwo się zestarzeje i nie będzie komu zapracować na wypłaty dla coraz liczniejszych emerytów, dużej rzeszy rencistów i zasiłków dla nieubywających bezrobotnych. Kłamią! Finansowa i organizacyjna zapaść służby zdrowia stwarza gwarancję, że starość będzie przywilejem ludzi bogatych, a więc nielicznych, żyjących na własny koszt i jeszcze wspomagających własne dzieci. Nieprawdziwa jest zresztą sama doktryna głosząca, że im więcej byłoby coraz dłużej żyjących emerytów, tym liczniejsze powinny być młode roczniki płacące składki na ZUS. Weźmy za przykład nowoczesną rodzinę polska: mężczyzna, kobieta, oboje pracują i wychowują jedno dziecko. Takiej rodzinie łatwiej(pomijam fakt, że łatwiej jest również wynająć pokój nad morzem w okresie urlopowym) przecież utrzymać jeszcze jednego emeryta, a także pół bezrobotnego niż pracownikowi, który spłodził czworo dzieci, a więc ma też na utrzymaniu niepracującą żonę. Zatrudnienie kobiet jest szybszym i pewniejszym niż rozrodczość sposobem poprawienia proporcji pomiędzy pracującymi a emerytami. Wyzwoli przy tym młode kobiety z ciasnoty umysłowej wyznaczanej przez odkurzacz, pieluchy, rondle, wycieczki do pralni i mentalnosci garkotłuka. Fałszem jest, że system emerytalny się zawali, jeśli w przyszłości zmaleje liczebność ludzi zdolnych do pracy. W Polsce jest niecałe dwa miliony zarejestrowanych bezrobotnych przy wciąż sztucznie rozdętym zatrudnieniu w przedsiębiorstwach państwowych i urzędach. Dwa miliony mniej Polaków to o dwa miliony mniej bezrobotnych oraz zbędnych pracowników. Czyli więcej środków na emerytury, renty i inne świadczenia. Im mniejsza ilość rąk do pracy, tym bardziej rosną płace, a wskutek tego relatywnie tanieje i bardziej się opłaca postęp techniczny (automatyzacja, innowacyjność, itp.). Dochód narodowy powiększać będzie modernizacja techniczna, a nie człowiek z łopatą, kilofem czy młotkiem. Spadek liczby ludności nie jest więc żadnym nieszczęściem, ale czynnikiem, który sprzyja postępowi i dobrobytowi. Potrzebę liczebnego wzrostu ludności głoszą nacjonaliści, a więc wyznawcy anachronizmu. Sądzą oni, że im naród liczniejszy, tym potężniejszy i bardziej się liczy. W średniowieczu takie hasła były bardzo trafione z racji toczonych jedna za druga wojen, teraz całkowicie straciły na wartości. Są przeżytkiem, świadczącym o zatrzymaniu się w ideowym myśleniu ich głoszących. Tak mogą myśleć obecnie jedynie ci których jest stać na hodowlę gromady dzieci, a choćby i utrzymania stajni aut wyścigowych..... :)
Donka (Friday, 09 September 2011 15:24)
Przyznam szczerze, że nie znoszę statystyki. Wiem, że jest bardzo przydatna, żeby nie powiedzieć - niezbędna. Sama z niej korzystałam robiąc badania dot. mobbingu. A tu przeludnienie naszej planety versus niże demograficzne. I nadal utrzymująca się tendencja do tego, że im niższy status materialny rodziny, tym więcej jest w niej potomstwa. Tudzież czarna Afryka i panujący tam głód, a także coraz więcej przekazów informacyjnych na temat sytuacji socjalnej Wietnamczyków, Koreańczyków, Chińczyków... A przecież u nas w Polsce też jest od groma biedy i niedożywienia, są miejsca, gdzie kobiety rodzą na... klepisku. Statystyczny Polak jest tak zajęty własnymi sprawami, że na codzień w ogóle nie myśli o takich problemach. Żyjemy w ogromnym pośpiechu i mało mamy czasu na tego typu refleksje. Może podczas dżdżystego weekendu, gdy częściej zasiadamy przed telewizorami. Media faszerują nas newsami z całego świata. Większość przekazów optymistycznie wcale nie wygląda. Gadamy o tym na okazyjnych spotkaniach rodzinnych lub towarzyskich, po czym wracamy do utartego rytmu. Lampka sygnalizacyjna dla większości zapala się dopiero wtedy, gdy wizja emerytury jest już bardzo bliska. :)
ustka (Friday, 09 September 2011 18:39)
Tylko widzisz, media często z premedytacja starają się w nas zasiać ziarno strachu. Podejrzewam, że powody są bardzo prozaiczne i brzmią: komercja! :)
Donka (Saturday, 10 September 2011 10:24)
Zgadza się (no proszę, wreszcie jesteśmy w czymś zgodni... ;)) Dodaj do tego jeszcze trik pt. "Temat zastępczy" i mamy całość. Zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki. :)
ustka (Saturday, 10 September 2011 19:00)
I nikt nie sądzi zwycięzców ;))
Donka (Monday, 12 September 2011 11:58)
Tyle że fortuna kołem się toczy. I wczorajszy zwycięzca dziś może być pokonanym... Ale o tym jakoś nikt na bieżąco nie pamięta ;)
ustka (Monday, 12 September 2011 17:37)
A po co pamiętać? W takiej sytuacji najlepiej żyć dniem dzisiejszym, bo co ma być, to i tak będzie!Natomiast to co użyjemy, to już zostanie nasze. Nikt nam tego nie zabierze:))
Donka (Wednesday, 14 September 2011 14:14)
Zasad "niebieskich ptaków" jednym słowem?... A do tego z pewnymi elementami katastrofizmu... Nie ma lekko. Żeby coś mieć jutro, to coś musimy zrobić dzisiaj. Na korzystanie z dobrodziejstw żywota doczesnego też się znajdzie czas i miejsce... ;)
ustka (Wednesday, 14 September 2011 16:42)
Po pełnym wyrzeczeń, obfitującym w rozterki nad sensem istnienia życiu? Ponieważ starając się zapewnić rodzinie egzystencję na średnim poziomie nie ma się czasu i sił na korzystanie w teraźniejszym czasie :)
Donka (Wednesday, 14 September 2011 17:08)
Oj tam, gadanie... Już wierzę, że przeciętny Kowalski jeno zasuwa jak wół i nawet na piFko z kumplami co jakiś czas nie wyskoczy. No nie róbmy z siebie tak od razu cierpiętników, co? Ja też przez całe życie pracuję, ale w miarę swoich możliwości tak gospodaruję tym, co mam, żebym jednak potrafiła się czasem... uśmiechać... do siebie i innych ;)
ustka (Saturday, 17 September 2011 08:13)
A ja znam Kowalskich nieprzeciętnych, którzy pracując na dwa pełne etaty, dorabiając na umowę zlecenie, gonią za odpowiednim dla ich rodzin statusem materialnym. I oczywiście mają czasami kilka chwil na przysłowiowego " browarka ", ale czy taki stan pogoni potrwa długo? Czy dożyje sie zasłużonego odpoczynku, czyli emerytury? Szczerze mówiąc: wątpię :)